Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarownica z Czeladzi: Sąd skazał Katarzynę Włodyczkową za czary. Ścięto ją i spalono

Anna Dziedzic
Anna Dziedzic
Historyczne zapiski o Katarzynie Włodyczkowej znaleziono w kościelnych archiwach w Czeladzi. Niestety nie zachowały się, bo podczas II wojny światowej archiwum mieli wywieźć Niemcy. Wiadomo jednak, że wdowę Włodyczkową, którą posądzono o czary po wątpliwej jakości procesie kat ściął na czeladzkim rynku. Jej szczątki spalono na stosie. Uznano, że jest czarownicą. Dlaczego?

W 1736 roku Czeladź nawiedziły trwające przez ponad dwa miesiące ulewy. Podobno Włodyczkowa, wdowa mieszkająca na podwalu przestrzegała czeladzian przed ich skutkami. Miasto nawiedziła powódź. Woda była wszędzie. Jednak zatrzymała się przed posiadłością Włodyczkowej.

Jak czytamy w "Czeladzkich legendach" wydanych przez Stowarzyszenie Miłośników Czeladzi w 1995 roku, wdowa była "swarliwą" niewiastą i często kłóciła się ze swoim sąsiadem - landwójtem Sojeckim. To właśnie on oskarżył ją o czary. Twierdził, że dowodem jej winy jest choćby zatrzymanie się wody przed jej domem.

Włodyczkowa miała, według niego, zabierać mleko krowom, rzucać uroki na ludzi czy chadzać nocami nie wiadomo gdzie. Proces przed sądem grodzkim był szybki i pobieżny. Landwójt Sojecki ze swoim kompanem burmistrzem Żądlińskim dowodzili winy, bo mieli także chrapkę na rozległy majątek Katarzyny Włodyczkowej. Kobietę osądzono niesprawiedliwie.

Zrobili to świeccy sędziowie. Jej majątek rozdzielono. Kilka lat później na wniosek synów czeladzianki sprawą zajął się biskup krakowski, oburzony, że kobietę skazano za czary nie pytając o to stanu duchownego.
A tylko duchowni są w stanie stwierdzić czy o prawdziwe czary chodziło, czy tylko ludzkie zabobony. Biskup krakowski stwierdził nieważność tego procesu i uwolnił Włodyczkową od zarzutów o czary. Kobietę zrehabilitowano, a landwójt Sojecki za fałszywe oskarżenia zapłacił 60 grzywien i trafił do więzienia na dwa miesiące. Jako pokutę biskup wyznaczył mu też klęczenie z gromnicą przez kolejnych osiem niedzielnych mszy w kościele farnym podczas sumy. Synom Włodyczkowej zwrócono niesłusznie zagarnięty majątek.

Niestety etykietka "czarownicy" bardzo mocno przylgnęła do nazwiska Włodyczkowej. Do tego stopnia, że gdy na początku tego stulecia ówczesny burmistrz Czeladzi z miejskiego budżetu ufundował okazały pomnik Włodyczkowej, który miał być także formą rehabilitacji czeladzianki, do tej pory nie znalazło się miejsce, w którym rzeźba miałaby stanąć. Najpierw miała zostać umieszczona w fontannie niedaleko kościoła. Zaprotestowali m.in. mieszkańcy twierdząc, że nie chcą "czarownicy" pod kościołem. W fontannie pojawiły się więc rzeźby aniołów. Choć minęło już kilka lat "Czeladzka czarownica" wykonana ręką śląskiego rzeźbiarza Jacka Kicińskiego wciąż nie opuściła jego pracowni, bo władze miasta nadal nie wiedzą gdzie ją postawić...

Jeśli jesteście ciekawi czy podobne procesy czarownic odbywały się w Polsce, zapraszamy do lektury najnowszego o miesięcznika "Nasza Historia".

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera