Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłkarz Ruchu kibicuje kolegom z Legii. Śrutwa: Bo nie mamy wychowanków

Tomasz Kuczyński
Ruch zagra dziś z Legią. Mariusz Śrutwa pamięta, jak kibice gwizdali na niego po powrocie ze stolicy. Michał Efir nie kryje sympatii do klubu z Warszawy.
Ruch zagra dziś z Legią. Mariusz Śrutwa pamięta, jak kibice gwizdali na niego po powrocie ze stolicy. Michał Efir nie kryje sympatii do klubu z Warszawy. arc
Ruch zagra dziś z Legią. Mariusz Śrutwa pamięta, jak kibice gwizdali na niego po powrocie ze stolicy. Michał Efir nie kryje sympatii do klubu z Warszawy.

Mam dobry kontakt z chłopakami z Legii, oglądam ich mecze. Kibicuję im cały czas - powiedział napastnik Ruchu Chorzów Michał Efir na konferencji prasowej przed meczem z... Legią. Wprawdzie sympatia do klubu, w którym się grało już od wieku juniora, nie jest niczym złym, ale pamiętając, jakie emocje budzi na Śląsku warszawska drużyna, może wywołać mieszane uczucia.

- Tak to jest, jak ściąga się piłkarzy z Polski, nie stawia się na wychowanków, na ludzi z naszego regionu, kibicujących Ruchowi. Potem mamy takiego zawodnika, który głośno mówi, że kibicuje naszemu rywalowi - irytuje się były zawodnik Niebieskich Mariusz Śrutwa, który grał też w Legii. - Wtedy transfer odbył się za moimi plecami, klub po prostu potrzebował pieniędzy, czekano na nie prawie jak na zbawienie. Nie przypominam sobie jednak, żeby kibice Legii źle mnie przyjęli, choć pewnie nie byłem tak lubiany, jak zawodnicy z tamtego regionu. Po moim powrocie część trybun na Cichej na mnie gwizdała, pamiętam, że tak było, gdy podchodziłem do rzutu karnego przeciw Ruchowi Radzionków w doliczonym czasie gry. Ten karny dał nam wygraną 2:1. Z czasem nasze relacje z kibicami się poprawiły i są już bardzo dobre aż do teraz. Ostatnio spędziliśmy razem trochę czasu na 95-leciu klubu.

Śrutwa rozegrał w Legii 24 mecze (wiosna i jesień 1999 roku) i strzelił siedem bramek, w tym dwie z Ruchem w wygranym przez warszawian 3:1.

- Jestem wychowankiem Polonii Bytom, której też strzelałem bramki będąc w Ruchu. Dwie w moim debiucie w Niebieskich, w Pucharze Polski w Bytomiu, gdy wygraliśmy 4:1 po dogrywce - wspomina.

W drużynie mistrza Polski grają obecnie dwaj byli piłkarze Ruchu - Tomasz Brzyski i Igor Lewczuk. W niebieskich barwach są trzej byli legioniści - Efir, Kamil Mazek i Wojciech Skaba - ten ostatni jest z Rybnika i grał u nas w ekstraklasowych Odrze Wodzisław i Polonii Bytom.

- Możliwe, że mniejsza liczba wychowanków, słabsze przywiązanie do klubowych barw to znak obecnych czasów. Jednak są kluby w Europie, które stawiają na wychowanków i dobrze na tym wychodzą, również finansowo - dodaje Śrutwa.
Efirowi trzeba jednak oddać, że znalazł przewagę Ruchu nad Legią...
- Jesteśmy w czubie tabeli wiosny, mamy więcej punktów niż Legia - mówi. - Po zimowych przygotowaniach wiosną to wszystko inaczej wygląda, na pewno nie jesteśmy skazani na porażkę, będziemy walczyć o swoje. Nie mówię, że jesteśmy lepszym zespołem niż Legia, ale punktów mamy więcej. Już sam występ przeciw Legii dla niejednego zawodnika jest sporym przeżyciem i wystarczającą motywacją. To, czy zagram, jest tylko i wyłącznie w gestii trenera. Wiem, jak ważny jest to mecz dla kibiców. My musimy patrzeć przed siebie i każdy mecz traktować na równi, grać swoje i zdobywać punkty. To bez większego znaczenia, czy to Legia. Wiadomo, że fajnie jest przyjąć u siebie mistrza Polski, lidera, finalistę Pucharu Polski. Wiem z poprzednich lat, gdy byłem w Legii, że zawsze w Chorzowie trudno się grało. Miejmy nadzieję, że w piątek też tak będzie i trzy punkty tutaj zostaną. Czy moja radość będzie stonowana, gdybym strzelił bramkę? Ciężko powiedzieć, okaże się w meczu.

Faktycznie, czasy się zmieniają, choć Legia na Śląsku jest chyba najbardziej nielubianą drużyną. I to od lat...

Dawniej przymusowe przeprowadzki piłkarzy śląskich klubów do Legii (w formie powołania do wojska) były kością niezgody. Słynny Gerard Cieślik też miał taki problem.

- Cztery razy byłem wzywany do odbycia służby wojskowej i cztery razy całkiem legalnie i oficjalnie udało mi się to odwołać. Byłem jedynym żywicielem rodziny i przysługiwało mi prawo do odroczenia - wspominał Cieślik w książce Rafała Zaremby "Urodzony na boisku".

Następne powołanie przyszło już prosto z Warszawy w styczniu 1950 r. Wydawało się, że nic i nikt już Cieślikowi nie może pomóc. Pan Gerard poszedł jednak do przodownika pracy, górnika ze Świętochłowic, posła na Sejm PRL i kibica Ruchu Wiktora Markiewki. Ten pojechał do Warszawy, do ministra górnictwa Ryszarda Nieszporka, od niego trafił do szefa Centralnej Rady Związków Zawodowych Aleksandra Zawadzkiego, który skierował go do wiceministra obrony narodowej Edwarda Ochaba. Cieślik został odroczony i... uratowany przed Legią!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!