Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urszula Ledóchowska: święta, która zrobiła wiele dobrego dla Łodzi i Sieradza

Anna Gronczewska
Święta Urszula Ledóchowska pochodziła z rodziny o patriotycznych korzeniach
Święta Urszula Ledóchowska pochodziła z rodziny o patriotycznych korzeniach
Minęła 150. rocznica urodzin Urszuli Ledóchowskiej. Świętej związanej z Łodzią, ale też Sieradzem. Jest nawet patronką tego miasta

Urszula Ledóchowska przyszła na świat 17 kwietnia 1865 roku w Austrii. Na chrzcie otrzymała imię Julia. Urodziła się w rodzinie znanej z patriotycznych i niepodległościowych tradycji. Jej dziadek generał Ignacy Ledóchowski, obrońca Modlina z Powstania Listopadowego, musiał opuścić kraj i znalazł schronienie za granicą. Rodzina Ledóchowskich powróciła do Polski w 1883 roku i osiedliła się w Lipnicy Murowanej koło Bochni. Julia miała wtedy osiemnaście lat.

Rodzina Urszuli Ledóchowskiej nie była zwykłą rodziną. Brata Włodzimierza wybrano na generała zakonu jezuitów. Starsza od Urszuli o dwa lata siostra matka Maria Teresa została też błogosławioną. Założyła zakon misyjny i nazywana jest apostołką Afryki. A najmłodszy brat Ignacy był żołnierzem. Dosłużył się stopnia generała, a między 1924 a 1926 rokiem był dowódcą łódzkiego okręgu wojskowego. Jego córka Józefa też wstąpiła do zakonu i została szarą urszulanką. Wiele lat pracowała w Łodzi i była uwielbiana przez młodzież. Inna z córek generała Teresa Tyszkiewicz była znaną malarką.

Jak wspominają bliscy błogosławionej Urszuli, Julia jako młoda dziewczyna często odwiedzała wioski w pobliżu Lipnicy Murowanej, wspomagała chorych, opiekowała się dziećmi. Do klasztoru wstępuje po pięciu latach pobytu w Polsce. Ma 21 lat. Wybiera klasztor urszulanek w Krakowie. Przyjmuje zakonne imię Urszula. Pracuje jako nauczycielka, wychowawczyni. Zostaje przełożoną domu. Zakłada między innymi pierwszy na ziemiach polskich zakonny internat dla studentek.

W 1907 roku ze specjalnym błogosławieństwem Piusa XI wyjeżdża do Rosji, potem do Finlandii i Szwecji. Tam śpieszy z pomocą religijną, zakłada internaty dla dziewcząt, szkoły. Wydaje czasopisma, tłumaczy na język fiński katechizm katolicki. Wraz z innymi siostrami w 1920 roku powraca do Polski. Wtedy przekształca swoją wspólnotę zakonną, której była przełożoną, w Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, nazywane powszechnie szarymi urszulankami.

Wiosną 1921 roku Matka Urszula Ledóchowska na zaproszenie ziemianek powiatu sieradzkiego przyjechała do Sieradza. Spotkała się z nimi w miejscowej sali teatralnej. Opowiadała o planach pracy wśród ludu, o nowych formach życia zakonnego, dostosowanych do potrzeb współczesnych. Wtedy też zainteresowała się zrujnowanym zespołem klasztornym dominikanów.

- Po odczycie otoczyli mnie: rektor kościoła klasztornego i panie ziemianki z prośbą, propozycją, byśmy objęły klasztor podominikański w Sieradzu, który już częściowo jest ruiną i coraz bardziej niszczeje - pisała potem w "Historii Kongregacji".

W 1922 roku urszulanki przejęły dominikański klasztor. Dzięki Matce Urszuli udało się go wyremontować. Do dziś znajduje się w nim klasztor sióstr urszulanek, a już po latach, św. Urszula została patronką Sieradza.

Niedługo po powrocie do kraju matka Urszula Ledóchowska otrzymała też list od ks. biskupa Wincentego Tymienieckiego, ordynariusza nowo powstałej diecezji łódzkiej. Biskup Tymieniecki prosił, by matka Ledóchowska przysłała siostry do fabrycznej Łodzi.

- Diecezja była nowa, brakowało księży, katechetów- tłumaczyła nam zmarła przed kilkoma laty siostra Andrzeja Zaborowska, która wiele lat pracowała w Łodzi i znała świętą Urszulę. - Było dużo biedy, dzieci. Siostry urszulanki miały służyć im pomocą.

Pierwsze urszulanki pojawiły się w Łodzi na początku marca 1922 roku. Matka Urszula wysyła wtedy do Łodzi siostrę Anielę Łozińską, która zamieszkała u Marii Nowickiej, przy ul. Gdańskiej (dawniej Długa). Matka Urszula pisze do niej listy, które mają wspomóc ją na duchu, aż w końcu sama przyjeżdża do Łodzi. Siostra Łozińska zostaje wizytatorką religii w Łodzi. Niedługo po tym siostra Łozińska z trzema innymi zakonnicami przenosi się do domu przy rogu ul. Skorupki i Piotrkowskiej, gdzie dziś mieści się księgarnia archidiecezjalna.

- Siostry stworzyły w nim internacik dla dziewcząt - mówiła nam siostra Andrzeja. - Mieszkało w nim pięć panienek, z których cztery wstąpiły do urszulanek.

Potem siostry przeniosły się do domu przy ul. Czerwonej 6 ofiarowanego im przez biskupa Tymienieckiego. Biskup otrzymał zaś ten budynek od rodziny Gayerów.

Do domu przy ul. Czerwonej ciągnęły setki dzieci. Siostry urszulanki założyły w nim przedszkole. Same uczyły religii w łódzkich szkołach. Dziewczynki i chłopcy zapisywali się do Krucjaty Eucharystycznej, Sodalicji Mariańskiej. Siostra Ksawera, kolejna z łódzkich urszulanek, które znały osobiście świętą, wspominała nam, że miała 11 lat, gdy w jej szkole pojawiła się siostra Falewicz i wybierała dziewczynki do Krucjaty Eucharystycznej.

- Bardzo chciałam, żeby i mnie wybrała - opowiadała nam siostra Ksawera. - I tak stało się ku mojej wielkiej radości. Potem należałam do Stowarzyszenia Młodych Polek. Na Czerwonej uczyłam się introligatorstwa, drukowałam "Orędowniczek", uczyłam się z innymi koleżankami robić na drutach, haftować.
Krucjata Eucharystyczna była organizacją dla dzieci, która powstała we Francji. Matka Urszula Ledóchowska przeniosła ją do Polski. Przed wybuchem drugiej wojny światowej należało do niej blisko 200 tysięcy dzieci, a najwięcej w Łodzi! Jedną z krucjanek była Amelia Anders. Pamięta, że jako dziewczynka co tydzień biegała na spotkania krucjaty.

- Uwielbiałam te spotkania! - opowiadała. - Bawiłyśmy się, grałyśmy w piłkę. Urządzałyśmy z siostrami przedstawienia. I był też czas na modlitwę.

Matka Urszula Ledóchowska bardzo często odwiedzała Łódź. Bywała w tym mieście przynajmniej raz w miesiącu. Prowadziła bowiem konferencję dla katechetek i nauczycielek należących do założonej przez nią Sodalicji Mariańskiej.

- Już za życia miała opinię świętości - wspominały siostra Andrzeja i Ksawera. - Wszyscy mówili o niej nie inaczej jak mateńka.

Siostra Andrzeja poznała błogosławioną Urszulę w 1935 roku. Miała 19 lat i po skończeniu seminarium nauczycielskiego przyjechała do Łodzi, by pracować w przedszkolu sióstr urszulanek przy ul. Czerwonej.

- Któregoś dnia dowiedziałam się, że do domu przyjedzie matka Urszula - opowiadała siostra Andrzeja. - Cały dzień w domu panował podniosły, radosny nastrój. Ja i moja koleżanka Irena nie byłyśmy jeszcze siostrami, więc usiadłyśmy wysoko, na kręconych schodach, by móc dobrze wszystko obserwować. W pewnym momencie do domu weszły dwie zakonnice. Jedna wysoka, przystojna, a druga drobniutka, niepozorna. Byłyśmy pewne, że matką Urszulą jest ta pierwsza. Ale ku naszemu zaskoczeniu wszystkie siostry przyklękują przy tej małej, niepozornej istocie. Witają ją, a ona je tak czule obejmuje...

Siostra Ksawera też nie zapomniała swego pierwszego spotkania z mateńką. Dla 15-latki było to ogromne przeżycie. W czasie kolejnego spotkania przy ul. Czerwonej, matka przełożona Łozińska oznajmiła, że dom odwiedzi siostra Ledóchowska.

- Będziecie mogły zrobić z nią zdjęcie! - zakomunikowała przełożona.

Siostra Ksawera opowiadała, że matka Ledóchowska zrobiła na niej duże wrażenie. Była szczupła, delikatna, uśmiechnięta.

- Każde słowo wypowiadała z wielką miłością - zauważała siostra Ksawera.

W przedwojennej Łodzi panowało ogromne bezrobocie. Siostra Ksawera wspominała, że matka Ledóchowska załatwiła kilkunastu łódzkim dziewczynom pracę w fabryce jedwabiu we Francji.

- Ja też bardzo chciałam jechać - wspominała siostra Ksawera. - Miałam 15 lat i liczyłam, że uda mi się wstąpić do klasztoru. Mama bowiem cały czas podkreślała, że będę mogła to zrobić jak skończę 21 lat.

Siostra Ksawera zapamiętała dobrze dzień, gdy w Łodzi odbywał się zjazd Krucjaty Eucharystycznej. Była na nim też mateńka. Tego dnia siostry i starsze dziewczynki roznosiły kawę, a po śniadaniu wszyscy ustawili się czwórkami i poszli do kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej.

- A wszyscy, którzy należeli do wspólnoty witali się słowami: Króluj nam Chryste!- zaznaczała siostra Ksawera.

Siostra Andrzeja zapewniała, że matka Urszula była cała nastawiona, by pomagać człowiekowi w poznaniu Boga i dojściu do niego.

- Nie robiła jednak tego w nudny, dewocyjny sposób - zaznaczała siostra Andrzeja. - Matka znała dobrze psychikę dzieci. Zabawa przeplatała się się z modlitwą!

Pamiętała, że jeśli była adoracja Najświętszego Sakramentu, to dziewczynki w ładnych welonikach modliły się przez pół godziny, a w tym czasie całe towarzystwo bawiło się na podwórku albo oglądało zdjęcia z diaskopu. Potem dziewczynki się wymieniały.

Siostry wspominały, że matka Ledóchowska ciągle podróżowała. W pociągach spędziła pół życia. Wiele jej książek i artykułów powstawało właśnie w kolejowym wagonie. Na przykład "Wspomnienia dzikusa", "Wśród puszcz i bagien" czy artykuły do założonego przez nią czasopisma "Orędowniczek".

- Była osobą świetnie wykształconą - mówiła siostra Ksawera. - Znała siedem języków, ślicznie malowała, śpiewała, grała na pianinie.
Matka Urszula Ledóchowska umarła 29 maja 1939 roku w Rzymie. Siostra Ksawera miała to szczęście, że widziała mateńkę kilka miesięcy przed jej śmiercią. Urszula Ledóchowska wyruszała właśnie w swą ostatnią podróż z Łodzi do Rzymu. Spotkała ją w domu urszulanek przy ul. Obywatelskiej.

- Mateńka była ubrana w czarny długi płaszcz, przez ramię miała przełożoną sakiewkę - wspominała siostra Ksawera. - I powiedziała do nas: Żegnajcie moje dzieci! To były jej ostatnie słowa jakie usłyszałam.

Matkę Urszulę Ledóchowską pochowano na cmentarzu Campo Verano w Rzymie. Gdy po kilkudziesięciu latach odkopano jej zwłoki, pozostały one w nienaruszonym stanie. - Widziałam ją wtedy- mówi siostra Ksawera. - Była niezmieniona. Tylko takie szczupłe ręce miała...

Ciało Urszuli Ledóchowskiej pochowano w rzymskiej kaplicy sióstr urszulanek, a w 1989 roku przewieziono do domu urszulanek w Pniewach koło Poznania. 20 czerwca 1983 roku w czasie wizyty w Poznaniu Jan Paweł II ogłosił matkę Ledóchowską błogosławioną. A 18 maja 2003 roku została świętą Kościoła katolickiego.

Na jej kanonizacji w Rzymie był ponad trzydziestoletni dziś Daniel, który doświadczył cudu za sprawą świętej Urszuli. Miał 14 lat, gdy pojechał z rodzicami do domu sióstr urszulanek w Ożarowie. Kosiarką elektryczną kosił trawę. Było jednak mokro i poraził go prąd. Nie mógł odczepić się od kosiarki. Nagle zobaczył siostrę, która podała mu rękę i uwolniła chłopca.

- Myślał, że to siostra ogrodniczka - mówiła siostra Andrzeja. - Ale wtedy nie było w domu żadnej siostry, nikt nie słyszał jego krzyku. Zresztą jakby jakaś siostra podała mu rękę, to ją prąd też by poraził.

W Łodzi do dziś pozostało wiele śladów błogosławionej Urszuli. Przy ul. Obywatelskiej siostry prowadzą świetlicę terapeutyczną, przedszkole. Wiele z nich uczy religii. W domu przy ul. Czerwonej, gdzie wiele lat było przedszkole, gdzie zbierały się członkinie Krucjaty Eucharystycznej, jest dziś bursa dla studentek. Ania mieszkała w tym domu przez cztery lata studiów. Dziś jest panią magister, ale gdy tylko jest w Łodzi, odwiedza siostry.

- Było naprawdę wspaniale - twierdzi. - Niektórym wydaje się, że jak mieszka się u sióstr, to są jakieś szczególne rygory, ale naprawdę tak nie było. Siostry są miłe, serdeczne. Przyjmują wiele dziewczyn, które znajdują się w trudnej sytuacji. Ja też w takiej byłam. Dziś jestem na prostej.

Czasem do drzwi domu przy ul. Czerwonej zapuka też starsza pani czy pan trzymając za rękę w wnuczka. - Tu babcia chodziła do przedszkola!- mówią wnuczkowi, a w ich oczach pojawiają się łzy....

Na ul. Obywatelskiej jest dom sióstr urszulanek, ale też kościół pw. św. Urszuli. Jego historia zaczęła się od kapliczki, która stanęła w 1902 roku na ziemi Marianny i Teofila Przybyłów, mieszkańców Nowego Rokicia. Dokładnie na rogu ul. Obywatelskiej i Żurawiej (dziś Rejtana). Kapliczkę poświęcił ks. Wincenty Tymieniecki. Kapliczka z figurą Matki Boskiej Niepokalanej od początku otaczana była kultem okolicznych mieszkańców. Dlatego z wielkim niepokojem przyjęli informację, że w tej okolicy ma być budowany główny kanał kanalizacyjny Łodzi.

W 1931 roku władze Łodzi zwróciły się do ks. bp Wincentego Tymienieckiego, który był już wtedy ordynariuszem diecezji łódzkiej, z prośbą o usunięcie kapliczki. Biskup Tymieniecki zaproponował władzom Łodzi rozwiązanie. Kapliczka zostanie usunięta, ale nieopodal, w miejscu nie kolidującym z planami budowy, wybudują kaplicę. Negocjacje trwały długo. Wreszcie osiągnięto kompromis. Ustalono, że władze miasta wzniosą fundamenty, a sam kościół zostanie zbudowany z innych funduszy.

We wrześniu 1932 roku ks. bp Tymieniecki poświęcił kamień węgielny pod wznoszoną świątynią. Wiosną 1933 roku wstawiono okna, zalano posadzkę, założono instalację elektryczną i parowe ogrzewanie, otynkowano ściany wewnątrz kaplicy. Znaleźli się hojni ofiarodawcy, którzy ufundowali dwa dzwony, które 30 września 1933 roku poświęcił ks. bp Kazimierz Tomczak, sufragan diecezji łódzkiej. Niecały miesiąc później, 21 października ks.biskup Tymieniecki, poświęcił nowy łódzki kościół i odprawił w nim pierwszą mszę świętą. Uroczystość odbyła się w dzień św. Urszuli. Jego pierwszym rektorem został ks. Julian Męciński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki