Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lublin Jazz Festival 2015: relacja komisyjna

paf, KOW
Zawartość jazzu w jazzie The Apples była niewielka, ale tu celem było rozgrzanie parkietu
Zawartość jazzu w jazzie The Apples była niewielka, ale tu celem było rozgrzanie parkietu Robert Pranagal/materiały organizatora
Podsumowanie Lublin Jazz Festival 2015 w 11 punktach-postulatach

Dwuosobowa komisja relacyjna, po zakończeniu trwającego od 20 kwietnia Lublin Jazz Festival 2015, postuluje, co następuje:

Pkt. 1: Należy zrobić, co tylko w mocy organizatorów, by utrzymać frekwencję podobną do tegorocznej. Nie znamy stosownych statystyk, nie byliśmy też szkoleni w tej materii przez stosowne służby, ale już pobieżna obserwacja nakazuje myśleć, że był to najlepszy pod tym względem LJF. Na koncercie Mike’a Sterna ścisk był taki, że nic, tylko portfele kraść.

Pkt. 2: Samych muzyków, bez względu na wyprzedzającą ich sławę, uprasza się o większą pomysłowość w swojej twórczości. Nawet jeśli jest to wymóg nie do spełnienia dla niektórych, w tym wspomnianego Sterna i jego band. Przebierać po gryfie gitary w takim tempie jest czynem równie imponującym, co bezproduktywnym. Po dziesięciu minutach zachwytu i pięćsetnej nucie o wartości 1/64 można było domyślić się finiszu tego wydarzenia, co srodze psuło zabawę. Podsumowując: ogólny zachwyt warsztatem artystów nie przekładał się na pozytywny odbiór wydarzenia. Ewentualne zażalenia i groźby karalne prosimy kierować na adres mejlowy komisji.

Pkt. 3: W przypadku kolejnego zaproszenia Randy Breckera (który grał ze Sternem) sugeruje się regularne podszczypywanie tegoż w trakcie koncertu, lub podsuwanie mu soli trzeźwiących, jako że część widowni była przekonana, że facet w przerwie między swoimi partiami zasypiał na siedząco.

Pkt. 4: Zdecydowanie należy kontynuować cykl „Free the Dance”, łączący muzykę improwizowaną z tańcem współczesnym. Choćby dlatego, że tegoroczny „pokaz” Wiktora Krzaka i Pawła Koniora dawał rzadką możliwość obserwowania fagocisty jadącego na oklep na tancerzu. A powiadają, że w muzyce wszystko już było.

Pkt. 5: Uprasza się organizatorów o określenie priorytetów: czy muzyka stoi wyżej, niż kotlet, czy niżej? Bo na koncercie w „Szerokiej” można było mieć wątpliwości. Paweł Szamburski czekający pokornie, aż zasiadła za stołami widownia skonsumuje dania ciepłe, by móc zacząć grać „Ceratitis Capitata” stanowił widok niewesoły. Choć kucharz i kelnerzy powiedzieliby pewnie co innego.

Pkt. 6: Uprasza się organizatorów o wpuszczanie dziennikarzy na koncerty, nawet jeśli spóźnili się te kilka minut na rozpoczęcie, jak miało to miejsce w przypadku solowego Mazzolla. Ułatwi to prace komisji w przyszłości.

Tegoroczny „pokaz” Wiktora Krzaka i Pawła Koniora dawał rzadką możliwość obserwowania fagocisty jadącego na oklep na tancerzu.

Pkt. 7: Doceniając pomysł reaktywowania „muzycznych jamów” komisja sugeruje, by jednak nie zostawiać wszystkiego przypadkowi. Mika Urbaniak i Electro-Acoustic Beat Sessions dali słaby koncert także dlatego, że postawiono na żywiołowość (muzycy spotkali się dzień wcześniej). Dodatkowo: sami artyści nie należeli do wybitnych instrumentalistów - zwłaszcza w porównaniu za grającymi za chwilę wyjadaczami z The Apples – i zdawali się nie rozumieć, że wspólna improwizacja to dostosowywanie się do innych, dawanie im przestrzeni. Mika Urbaniak ze swoim niewielkim głosem nie przebije się przez blok dźwięku perkusji, choćby była córką i trójki znakomitych muzyków jazzowych.

Pkt. 8: Atomic to może nie genialnie Angles 9 z zeszłego roku, a Tingvall Trio, z całym szacunkiem dla ich umiejętności, grają po Możdżerowsku widowiskowo, ale i tak byłyby to najlepsze pod względem muzycznym koncerty festiwalu gdyby nie odważny free-jazz Lovens /Lebik /Edwards Trio. Połamaną grę Lovensa i suche brzmienie jego perkusji komisja uznała jednogłośnie za artystyczne wydarzenie festiwalu. A pod względem żywiołowości wygrali Izraelczycy z The Apples. To akurat nie postulat, a stwierdzenie faktu.

Pkt. 9: Proponuje się samym muzykom potraktowanie ważkiego materiału z większym dystansem. Muzycy z Jazzpospolitej grający „Winobranie” imponowali wyobraźnią i warsztatem, ale zabrakło im odrobiny luzu, co sprawiało, że chwilami można było odnieść wrażenie, iż jest się na akademii „ku czci”, a nie na jazzowym koncercie.

Pkt. 10. Pkt. 3: Austriakom z David Helbock’s Random/Control proponuje się nałożyć embargo na instrumenty, bo - jak tak dalej pójdzie - żonglując tymi wszystkimi eufonium i trąbkami piccolo zrobią sobie w końcu krzywdę (choć słuchaczom sprawiają niezłą frajdę).

Pkt. 11: Wielce przydatnym byłoby częstsze organizowanie koncertów, takich jak ten kwintetu Zbigniewa Namysłowskiego, które sprawią, że wstrzemięźliwy zazwyczaj redaktor Kowalczyk użyje słów: „piorunujący”; „kapitalny”; „perfekcyjny”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski