Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Narty od Pana Boga

Marek S. Szczepański
arc.
Moja babka miała rację mówiąc: do sukcesu nie ma żadnej windy, trzeba iść po schodach.

Adam Małysz kończy oficjalnie karierę sportową. Przez wiele lat ujmujący sportowiec z Wisły dostarczał nam niezwykłych emocji i doznań. Obdarzyliśmy tego chłopca, a dzisiaj dojrzałego już mężczyznę, sympatią z wielu zresztą powodów. Nie tylko dlatego, że Opatrzność zafundowała Adamowi sportowy talent, ale również z tego względu, że potrafił jak rzadko kto przegrywać, pogodzić się z porażką i samokrytycznie ocenić. A to w sporcie sztuka godna pieśni.

Był i jest chłopakiem z sąsiedztwa, bratem-łatą, kimś dla Polaków ważnym. W najmniejszym stopniu nie mam zamiaru dezawuować dokonań narciarskiego Orła, ale małyszomania to świadectwo także i tego, jak niewiele, w gruncie rzeczy, mamy wybitnych dokonań sportowych, talentów co się zowie. Tych nielicznych herosów sportu kochamy zatem miłością czystą i szczerze im kibicujemy. Zupełnie nie podzielam poglądu znanego dziennikarza, Pawła Zarzecznego, że Małysz przeciętnym sportowcem był. To nieprawda.

Był i jest sportowcem wybitnym, a wrzawa wokół jego osoby, admiracja, którą tak krytycznie ocenia Zarzeczny, śniadanie z prezydencką parą, wynikają nie tylko z dokonań sportowych, ale również ze wspomnianego deficytu wybitnych postaci. W rankingu polskich autorytetów, zwłaszcza jeśli badania przeprowadzano zimową porą, Adam znajdował się w absolutnej czołówce, towarzysząc Janowi Pawłowi II czy marszałkowi Piłsudskiemu. Mam też wrażenie, że przez cały czas Mistrz uczył się, poprawiał i korygował. Nie tylko w zakresie poczynań sportowych.

Przed wielu laty, kiedy na naszych oczach wyrastał idol, kiedy fetowaliśmy kolejne sukcesy skoczka, ośmieliłem się w "Dzienniku Zachodnim" zwrócić uwagę na jego język i sposób przekazu. Wiem, że styl to człowiek, ale wówczas i dzisiaj jestem przekonany, że wybitna postać jest bardzo poważnie traktowana zwłaszcza przez młode pokolenie i często naśladowana. Nie było więc chyba dobrze, kiedy z ust znakomitego sportowca słyszeliśmy frazy typu; poszłem, przyszłem czy umią. I w tym zakresie Orzeł wykonał ogromną pracę, wartą szczególnej ekspozycji.

Jak wielu Polaków, życzę Adamowi, bo tak chyba można familiarnie o Nim mówić, sukcesów w życiu po zakończeniu kariery sportowej. Nie będzie o nie łatwo, ale jestem dziwnie spokojny i ani przez chwilę nie podzielam kasandrycznych przestróg o trudnych posportowych losach Wojciecha Fortuny czy Józefa Łuszczka.

Narty od Pana Boga otrzymała również Justyna Kowalczyk, urodzona w Limanowej, a pochodząca z Kasiny Wielkiej w województwie małopolskim. Podziwiamy pracowitość, wytrwałość, talent i urodę sportsmenki. "Uprawianie sportu kształtuje charakter - mówi Mistrzyni. Z jednej strony zrobiłam się bardziej uparta i konsekwentna w dążeniu do celu, z drugiej nauczyłam się pokory. W dodatku mogłam skończyć świetne studia w tym kierunku, zresztą mam zamiar dalej się kształcić. Czuję się po prostu spełniona dzięki temu, że uprawiam sport". Z tego jednoznacznie deklarowanego spełnienia cieszę się jak dziecko. Lecz mimo admiracji i uznania, jakim darzę Justynę, ośmielam się zwrócić belferską uwagę na drobną pozornie i oczywistą rzecz. W sporcie bowiem nie zawsze można wygrywać, często trzeba oswajać się z goryczą porażki i niepowodzenia.

O wielkości sportowca, mówiąc przesadnie, świadczy nie tylko styl, w jakim odnosi sukcesy, ale także, a może przede wszystkim, jak przyjmuje niepowodzenia, jak je ocenia, jak tłumaczy. Mam wrażenie, że właśnie tutaj tkwi charakterologiczna słabość Mistrzyni. Zbyt często dostrzega spiski konkurentek, utrudniających Jej bieg po medal czy przyjmujących za zgodą lekarzy sterydy, które pomnażają siły. Nieco nonszalancko mówi o astmie czy krytycznie ocenia pracę lekarzy, zwłaszcza norweskich. Być może biegaczka ma rację, być może Norweżki istotnie blokowały jej trasę, być może astma to sportowa ściema.

Ale trzeba pamiętać, że nikt tego nie udowodnił, a sędziowie i lekarze nie uznali reklamacji. W takiej sytuacji poszukiwanie pozasportowych wyjaśnień utrudnia Mistrzyni koncentrację na tym, co naprawdę ważne, odwraca uwagę od autokrytycznej oceny, a w komentarzach wielu skandynawskich mediów jest traktowane jako zachowanie niegodne osoby tej klasy. Myślę, Pani Justyno, że moja wiekowa Babka miała rację mówiąc: do sukcesu nie ma żadnej windy, trzeba iść po schodach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!