Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kibice z Niecieczy: Jesteśmy ze wsi, ale jesteśmy najlepsi [ZDJĘCIA]

Łukasz Madej
fot. Wojciech Matusik
W sobotę malutka, licząca 750 mieszkańców podtarnowska Nieciecza przebiła Kraków czy Warszawę i stała się najpopularniejszą polską miejscowością. Wszystko dlatego, że miejscowi piłkarze pokonali na swoim stadionie Pogoń Siedlce i tym samym zapewnili sobie awans do ekstraklasy.

- A w niedzielę przyjechały do nas wozy transmisyjne największych stacji telewizyjnych. Najazdu tylu dziennikarzy Nieciecza nigdy nie przeżyła. I już chyba nie przeżyje. No, chyba że drużyna zagra w europejskich pucharach - mówi z uśmiechem rzecznik prasowy klubu Andrzej Mizera.

To, co dziś brzmi jak żart, w przyszłości - akurat w przypadku Niecieczy - może jednak stać się rzeczywistością.
- Puchary? Pomysł na przyszłość dobry, jak najbardziej. Wszystko przed nami. Myślę, że takie cele też sobie postawimy. Przecież od A klasy praktycznie rok po roku awansowaliśmy, a najdłużej, pięć lat, byliśmy właśnie w pierwszej lidze. Nawet trochę za długo - puszcza oko Krzysztof Witkowski, szef firmy Bruk-Bet, sponsor klubu i jednocześnie mieszkaniec Niecieczy.

Co było trudniej zbudować: zespół na miarę ekstraklasy czy firmę, która jest jednym z czołowych producentów wyrobów betonowych w Polsce? - Jednak firmę. To coś, co cały czas stawia wymogi. Praca przez wiele, wiele lat. Przecież firma ma już 31 lat - twierdzi Witkowski.

Były same ławki

Jego przygoda z miejscową drużyną piłkarską zaczęła się nieco ponad dekadę tem. LKS Nieciecza grał wtedy w A klasie. Stadion znajdował się w innym miejscu, niż obecnie. Bliżej centrum miejscowości. Dokładnie tam, gdzie dzisiaj jest siedziba firmy Bruk-Bet. Wokół boiska było tylko kilka ławek. Takich z poprzecznymi deskami. - Pamiętam tamte ławki, ale dla mnie miejsce zawsze się znalazło. Taki przywilej nowego szefa - opowiada Witkowski.

Na początku jak dziwolągi

Do zaplecza ekstraklasy drużyna mknęła jak burza. Tylko w czwartej lidze spędziła dwa lata. - Najtrudniejszy był inauguracyjny sezon w pierwszej lidze, walka o utrzymanie. Potem ciągle byliśmy już w czołówce, wręcz ocieraliśmy się o ekstraklasę.

Chociażby dwa lata temu. Wszyscy pamiętamy niesamowity mecz z Olimpią Grudziądz, a potem porażkę na Flocie Świnoujście - przypomina Krzysztof Kozik, dziś kierownik drużyny, a w przeszłości piłkarz, a przez jakiś czas nawet prezes klubu, z którym związany jest już od 32 lat.

No i od zawsze mieszkaniec Niecieczy. - Na początku byliśmy uważani za takiego troszeczkę dziwoląga. Ale z biegiem czasu opinia uległa zmianie. Mam sygnały, że kibicują nam ludzie z całej Polski. Chyba chcą jakiejś odmiany. Być może są znudzeni tym, co jest? Może przyda się w ekstraklasie powiew czegoś innego? - zastanawia się Kozik.

Aż do momentu awansu do pierwszej ligi, obowiązki kierownika łączył z normalną pracą w Bruk-Becie. Wtedy prezes klubu Danuta Witkowska postanowiła, że Kozik poświęci się tylko funkcji kierownika zespołu. Bo trzeba wiedzieć, że szefem klubu jest żona Krzysztofa Witkowskiego. - Rozmowy o piłce? W naszej rodzinie pojawiają się cały czas. I w biurze, i w domu. Tym bardziej że mam dwóch synów, którzy bardzo futbolem się pasjonują - przyznaje Witkowski.

- Pani prezes prowadzi fajną politykę: roztropność i mądrość, które spowodowały, że udało się stworzyć świetny zespół. W ogóle państwo Witkowscy, a przecież odnieśli wielki sukces, nie są odizolowani, nie odgradzają się murami od innych ludzi - dopowiada Krzysztof Kozik.

Zresztą, rodzina Witkowskich już dawno zasłużyła sobie na pomnik. Powód? Poza piłką, wspierają lokalny zespół muzyczny, teatralny, taneczny. W siedzibie firmy znajduje się sala teatralna i kino 5D. Do tego przed upadkiem uratowali miejscową szkołę, którą teraz prowadzi pani Danuta. - Żona chciała połączyć dwa obszary: wychowanie dzieci i działalność sportową - wyjaśnia Krzysztof Witkowski.

Swój "młyn" też mają

- Na czyj przyjazd czekamy? Legii czy Wisły? Wisły. Jest nam bliższa. My prawie krakusy. No, ale oczywiście wszystkich gościnnie przywitamy. Sam w miarę możliwości jestem stałym gościem na meczach - opowiada ks. Antoni Mikrut, proboszcz parafii Ducha Świętego w Żabnie (Nieciecza leży w tej gminie). - Nie, na wyjeździe jeszcze nie byłem, bo obowiązki sobotnie, a szczególnie niedzielne, absolutnie by mi na to nie pozwoliły - dodaje ze śmiechem duchowny.

Ksiądz zasiada na trybunie pod dachem. Tam, gdzie miejsca zajmują właściciele klubu, rodziny piłkarzy czy samorządowcy. Tutaj doping podnosi się raz na jakiś czas. Z drugiej strony boiska głośno jest jednak niemal non stop. - Lubimy to, podoba nam się i dobrze się tym bawimy - mówi 24-letni Bartłomiej, jeden z prowadzących doping.

Ta część trybun aktywnie działa już od trzeciej ligi. Czasami przyjdzie ich 30, czasem 50, a innym razem i ponad 100. Część jest z Niecieczy, część z okolicznych miejscowości. - Czemu nie Cracovia czy Wisła? Bo ja jestem z Niecieczy. Kibicuję lokalnemu klubowi. Wie pan, w awans wierzyłem jeszcze przed tym ostatnim meczem - tłumaczy Bartłomiej.

Przed nimi wyjazdy właśnie do Krakowa czy Warszawy, ale w sumie to już od dawna piłkarze Termaliki są dopingowani poza swoim obiektem. Ich kibice byli już w Gliwicach, Płocku czy nawet w Gdyni i Bydgoszczy. - Czasami jest tak, że chęć wyjazdu zgłosi tylko na przykład pięć osób, więc wtedy jedzie się autem. Ale zawsze ktoś od nas na wyjeździe jest - wyjaśnia Bartłomiej.

Bywało, że mobilizowali się mocniej i jechali większą grupą. - A większa grupa to dla już 30 osób. Puchary? Czytałem wypowiedź prezesa. Nie powiem, uśmiech pojawił się na twarzy. Mam nadzieję, że tak będzie. Jako kibic zawsze wierzyłem i wierzyć będę. No i w Europę też chciałbym się wybrać - nie ukrywa.

Fani z Niecieczy mają do siebie dystans. Na ostatnim meczu kilka razy krzyczeli: "Jesteśmy ze wsi, ale jesteśmy najlepsi". - No, bo przecież jesteśmy ze wsi. Nikt tego nie kryje. Dla mnie to żaden wstyd. To, że, powiem po mojemu, jeżdżą po nas, mam gdzieś. Tworzymy w Niecieczy historię i to mnie cieszy - ucina 24-latek

Kilka pierwszych meczów Termalica Bruk-Bet w charakterze gospodarza rozegra na stadionie Hutnika Kraków. Wkrótce w Niecieczy stanie jednak oświetlenie, zainstalowane zostanie podgrzewanie murawy, większe będą też trybuny. Wszystko po to, żeby spełnić już ekstraklasowe wymogi.

Wcześniej, nie później

Prace mają się zakończyć tak szybko, jak to będzie tylko możliwe. Zapewnia o tym Krzysztof Witkowski.- Pan Krzysztof jest tak zaanagażowany i sprawny, że dopingować go nie trzeba. To on nas będzie dopingować, żeby mu pomóc w sprawach formalnych - uważa burmistrz Żabna Stanisław Kusior.

Piotr Mandrysz, trener drużyny: - Statystyki pokazują, że nasz stadion jest naszą twierdzą. Poznałem państwa Witkowskich i jestem przekonany, że prezes to, co mówi, zawsze realizuje. W listopadzie byłem na trzydziestoleciu firmy i wtedy powiedział, że wcześniej czy później będziemy w ekstraklasie. A ja się cieszę, że jesteśmy wcześniej, nie później. W polskiej ekstraklasie nigdy nie grała drużyna z tak małej miejscowości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kibice z Niecieczy: Jesteśmy ze wsi, ale jesteśmy najlepsi [ZDJĘCIA] - Gazeta Krakowska