Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina i znajomi wspominają Krystynę Bochenek [ZOBACZ WIDEO]

Maria Zawała
Magda Bochenek: Musiałam szybko dorosnąć
Magda Bochenek: Musiałam szybko dorosnąć Arkadiusz Gola
O trudnych chwilach po 10 kwietnia 2010 roku, przeżywaniu żałoby, nieszukaniu winnych i wracaniu do życia z Magdą Bochenek, córką tragicznie zmarłej pod Smoleńskiem wicemarszałek Senatu Krystyny Bochenek, rozmawia Maria Zawała.

CO WIEMY PO DWÓCH LATACH OD KATASTROFY POD SMOLEŃSKIEM? [KALENDARIUM]
MAGDALENA BOCHENEK: NIGDY NIE POJADĘ DO SMOLEŃSKA
OBCHODY ROCZNICY 10 KWIETNIA W WOJ. ŚLĄSKIM - ZOBACZ PROGRAM
TO ONI ZGINĘLI 10 KWIETNIA 2010 ROKU W SMOLEŃSKU

ZOBACZ SYMULACJE WIDEO KATASTROFY TUPOLEWA POD SMOLEŃSKIEM

10 kwietnia 2010 roku. Tragiczna data w historii Polski, ale przede wszystkim twojej rodziny. Gdzie zastała cię wiadomość o katastrofie prezydenckiego tupolewa?
W moim krakowskim studenckim mieszkaniu. Obudziłam się dziwnie wcześnie, bo już o ósmej, a to mi się w soboty nie zdarzało. Nagle zadzwonił telefon. "To tata" - powiedział mój narzeczony, podając mi słuchawkę. Zdziwiłam się. Pewnie dzwoni, żeby zapytać, jaką zupę ma nam ugotować - pomyślałam. Nam, czyli mnie i mamie. Po południu mieliśmy wszyscy jak co tydzień zobaczyć się w domu w Katowicach. "Magda, rozbił się prezydencki samolot", usłyszałam jego głos w słuchawce. Nie zrozumiałam o co chodzi. "Co ty mówisz, niemożliwe. Przecież samoloty z prezydentami nie spadają. A jeśli już, to odpowiednie służby na pewno wcześniej ratują prezydenta" - odpowiedziałam ojcu. Tata spokojnie mówił dalej, że z tego, co on wie, jak się samolot rozbija, to rzadko kto z tego wychodzi żywy. Na końcu dodał, że tym samolotem leciała Mama. "Żartujesz chyba" - krzyknęłam irracjonalnie. "Nie, Madziu. Musimy być przygotowani na najgorsze" - usłyszałam niezwykle spokojny głos ojca. Wyskoczyłam z krzykiem do pokoju, włączając telewizor. Był już pasek o katastrofie, ale jeszcze nie było zdjęć ze Smoleńska. Rozpłakałam się. Do Katowic jechaliśmy z narzeczonym w ciszy. Bałam się włączyć radio, żeby nie usłyszeć, że Krystyna Bochenek była w tym samolocie, ale wiedziałam, że tata na pewno wie, że ona tam była. Po wejściu do domu raz jeszcze zapytałam o to tatę, ale potwierdził. Mama zresztą dzwoniła do babci - swojej mamy o 7 rano już z pokładu tupolewa. Mówiła, że siedzi już w samolocie, ale czekają jeszcze na prezydenta...

ZOBACZ, JAK DZIŚ WYGLĄDA WRAK SAMOLOTU, KTÓRY ROZBIŁ SIĘ POD SMOLEŃSKIEM - ZDJĘCIA

Szok to chyba zbyt małe słowo na określenie tego, co czuje się w takiej chwili. Co ty czułaś?
Szok i strach. Bałam się wybrać numer komórkowy do Mamy, bałam się włączyć radia. Pierwsze potwierdzenie tego, że Mama może nie żyć dostaliśmy w chwili, kiedy masowo zaczęły do nas przychodzić SMS-y z kondolencjami. To był ten pierwszy moment, gdy dotarło do mnie, że nazwisko Mamy krąży już w mediach wśród ofiar tej katastrofy.
Zobacz zdjęcia z wystawy poświęconej Krystynie Bochenek
Nikt do was nie dzwonił z oficjalną informacją?
Na początku nie. Dopiero potem marszałek Borusewicz przekazał tacie informację, że doszło do katastrofy samolotu i że Mama była na jego pokładzie. Po tym telefonie tata już wiedział, że Mama nie żyje.
Ludzie, którzy nie stracili w tej katastrofie swoich bliskich, nie byli wówczas w stanie powstrzymać łez na widok płonącego wraku. A wy? Co czuliście, patrząc na miejsce tej tragedii?
Dzięki mądrości ojca długo nie włączaliśmy telewizora, a nawet później, gdy kątem oka widzieliśmy na pasku z informacjami nazwisko Mamy wśród ofiar, nikt nie miał odwagi podejść i tego oglądać. O godzinie 15 otrzymaliśmy potwierdzenie, że Mama nie żyje. I... nie wiedzieliśmy co mamy robić. Pamiętam tylko, że na szybko ugotowałam zupę pomidorową. Potem w internecie przeczytałam, że o godz. 16 w katowickiej archikatedrze odprawiona będzie msza za ofiary katastrofy. Pojechaliśmy na nią całą rodziną. Po powrocie postanowiliśmy jednak, że zobaczymy informacje. Zeszliśmy na dół, żeby włączyć Mamy telewizor. Taki stary, tylko ona go oglądała. Włączyliśmy go, ale się spalił. Uznaliśmy, że to znak, że Ona też nie chce, żebyśmy na to patrzyli...

Jak długo płacze się po takiej tragedii?
Ludzie, gdy tracą kogoś bliskiego, załatwiają formalności, zajmują się pogrzebem, wybierają trumnę, a my czekaliśmy. Ciało Mamy nadal nie zostało odnalezione. Przebywanie w domu w tym czekaniu było nie do zniesienia. Wszędzie leżały Jej rzeczy. Wystarczyło na coś spojrzeć, a łzy nie pozwalały iść dalej. Myślę, że mnie już pierwszego dnia brakło łez... W poniedziałek tata i Tomek, mój brat, poszli do pracy. Są lekarzami. Zajęli się pacjentami, by choć na chwilę oderwać myśli od szaleństwa rozpaczy rozrywającego głowę. Ja pojechałam szukać flagi. Chciałam wywiesić ją na domu przewiązaną kirem, ale nigdzie nie mogłam tej flagi kupić. Jeździłam od sklepu do sklepu... Szukałam flagi i czarnych wstążeczek, które tata i Tomek mogliby przyczepić sobie do fartuchów. Szukałam sobie zajęcia, żeby nie siedzieć w domu. Już we wtorek pojechałam do Senatu, uprzątnąć Jej gabinet.

Miałaś wówczas na to siłę?
To nie była siła, tylko samoobrona. Pogrzeb Mamy odbył się dopiero 22 kwietnia. Przez 12 dni tak naprawdę żyliśmy w impasie. Czekając, aż znajdzie się ciało Mamy, trumna przyleci do Warszawy. Pojechaliśmy tam po nią.

Niektóre rodziny poleciały do Moskwy. Wy się na to nie zdecydowaliście. Dlaczego?
Nie pojechaliśmy i nie pojedziemy, ani do Moskwy, ani do Smoleńska. Mamie to życia nie przywróci, a ja bym tego nie wytrzymała. Szanujemy jednak decyzje tych, którzy mają potrzebę pojechania tam. Każdy ma prawo przeżyć żałobę po swojemu.

Jak przeżyć żałobę po śmierci bliskiej osoby, gdy przez 365 dni w roku media wciąż rozdrapują ranę?

Babcia mówi, że za każdym razem, gdy włącza telewizor ma wrażenie, że to jak posypywanie rany solą. Jest cała nerwowa. To dla nas wszystkich strasznie męczące. Muszę się przyznać, że do momentu śmierci Mamy codziennie czytałam po kilka gazet, starałam się oglądać wiele portali informacyjnych. Po 10 kwietnia przestałam. Gdy spojrzeć wstecz, to przecież najpierw cały miesiąc przylatywały trumny ofiar, odbywały się pogrzeby. Potem awantura o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Byliśmy wtedy z ojcem za granicą. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co widzieliśmy. Potem była chwila spokoju, ale zaczął się raport MAK. Staram się tego wszystkiego nie słuchać, ale nie da się wyłączyć z życia. W autobusie, w samochodzie, wszędzie są informacje. Tylko jak pokazują płonący wrak, wychodzę. Nie jestem w stanie na to patrzeć.
Pogrzeb Krystyny Bochenek zgromadził w Katowicach niesłychane tłumy. Miałaś wcześniej świadomość, jak ważną postacią życia publicznego była twoja Mama?
Tak. Byłyśmy z Mamą bardzo sobie bliskie. Studiowałam w Krakowie, ona pracowała w Warszawie. Obowiązkowo widywałyśmy się w weekendy. Mama często mi opowiadała o swojej pracy, pomysłach. Po jej śmierci bardzo wiele osób składało nam kondolencje. Serdecznie dziękuję tym, którzy kontynuują jej przedsięwzięcia. Odbywają się Spotkania Medyczne. Był Ogólnopolski Zjazd Krystyn. Mecz Senat kontra Senat. W maju odbędzie się w Katowicach Kongres Języka Polskiego. W przyszłym roku być może dojdzie do skutku Ogólnopolskie Dyktando. Cieszę się, kiedy ktoś dzwoni i mówi, "Pani Magdo, Krystyna pomagała nam organizować to czy tamto, czy możemy to robić dalej." - Ależ tak - mówię. Ona też by tego chciała. Cieszę się, że Centrum Kultury Katowice zostało nazwane imieniem Krystyny Bochenek, podobnie jak wiele szkół, czy sala poznawania świata Jej imienia w hospicjum Cordis, któremu pomagała. To jest to prawdziwe wsparcie, którego ludzie nam udzielają po jej śmierci. Najważniejsze to przechować pamięć o człowieku. On tak długo żyje, jak długo się o nim pamięta. Tata na co dzień nie pokazuje emocji. Jest twardym chirurgiem, ale na śmierć żony nie ma mocnych. Każdy musi przeżyć swój ból po stracie kogoś bliskiego, ale myślę, że mama nie chciałaby, żebyśmy bez przerwy siedzieli w domu i zapłakiwali się.

Nauczyliście nas innego przeżywania żałoby. Niezamykania się w czterech ścianach. Mówienia z uśmiechem o Krystynie.
Długo nie chcieliśmy uwierzyć w to, co się stało. Przecież Ona nas przyzwyczaiła do tego, że czasem Jej dłużej nie było, a potem nagle w środku nocy dzwoniła - przyjedźcie po mnie na dworzec, mam ciężką torbę. Po 10 kwietnia podświadomie czekaliśmy na ten telefon, ale nie dzwonił, więc szukaliśmy pocieszenia w ludziach, w rozmowach o Niej. Dla niektórych rok miał 365 dni i minął jak jedna sekunda. Ja pamiętam każdy dzień. Mimo że na zewnątrz staraliśmy się nie okazywać tej strasznej rozpaczy, były momenty, gdy trudno było mi powstrzymać łzy. Obrona pracy magisterskiej, na którą mama tak się cieszyła i czekała, obrony doktorskie brata i bratowej, święta Bożego Narodzenia, urodziny. Choć oboje z bratem jesteśmy już dorośli, są przecież chwile, gdy mamy powinny być przy swoich dzieciach. Wkrótce biorę ślub. Już wiem, że to też będzie bardzo trudny moment.

Zastanawiacie się czasem, co tak naprawdę było przyczyną tej katastrofy?
Tak. To się nazywa bałagan. 10 kwietnia 2010 roku - to zlepek różnych czynników, rożnych zaniedbań na wielu szczeblach, nieszczęśliwych momentów, niedopilnowanych spraw, które przyczyniły się do tragedii - do czegoś dla mnie niepojętego w XXI wieku.

Zdarzało ci się kogoś o to obwiniać?
Miałam taki moment. Uważałam, że polityka zabiła mi Mamę, próbowałam o to oskarżać konkretne osoby, ale szybko takie moje myślenie zostało zduszone przez tatę, który wytłumaczył mi, że przy takich okolicznościach nie wolno personalnie nikogo obciążać, bo to są ludzie, którzy nie chcieli, nie mogli przewidzieć. Poza tym Mamie to życia nie przywróci.
Ten rok zmienił w twoim życiu wszystko?
Po 10 kwietnia moje życie obróciło się o 360 stopni. Od miejsca zamieszkania - wróciłam z Krakowa do Katowic - po sposób życia, poczucie odpowiedzialności. Nagle z beztroskiej studentki zostałam postawiona w roli osoby, która musiała szybko dorosnąć. Ten rok nauczył mnie też innego podejścia do ludzi. Mama zawsze powtarzała, że jestem za ufna, nabrałam więc także do pewnych spraw dystansu. Dojrzałam, choć wcale nie wiem, czy mi się to podoba.

Jaki obraz Krystyny Bochenek najbardziej zapamiętasz?
Mama była niezwykle aktywną kobietą, ale ja ją pamiętam taką po domowemu. W ulubionym szlafroku, z herbatą w cienkiej szklance - nigdy w kubku - rozpromienioną. W spiętych włosach, rozmawiającą naraz przez dwa telefony. Zdjęcie, które jest na jej grobie, długo wybieraliśmy. Na nim jest taka trochę zamyślona. Taka nasza.


Krystyna Bochenek - dziennikarka, polityk, wicemarszałek Senatu VII kadencji. Zginęła 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie pod Smoleńskiem. Była osobą niezwykłą, pełną pasji, zainteresowań i energii. Dyktando, Wielkie Imieniny Krystyny, spotkania medyczne, praca parlamentarna, charytatywna, edukacyjna i dziennikarska - Krystyna organizowała w sposób najbardziej profesjonalny wiele ogólnopolskich imprez i spotkań, zawsze promując tym samym szczytne idee. "Obrazy życia Krystyny Bochenek" to wystawa fotografii ukazująca różne aspekty jej działalności publicznej. Ponad 130 fotografii pokazanych w Galerii Marmurowej Pałacu Młodzieży w Katowicach będzie można oglądać od 10 kwietnia do 9 maja. Zdjęcia pochodzą z archiwów "Dziennika Zachodniego" oraz prywatnych albumów Krystyny Bochenek. Wystawę zorganizowali rodzina śp. Krystyny Bochenek, "Dziennik Zachodni" oraz Pałac Młodzieży w Katowicach. W Galerii Akwarela czynna też będzie wystawa "Isia, Krysia, Krystyna" przygotowana przez Radio Katowice. MAZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!