Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbara Kmiecik: Twardsza niż węgiel. Koksujący

Teresa Semik
Arkadiusz Gola
Gdyby nie było nieustannych przecieków z prokuratury do mediów, ciągłego nękania Basi Blidy, to nie byłaby w takim stanie krytycznym, w jakim się znalazła - mówi po latach milczenia Barbara Kmiecik. Rozmawia z nią Teresa Semik.

Co pani teraz robi?
Żyję sobie spokojnie, doradzam w firmie.

W swojej firmie?
Nie mam swojej firmy. Już nic nie mam. Ci, którzy mi wszystkiego zazdrościli, powinni być zadowoleni. Ale znów będę mieć.

Odbija się pani od dna?
Staram się. Jestem twardsza niż węgiel, ale nie ten zwykły, tylko koksujący.

Gdyby można było cofnąć czas, co pani zmieniłaby w swoim życiu?
Prawdopodobnie nic. Za wiele przedsięwzięć gospodarczych powinnam dostać nagrodę, a nie siedzieć w areszcie.

Z żadnych słów nie chciałaby się pani wycofać?
Dlaczego mam się wycofywać z czegoś, co było faktem. Nie mam gumki czarodziejskiej, którą mogłabym wymazać fakty.

Po pani zeznaniach pani przyjaciółka Barbara Blida nie żyje. Pani były wspólnik i znajomi prezesi spółek węglowych siedzą na ławie oskarżonych.
Śmierć Barbary Blidy nastąpiła wskutek atmosfery, która wówczas panowała na szczeblach władzy. Chciano za wszelką cenę udowodnić tezę, którą sobie postawili na początku rządzenia, że na Śląsku jest układ. Niepotrzebnie zginął człowiek i proszę mnie więcej o to nie pytać.

Do kogo ma pani żal?
Nie mam żalu do nikogo, choć niektórzy wyparli się mnie jak Judasze. Pan Blida powiedział, że mnie nie zna. To jest śmieszne, i przykre. Cały Śląsk wiedział, że się doskonale znamy.

Człowiek w żalu robi różne rzeczy.
Prokuratorom powiedziałam tylko prawdę. To nie ja doprowadziłam do tego, że Barbara Blida nie żyje. Ja się siebie nie wstydzę, ciągle mogę jeszcze patrzeć w lustro. Dziś tak samo bym postąpiła, mimo świadomości, co się stało.

Nie wycofuje się pani ze słów, że w latach 90. wręczyła pani Barbarze Blidzie 80 tys. zł dla prezesa Rudzkiej Spółki Węglowej w zamian za umorzenie odsetek od niezapłaconych rachunków przez pani firmę.
Powiedziałam prawdę, to dlaczego mam się wycofywać. Ja nie jestem kłamcą.

Marek Wójcik z Sejmowej Komisji Śledczej, badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy twierdzi, że zeznając przed posłami nie wypadła pani wiarygodnie.
Poseł Wójcik dziwi się, jak to jest możliwe, że po daniu pieniędzy i nieotrzymaniu tego, czego oczekiwałam, ja dalej rozmawiam z tymi ludźmi, a nawet się przyjaźnię. Uznałam, że widocznie nie dało się załatwić tego umorzenia. Uważałam, że nie warto dla tych pieniędzy burzyć moich wieloletnich przyjaźni, bo one są więcej warte niż te 80 tys. zł. W związku z tym postanowiłam puścić ten fakt w niepamięć.
Kiedy ostatni raz rozmawiała pani z Barbarą Blidą?
Tydzień przed jej śmiercią. To było krótko po tym, jak ona zeznawała jako świadek w mojej sprawie karnej. Ona zadzwoniła i to był ten jeden raz od mojego wyjścia z aresztu. Powiedziała do mnie: "70 proc. twoich kłopotów jest z powodu nas." Sama doskonale wiedziałam, że tak jest.

To znaczy?
Dla agentów ABW, prokuratury, nie moje przestępstwa gospodarcze były ważne, tylko moje znajomości polityczne. Najlepiej zamknąć osobę, która ma kontakt z politykami i wtedy można podsłuchiwać polityków. I co ja miałam zrobić? Odwrócić się od kogoś tylko dlatego, że jest żebrakiem, pijakiem albo politykiem. Każdy ma swoją godność.

Swoją drogą, skąd tak liczne znajomości pani z politykami?
To proste. W latach 70. razem dorastaliśmy, razem chodziliśmy do szkoły, potem na studia, działaliśmy w Związku Młodzieży Socjalistycznej. Miałam się ich wyprzeć? Ja byłam w biznesie, oni w polityce i jedno drugiemu nie przeszkadzało.

Związek polityki z biznesem nikomu jeszcze nie wyszedł na dobre.
Politykami, prezesami, dziennikarzami się bywa, a człowiekiem się jest. Proszę, żeby o tym pamiętać. To nie była przyjaźń koniunkturalna. Z takimi interesownymi przyjaciółmi, ja trafiłabym do aresztu? Gdyby rzeczywiście nasze relacje były niezdrowe, czy z samego strachu nie staraliby się sprawy zatuszować.

Nie wycofuje się pani także ze słów, że nosiła koperty z pieniędzmi szefom spółek węglowych, od których pani firma kupowała węgiel?
Przecież to jest prawda, to z czego mam się wycofywać.

Chodziła pani do nich z łapówkami?

Z jakimi znowu łapówkami.

Płaciła pani niektórym prezesom spółek węglowych haracz w wysokości od 1 do 3 zł za każdą kupowaną od nich tonę węgla?
Płaciłam. Wiedziałam, że jeżeli nie dam, to nie dostanę na czas towaru, którym handlowałam. Miałam ryzykować zerwaniem kontraktu? Miałam powiedzieć mojej załodze, że nie wypłacę jej pensji? Zatrudniałam 1200 pracowników, w tym 100 niewidomych.

Te pieniądze prezesom się nie należały. Kupowała pani ich przychylność. I to nie jest łapówkarstwo?!
Czy tylko ja chodziłam z tymi kopertami? Nie. W latach 90. panował taki ogólny zwyczaj odwdzięczania się za odrobinę przychylności. Żeby funkcjonować w tej branży, trzeba było uciekać się do różnych środków. Prowizji nikt nie traktował wtedy jako przestępstwa tylko jako dobry obyczaj. Dlaczego to jest takie trudne do zrozumienia.
I ci prezesi na państwowych posadach brali pieniądze bez zmrużenia oka?
Oczywiście. A co mieli mówić? Jeżeli ktoś zarządza ogromnym majątkiem państwowym i decyduje, z kim handlować, a z kim nie... To ja miałam z tym walczyć? Od tego są inne służby.

Chce pani powiedzieć, że zarządom spółek węglowych pozostawiono zbyt dużą pokusę, aby z niej mogli nie skorzystać?
Takie były realia w latach 90. na Śląsku. Dlaczego nie możecie tego zrozumieć.

Nie było żadnej mafii węglowej?
Pewnie, że nie. Jestem na oku organów ścigania od lat 90. Gdyby mogli, też by mnie posadzili. Szkoda słów.
A taka byłam dumna z siebie, że od normalnego człowieka, bez układu, mogłam do czegoś dojść. Przekazałam informacje nie na temat mafii węglowej, tylko na temat prowizji, które dawałam niektórym pracownikom spółek węglowych. Mafia węglowa to jest wymysł dziennikarzy i prokuratorów. Nie jestem capo di tutti capi.

Prezesi na ławie oskarżonych i pani wspólnik zaprzeczają. Nawet ci, którzy w śledztwie potakiwali, że wręczali lub brali tak zwane prowizje, teraz odwołują przed sądem w Rudzie Śląskiej swoje wcześniejsze wyjaśnienia.
Z dobrej woli nigdy nie poszłabym zeznawać, bo po co. Nie lubię skarżyć. Miałam wybór: albo dobro osób trzecich, albo dobro moje i mojej córki. Wybrałam rodzinę. Nikt, kto nie znalazł się na moim miejscu, nie ma prawa mnie obwiniać.

Co zabiło Barbarę Blidę?
Gdyby nie było nieustannych przecieków z prokuratury do mediów, gdyby nie było ciągłego nękania Basi, to ona nie byłaby w takim stanie krytycznym, w jakim się znalazła. Żyłaby, na pewno. Basia Blida była moją przyjaciółką czy to się komuś podoba, czy nie. Nie mogę rozmawiać na ten temat. Za bardzo boli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!