Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczekociny: Proces ruszył trzy lata po katastrofie, ale jest tajny

Janusz Strzelczyk
Oskarżona Jolanta S. na sali rozpraw ze swoim obrońcą
Oskarżona Jolanta S. na sali rozpraw ze swoim obrońcą Bartłomiej Romanek
Rozprawa ws. katastrofy kolejowej pod Szczekocinami została wyłączona z jawności ze względu na ważny interes oskarżonego.

Nie poznamy szczegółów dotyczących katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. Wiemy tyle, co przed trzema laty: 3 marca 2012 r. w czołowym zderzeniu dwóch pociągów zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych. Wczoraj w częstochowskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces w tej sprawie, ale sąd całkowicie wyłączył jego jawność.

Sąd swoją decyzję oparł na opinii biegłych, według której Andrzej N., jeden z oskarżonych dyżurnych ruchu (na ławie oskarżonych zasiada też Jolanta S.) cierpi na zaburzenia depresyjno-reaktywne. Oskarżony będzie uczestniczyć w procesie, ale "obecność mediów może wpływać na stan jego zdrowia, a w konsekwencji na jego zdolność uczestnictwa w postępowaniu". Andrzej N. wczoraj pojawił się w sądzie: był na przepustce ze szpitala w Lublińcu.

- Chodzi o dobro oskarżonego i jego fundamentalne prawo do obrony - tłumaczy Bogusław Zając, rzecznik częstochowskiego sądu.

Ogłoszenie wyroku ma być jawne, ale już jego ustne uzasadnienie także zostanie wyłączone z jawności.

Wczoraj przed Sądem Okręgowym w Częstochowie rozpoczął się proces ws. katastrofy kolejowej pod Szczekocinami, do której doszło 3 marca 2012 roku. W katastrofie zginęło 16 osób.

W czerwcu nie doszło do rozpoczęcia procesu z powodu nieobecności na sali rozpraw jednego z oskarżonych, Andrzeja N. (drugą oskarżoną jest Jolanta S.). Oskarżony przebywał w szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu.

Obrońca oskarżonego Andrzeja N., Witold Pospiech, złożył wniosek o wyłączenie z jawności rozprawy. Swój wniosek uzasadniał tym, że obecność kamer na sali sądowej spowoduje zamknięcie się w sobie oskarżonego, na co przedstawiał opinię biegłych psychiatrów. Ponadto obrońca oskarżonego stwierdził, że jawność rozprawy może doprowadzić do zakłócenia porządku publicznego z powodu obecności na sali osób poszkodowanych w katastrofie.

Oskarżenie chciało jawności rozprawy. Sąd zdecydował jednak o odroczeniu rozprawy na czas zapoznania się z opinią biegłych psychiatrów w sprawie Andrzeja N.

Wczoraj Andrzej N. był w gmachu sądu. Przyjechał dzięki przepustce ze szpitala psychiatrycznego w Lublińcu. Nie było go jednak na sali rozpraw w chwili, gdy był tam już sąd, oskarżyciele, obrońcy, oskarżona Jolanta S. oraz dziennikarze. Sędzia Jarosław Poch przedstawił wnioski opinii biegłych dotyczące Andrzeja N. Biegli rozpoznali u Andrzeja N. zaburzenia depresyjno-reaktywne. Stwierdzili, że jest zdolny do udziału w postępowaniu sądowym, ale obecność na sali rozpraw środków masowego przekazu może wpłynąć na stan zdrowia oskarżonego i jego zdolność do udziału w rozprawie.

Sąd, w związku z opinią biegłych, zdecydował o wyłączeniu z jawności rozprawy w całości, ponieważ jawność może naruszyć ważny interes oskarżonego, w szczególności niezbywalne prawo do obrony.

- Sądowi chodziło o dobro oskarżonego, jego niezbywalne prawo do obrony - mówi sędzia Bogusław Zając, rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie. - Udział oskarżonego w rozprawie jest bardzo ważny. Jego nieobecność może zablokować postępowanie sądowe. Sądowi chodzi o nadrzędny interes poznania prawdy.

Ogłoszenie wyroku będzie jawne, ale już ustne uzasadnienie wyroku zostanie wyłączone z jawności. Chyba że w toku postępowania sąd uzna, że kolejne rozprawy mogą być jawne.

3 marca 2012 r., pod Szczekocinami, zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa-Kraków. Prokuratura przygotowała akt oskarżenia w 122 tomach. Postawiła zarzuty nieumyślnego spowodowania katastrofy i fałszowania dokumentacji Jolancie S., dyżurnej ruchu ze Sprowy, i Andrzejowi N., dyżurnemu ze Starzyn.

Według oskarżenia, Andrzej N. zezwolił na wjazd pociągu na niewłaściwy tor. Jolanta S. skierowała pociąg na właściwy tor, jednak nie upewniła się, dlaczego system kontroli ruchu sygnalizował, że tor jest zajęty. Za nieumyślne spowodowanie katastrofy oskarżonym grozi do 8 lat więzienia. Za poświadczenie nieprawdy w dokumentach do 5 lat pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szczekociny: Proces ruszył trzy lata po katastrofie, ale jest tajny - Dziennik Zachodni