Spółki węglowe co rusz ogłaszają, że testują bardziej nowoczesne i pewniejsze systemy. Testy się kończą, a systemy zostają stare, bo nowe kosztują. Zmiany w tym temacie zapowiedział ostatnio prezes Katowickiego Holdingu Węglowego - Zygmunt Łukaszczyk.
- Wydarzenia, które miały miejsce historycznie i ostatnio dają jeden wniosek, że system rejestracji musi ulec radykalnej zmianie - mówił.
Jak dodawał dziś system jest prosty i regularnie "obchodzony" przez górników. - Każdy ma dyskietką, którą gdzieś odbija, ale nie wiadomo, czy jest w tym miejscu, w którym powinien być, czy go nie ma - wyjaśniał. Skutki braku lepszego nadzoru tragiczne okazały się w 2009 r.: gdy w kopalni Wujek-Śląsk metan zabił 20 osób, okazało się, ze zbyt wiele górników przebywało w strefie, w której być nie powinni.
Katowicki Holding Węglowy zapowiada unowocześnienie systemu lokalizacji górników pod ziemią. Aktualnie wykorzystywany jest archaiczny i łatwy do obejścia. Jaki będzie nowy, kiedy i gdzie się pojawi - tego jednak nie wiadomo.
Problem dotyczy całego sektora, nie tylko kopalni KHW. Mimo że możliwość lokalizowania ludzi pod ziemią w czasie rzeczywistym, to podstawowy element bezpieczeństwa w kopalniach, przedsiębiorstwa nawet jeśli testują nowe rozwiązania, to ich nie wprowadzają.
W 2013 r. pilotażowy system testowano w należącej do Kompanii Węglowej kopalni Bobrek - Centrum w Bytomiu. Górników wyposażono w pejdżery, który nadawały sygnały do nadajników zamontowanych pod ziemią. - Testy pokazały, że system się sprawdza, efekty były obiecujące, ale na szerszą skalę rozwiązanie nie zostało zastosowane - wspomina Tomasz Głogowski, rzecznik KW. Powód? Koszty.
Także przed dwu laty nowy system lokalizacji testowała Jastrzębska Spółka Węglowa na kopalniach Pniówki i Budryk. Pod ziemią zamontowano elektroniczne bramki, zaś w kaskach górników czipy. Gdy ci przechodzili przez bramki byli rejestrowani.
Tyle że jak mówi Jolanta Talarczyk, rzecznik prasowy Wyższego Urzędu Górniczego, choć o modyfikacji systemów lokalizacji górników dyskutuje się od 2008 r., to wciąż nowe systemy nie są powszechne. Gotowe rozwiązania są.
- Od 2013 roku WUG dysponuje opisami systemów, które można wybierać, porównując proponowane rozwiązania pod kątem przydatności w konkretnych kopalniach - dodaje.
Poszczególne rozwiązania są stosowane w górnictwie podziemnym w Niemczech, Kanadzie, USA, czy Australii. - W polskim górnictwie podziemnym pionierami w zastosowaniu takich rozwiązań są kopalnie "Pniówek" i "Bolesław Śmiały" oraz ZG "Sobieski" - dopowiada.
Niewiele , choć temat wraca regularnie przy okazji kolejnych katastrof w górnictwie. - Potem niestety jest twarda ekonomia i spółki górnicze nie mają pieniędzy na inwestycje przekładające się na bezpieczeństwo - ocenia rzeczniczka prezesa WUG.
W powszechnym użyciu jest więc jedynie system rejestracji zjazdów i wyjazdów za pomocą dyskietek odbijanych przez górników. System łatwy do oszukania.
- Zdarza się, że górnik przekazuje dyskietkę koledze a na dół nie jedzie, albo wyjeżdża z dołu wcześniej, a dyskietkę zostawia, żeby zleciała cała dniówka - słyszymy.
Jest też stres, gdy następuje ewakuacja, ktoś zwyczajnie w szoku dyskietki nie odbije, zapomni. I tak gdy dochodzi do wypadku lub ewakuacji jest problem z ustaleniem dokładnej liczby górników, którzy byli pod ziemią i odpowiedzią na zasadnicze pytanie: ilu pod ziemią zostało. Liczenie trwało długo w ubiegłym roku po wybuchu metanu na kopalni Mysłowice - Wesoła. Mijały dwie, trzy godziny od katastrofy, a nadal nie było wiadomo, ilu ludzi brakuje. - A precyzyjne ustalenie miejsca, w którym przebywają ci, którzy pod ziemią z różnych przyczyn zostali, jest niestety ciągle trudne - komentuje Talarczyk.
Na powierzchni w dyskietki też nie wierzą i liczą górników ręcznie, jak się nie zgadza , to lampy, aparaty i ubrania. - Jak dalej nie pasuje, to dzwonimy i jeździmy po domach - mówią na kopalniach.
Sprawa jest pilna. Niezależnie, czy KHW skorzysta z systemów proponowanych przez WUG, czy wybierze nowy, to jego wdrożenie potrwa.
- Oczywiście to będą koszty, ale koszty, które w przyszłości się zwrócą - zapewniał Łukaszczyk
.
Mowa nie tylko o bezpieczeństwie górników, ale i wymiernych kosztach akcji ratowniczych. Tylko ta ostatnia, zakończona w czerwcu, na ruchu Śląsk kopalni Wujek, na której po silnym wstrząsie zaginęło dwóch mężczyzn, trwała dwa miesiące, a kosztowała ponad 21 mln zł. W tym akurat wypadku nie wiadomo czy bardziej nowoczesny system lokalizacji skróciłby czas dotarcia do uwięzionych.
- Nie słyszałem o systemie , który by przetrwał wstrząs, w wyniku którego zniszczona została cała infrastruktura, w tym także łączność - mówi Wojciech Jaros, rzecznik KHW. Jak dodaje w trakcie akcji na ruchu Śląsk ratownicy wiedzieli mniej więcej, gdzie znajdują się górnicy, problemem było dotarcie do tego rejonu.
*Wybierz się na wycieczkę do nowego Muzeum Śląskiego ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO]
*Dopalacz Mocarz zabija kolejne ofiary. Jest najsilniejszy i najgroźniejszy
*Przepis na leczo SPRAWDZONY I NAJSZYBSZY
*Śląska STREFA AGRO - nie tylko dla rolników. ZOBACZ KONIECZNIE
*Śląska STREFA BIZNESU - wszystko o pieniądzach. ZOBACZ KONIECZNIE
*Śląsk Plus. Górny Śląsk jest piękny ZDJĘCIA INTERAKTYWNE
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?