Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Papież znalazł klucz do naszych emocji

Marek Twaróg
Niedzielna beatyfikacja zamyka kolejny etap naszego burzliwego związku z Janem Pawłem II. Mam nadzieje, że - co byłoby wbrew logice procesu wyniesienia na ołtarze - nie jest to etap ostatni, jak wieszczą niektórzy.

Faktem jest jednak, że coraz trudniej będzie odwoływać się do emocji, które towarzyszyły nam za życia papieża - Polaka, a zwłaszcza w trudnym czasie jego odchodzenia. Być może bowiem to właśnie te ogromnej wartości emocje, a nie nauka Ojca Świętego najbardziej na nas wpłynęły. Czy jednak powinniśmy się tym martwić?

Im dalej od śmierci Jana Pawła II i im bliżej do niedzielnej beatyfikacji, pojawia się coraz więcej powątpiewania, które jest echem od dawna toczonej dyskusji pod hasłem "słuchaliśmy Go, ale nie słyszeliśmy".

SPECJALNY SERWIS POŚWIĘCONY BEATYFIKACJI JANA PAWŁA II - RELACJA NA ŻYWO Z WATYKANU

Sceptycy z biegiem czasu coraz wyraźniej widzą brak wpływu Jana Pawła II na życie społeczne, a niektórzy wprost podważają naukę papieża twierdząc, że do Rahnera mu daleko i właściwie nic nowego do myśli filozoficznej nie wniósł. Tego typu rozważania oczywiście są uprawnione, czy jednak te wszystkie wątpliwości mogą unieważnić ogromny wpływ papieża na Kościół, czyli nas wszystkich? To jasne, że nie.

Wpływ bowiem jest ogromny. Może tylko na gruncie emocji, które budował swoją obecnością - zgoda. W większości nie odnaleźliśmy się bowiem w ontologicznych regułach, których w jego nauczaniu być może poszukuje część sceptyków. Te proste emocje są często wykpiwane, czymże bowiem są przy naukowym zgłębianiu myśli teologicznej?

Cytat z Jana Pawła II, którym posługuję się już nie pierwszy raz, brzmi: "Nie należy mylnie pojmować tego ideału doskonałości jako swego rodzaju wizji życia nadzwyczajnego, dostępnego jedynie wybranym geniuszom świętości. Drogi do świętości są wielorakie i dostosowane do każdego powołania".
Papież dał nam najcenniejszą emocję, czyli nadzieję, że dobre życie nie jest abstraktem, wpisał się tu w ten pociągający sposób myślenia o dobrej, rzetelnej robocie, robieniu swojego. Odczarował świętych, zdarł z nich te złote szaty, które powodowały, że byli nieosiągalni. Niedzielna beatyfikacja jest elementem tej myślowej układanki: oto Karol Wojtyła, zwykły ksiądz z Wadowic, miłośnik gór i aktor zbliżył się do ideału. A może tylko szedł w stronę ideału, ale wcale go nie osiągnął? Jest święty, ale nie jest idealny. Możliwe to?

SPECJALNY SERWIS POŚWIĘCONY BEATYFIKACJI JANA PAWŁA II - RELACJA NA ŻYWO Z WATYKANU

Przypominam sobie doskonale list z 2006 roku, w którym grupa znanych i skonfliktowanych z Watykanem teologów sprzeciwiła się wynoszeniu na ołtarze naszego papieża. Giovanni Franzoni, Jose Maria Castillo (od teologii wyzwolenia) i inni zarzucili papieżowi pobłażliwość wobec pedofilii w Kościele, przymykanie oka na afery finansowe w Banku Watykańskim czy marginalizowanie kobiet w Kościele.

Czy to wszystko zarzuty absurdalne? Czy absurdalne są wszystkie zarzuty wysuwane przez Hansa Kunga (podważa niektóre dogmaty, nieomylność papieża, celibat), jednego z najbardziej znanych na świecie teologów, który w latach 80. popadł w konflikt z Watykanem i został pozbawiony prawa do głoszenia nauki w imieniu Kościoła? Pewnie nie.

I dobrze, że nie. Katolicy zgodnie z własnym sumieniem i nauką Kościoła rozstrzygną, jak te zarzuty traktować. Podobnie ocenią też, jak podejść do skarg na miałkość papieskiej myśli filozoficznej. Nie sądzę - powiem zaraz - by w związku z tym nabrali większych obiekcji, co do świętości papieża. Dla grupy wątpiących taki papież może być z kolei dowodem na "różne drogi do świętości".

Może tu i tam zadziałał źle, może podjął złą decyzję, może wystąpił zbyt ostro, może zbyt łagodnie - rezerwuje sobie w każdym razie prawo do błędu. Ludzkiego błędu, jaki i my robimy każdego dnia.
Bo papież pokazywał swoim życiem, że każdy człowiek może być święty. Jeśli brzmi to zbyt zwyczajnie, przyjrzyjmy się temu, co nas łączyło przez trzydzieści lat jego pontyfikatu. Jeśli bowiem nawet nie łączyła nas jego nauka, to z pewnością łączyła jego postawa, której wyraz dawał w prostych radach.
Pierwsza wizyta i słynne słowa w Warszawie - porwały Polskę. Nie teologiczne przesłanie, tylko proste zdania, które trafiły na grunt rodzącej się wolności. 1991 i 1997 rok - pielgrzymka, gdzie oczywiście czerpał z Pisma, ale przede wszystkim ostrzegał nas, zachłyśniętych nowym, przed pułapkami konsumpcjonizmu. I 2002 rok, kiedy w pięknych słowach opowiadał nam o mądrym życiu, ale i mądrej śmierci. Albo Asyż z 1986 roku i spotkanie przedstawicieli wszystkich religii - dziś kwestionowane, wtedy przyjęte entuzjastycznie. Albo wizyta w synagodze, coroczne dni młodzieży, pobyt w Sarajewie w 1997 roku...

SPECJALNY SERWIS POŚWIĘCONY BEATYFIKACJI JANA PAWŁA II - RELACJA NA ŻYWO Z WATYKANU

Jestem najdalszy od spłycania przesłania papieża, widzenia w nim dobrego wujka, który tu pogrozi, tam pochwali. Zapewniam też, że rozumiem, iż pobożność ludowa, obrządkowa, uczuciowa nie może być jedyną odpowiedzią na zawołanie 'Nie lękajcie się". Jan Paweł II dobrze jednak rozumiał, że budowanie wspólnoty polega także na jedności emocji i dobrym rozpoznaniu charyzmatu. Ostatecznie nie jest to najgorszy wybór, prawda? Dlatego kręcenie nosem, że jego stanowisko filozoficzne nie jest całościowe, a głoszona nauka niepełna, jest nie w punkt przy dreszczach, jakie odczuwaliśmy słuchając jego prostych przesłań.

Dziś pontyfikat papieża analizuje się na dwóch płaszczyznach. Dla Kościoła masowego, dla tych setek tysięcy wiernych, ważniejsza od tej ściśle teologicznej, naukowej jest płaszczyzna - nazwijmy ją - socjologiczna. To że papież był, jaki był, otwierał się na ludzi, miał swoje słabostki, umiał porwać tłumy, denerwował się i cieszył, starzał się, cierpiał i umierał jak każdy, czyniło z niego realny wzór do naśladowania. Sam był więc jedną z dróg do świętości.

Józef Szajna po śmierci Jana Pawła II powiedział, że żałoba była jak "podskok do nieba", co później było setki razy cytowane przy wszystkich innych okazjach. Też mi się podoba ta metafora, również dlatego, że dobrze oddaje sytuację: podskok jest krótki, wkrótce wracasz na ziemię. Tak jak my szybko wróciliśmy na ziemię po śmierci papieża. Dobrze by jednak było wciąż wyciągać ręce i stawać na palce, niż kurczyć się i biadolić nad polskim katolikiem, co to tylko potrafi krzyknąć papieżowi "Kocham Cię", ale już nie sięgnie po encyklikę. Może w świecie skrywanych emocji, dystansu, nieufności już taki okrzyk to coś?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Papież znalazł klucz do naszych emocji - Dziennik Zachodni