Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widz - ciało w sztuce zbędne

Michał Smolorz
Po pięciotygodniowych burzliwych obradach tak zwane społeczne jury ostatnich Interpretacji postanowiło dać Smolorzowi odpór. Słusznie, bo Smolorz na sztuce "się nie zna", a mimo to pisze.

Smolorzowi się wydaje, że ma prawo coś powiedzieć tylko z tego tytułu, że zajął miejsce na sali. A powinien wiedzieć, że uprawniony do zabierania głosu jest wyłącznie zamknięty krąg wtajemniczonych, którzy radzą sobie z "imperatywem funkcji estetycznej w teatrze", którzy zapoznali się z "pracami teoretycznymi z zakresu sztuk performatywnych" i nie podpadają pod "złośliwe demaskatorstwo ignorancji".

CZYTAJCIE FELIETON MICHAŁA SMOLORZA, KTÓRY WZBURZYŁ SPOŁECZNY KOMITET INTERPRETACJI

CZYTAJCIE LIST SPOŁECZNEGO KOMITETU INTERPRETACJI W SPRAWIE FELIETONU MICHAŁA SMOLORZA

Bo widz-ignorant nie ma prawa zabierać głosu. Na szczęście mamy za sobą czasy powszechnego barbarzyństwa, gdy widz miał prawo obrzucić artystów jajami albo tomatami, a choćby i głośno wygwizdać, wybuczeć i wytupać. A może i wyjść ostentacyjnie... A fe! Widz powinien wiedzieć, że jedyne, co mu wolno (skoro już się wprosił na widownię mimo swej odrażającej niewiedzy), to głęboko przeżywać, iść w ślady tych, którzy "się znają", zachwycać się i dać temu wyraz przez stojącą owację.

Bo tak naprawdę, to widz nie jest prawdziwemu artyście potrzebny. Prawdziwy artysta uprawia sztukę dla niej samej, w czym widz (słuchacz, konsument) jedynie przeszkadza. Społeczne jury Intepretacji nie odkryło w tej sprawie Ameryki.

Polityka wojewódzkiego Wydziału Kultury w śląskim urzędzie marszałkowskim (co nazwałem ongi Ginkolandem) znakomicie radzi sobie bez odbiorcy. Po krótkim pobycie na fotelu dyrektora teatru w Gdyni wrócił na Śląsk pan Jarosław Świerszcz - pod pseudonimem Ingmar Villqist - uznany najwybitniejszym współczesnym dramaturgiem. W pierwszym wywiadzie z dużym rozczarowaniem opowiedział o władzach Gdyni, które oczekiwały odeń "teatru dla widzów", podczas gdy on chciał robić "teatr artystyczny". Z czystej logiki wynika, że są to pojęcia rozbieżne, więc wybitny dramaturg rzucił Wybrzeże i wrócił w rodzinne strony.
Przez pewien czas - mimo mojej przebrzydłej ignorancji - uczestniczyłem w telewizyjnej kapitule, wybierającej "Wydarzenie Kulturalne Miesiąca". Jako jedyny niewtajemniczony pośród namaszczonych, z ubawieniem słuchałem takich oto nominacji: "Proponuję wyróżnienie dla najnowszej wystawy w Muzeum Górnośląskim. Wprawdzie jest to ten rodzaj sztuki, na który nikt nie przychodzi, ale z pewnością jest to najwybitniejszy event tego miesiąca" (sic!).

CZYTAJCIE FELIETON MICHAŁA SMOLORZA, KTÓRY WZBURZYŁ SPOŁECZNY KOMITET INTERPRETACJI

CZYTAJCIE LIST SPOŁECZNEGO KOMITETU INTERPRETACJI W SPRAWIE FELIETONU MICHAŁA SMOLORZA

Mamy już wojewódzki fundusz dla skupowania od autorów dzieł, które od razu idą do magazynów, większość nigdy, nigdzie i nikomu nie zostanie pokazana. Produkujemy opery, które wystawia się raz: dla autora, jego rodziny i wtajemniczonych, tych, którzy "się znają". Operator filmowy Adam Sikora, skądinąd autor zdjęć do znakomitych i oglądanych filmów, zadebiutował jako reżyser. I mówi otwartym tekstem: odradzam pójście do kina na ten film - jest nie do oglądania, zrobiłem go dla siebie.

Kolegium społecznego jury Interpretacji powiela utarty mit, jakoby tysiące młodych ludzi czekało na niestrawne gnioty, które teatry tworzą tylko po to, by wędrować z nimi od festiwalu do festiwalu. Mit od początku do końca wyssany z palca, nie poparty żadną statystyką - czego zresztą dowodziły setki pustych foteli na Interpretacjach (w aglomeracji, w której jest 300 tysięcy studentów!).

Legenda teatrów z Legnicy czy Wałbrzycha, opowiadana przy tej okazji jak propagandowa klechda o Lechu, Czechu i Rusie, ma nas przekonać do zarzucania "imperatywu funkcji estetycznej w teatrze" i poddania się rzekomemu "oczyszczeniu", co jakoby jest "naturą i zadaniem sztuki dramatycznej".
Ależ proszę bardzo, uprawiajcie sobie do woli to "oczyszczenie" we własnym kręgu wtajemniczonych, tarzajcie się ile wlezie w scenicznych ekskrementach, eksploatujcie sobie zdeformowaną brzydotę ludzkiego ciała, oblewajcie się teatralną spermą, katujcie się zbiorowym samogwałtem. Ale - tu nie będę ani na jotę oryginalny - róbcie to sobie za własne pieniądze. Jeśli macie życzliwych wujków albo babcie, to daj Panie Boże zdrowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Widz - ciało w sztuce zbędne - Dziennik Zachodni