Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za pomarańczową rewolucją w Bytomiu stoją mieszkańcy

M. Zasada, K. Nylec
arc.
Pomarańczowa rewolucja w Bytomiu trwała 13 godzin, była bezkrwawa, ale bardzo nerwowa. Po batalii zakończonej w sobotę przed godz. 6 rano, 660 niezadowolonych lokatorów odwołało zarząd i radę nadzorczą Bytomskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Władze BSM pożegnały pomarańczowe kartki rozdane członkom zgromadzenia.

- W Bytomiu jesteśmy świadkami cudu na skalę ogólnopolską. Cudu demokracji spółdzielczej i jednomyślności - ekscytuje się Janusz Tarasiewicz, wiceprezes Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców. - W końcu odwołano złe władze spółdzielni.

Napięcie w BSM rosło od miesięcy, a wybuchło po otrzymaniu informacji o dopłatach za centralne ogrzewanie. Niektórzy lokatorzy mieli dopłacać nawet 2 tys. zł. Irytowały też premie zarządu spółdzielni oraz takie propozycje, jak rozliczanie opłat za wywóz śmieci uzależnione od metrażu mieszkania. Skrzyknięci w Grupie Inicjatywnej Obrony Lokatorów, mieszkańcy zebrali kilka tysięcy podpisów za odwołaniem rady nadzorczej BSM. W piątek odwołali ją sami.

CZYTAJ: BYTOMSKA SPÓŁDZIELNIA MIESZKANIOWA - ZARZĄD I RADA ODWOŁANE!

- Nie chcemy władzy, ale spokojnego życia i prawa do decydowania o swoim majątku - mówi Piotr Smętek z GIOL. - Walczymy o zmiany w zarządzaniu, o niższe koszty administracji, o więcej remontów i mniej absurdów.

Absurdów nie brakowało podczas walnego. Radca prawny spółdzielni straszył dziennikarzy kodeksem cywilnym. Prezes BSM Roman Bregida zabronił nagrywania swojej wypowiedzi reporterce jednej ze stacji radiowych. Była też walka o mikrofon.

3 czerwca drugi odcinek pomarańczowej rewolucji, który raczej przypieczętuje zmiany w BSM. Władze spółdzielni wydają się być pogodzone z losem. Prezes Bregida udał się wczoraj na urlop. - Biorę pod uwagę każdą ewentualność, również taką, że w BSM zmieni się władza - mówi Agnieszka Ambrozik z zarządu BSM. - Oby jednak zmiany, o ile do nich dojdzie, były przemyślane. Mam nadzieję, ze będą to osoby przygotowane merytorycznie do pełnienia swoich funkcji.

Bunt w spółdzielni? Wyjątkowe, ale będą kolejne

Z prof. Adamem Bartoszkiem, socjologiem rozmawia Marcin Zasada

Prawie jak w "Alternatywy 4". Lokatorzy z anonimowego blokowiska zmobilizowali się przeciwko zarządcy.
Rzeczywiście, niezwykły przypadek, choć zgodny z ogólnym klimatem, niekorzystnym dla spółdzielczości w Polsce. Zastanawiają mnie motywy działania buntowników w BSM. Bo jeśli chodzi wyłącznie o sumujący się ekonomiczny egoizm i utrącenie nielubianej władzy, to mamy raczej pogłębianie postawy roszczeniowej niż budowanie postawy obywatelskiej. Mam nadzieję, że autorzy tej "pomarańczowej rewolucji" są gotowi do działań sanacyjnych na rzecz swoich osiedli. Wtedy ich akcja będzie ważna i cenna.

Jak powinni rządzić rewolucjoniści, by nie powtórzyła się historia z puczem, tym razem przeciwko nim?
Najważniejsza jest komunikacja z mieszkańcami. Pierwszym świadectwem będzie frekwencja podczas wyboru nowych władz. Jeśli nie będzie znacząco niższa niż podczas zgromadzenia, na którym odwołano dotychczasowy zarząd, rzeczywiście ogłosimy nową jakość.

Spodziewa się pan kolejnych spółdzielczych buntów?
Chciałbym, żeby były. Sygnał z Bytomia może wyzwolić świadomość innych. Rzecz jednak w tym, czy będziemy obserwować kolejne skoki na funkcje, czy przemiany ożywiające życie anonimowych osiedli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Za pomarańczową rewolucją w Bytomiu stoją mieszkańcy - Dziennik Zachodni