Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie bezmyślnie zasypują rowy melioracyjne

Krzysztof Suliga
Marian Szczerbak stoi w miejscu, w którym był rów melioracyjny
Marian Szczerbak stoi w miejscu, w którym był rów melioracyjny FOT.KRZYSZTOF SULIGA
Ludzie zasypują rowy, a później skarżą się, że woda wlewa im się do piwnic i żądają od gminy pomocy - mówi wójt Poraja, Marian Szczerbak.

Świadomie naruszają publiczne mienie. W ten sposób właściciele posesji budują sobie przydomowe parkingi. A czasem chcą mieć po prostu przed płotem równy trawnik.

Problem nie dotyczy tylko rowów przydrożnych, ale i melioracyjnych. Jak mówi wójt Szczerbak, w Poraju są zatkane trzy rowy melioracyjne, odprowadzające wodę z najwyżej położonego w gminie Choronia do Warty. Na szczęście, czwarty, który jest największy, jest jeszcze drożny.

W Żarkach mają z kolei problemy z tirami. Rowy zasypywane są i przeznaczane przez kierowców lub właścicieli ciężarówek na parkingi dla wielotonowych samochodów. Nie dość, że blokowane są cieki wodne, to mieszkańcy osiedli muszą znosić warkot ciężarówek. Gmina na razie niewiele może zrobić, bo nie ma znaków zakazujących parkowania. Gmina na razie nie prowadzi ewidencji zniszczonych rowów, ale zamierza zająć się tą sprawą.

Gmina może prawnie egzekwować od mieszkańców odnowienie rowów przydrożnych i melioracyjnych. Ale tego nie robi. Bo nie ma pieniędzy na sprawy sądowe. Samorząd może dochodzić swoich praw, w tym przypadku tylko na drodze postępowania cywilnego.

A skala problemu jest w gminie Poraj tak duża, że prawnicy nie wychodziliby z sądu. Sprawy kosztują. Samorząd dysponuje pieniędzmi podatnika i radni wolą je wydać na inwestycje. Paradoksalnie także na odnowienie rowów. I koło się zamyka. Gmina unika sądzenia się z mieszkańcami, ale wydaje ich podatki na odnowę rowów.

Dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Myszkowie, Mariusz Sikora, nie ma większych problemów z osobami zasypującymi rowy w pasie dróg powiatowych. Jest natomiast problem z rolnikami, którzy podczas prac polowych, niszczą rowy melioracyjne. A do tych odprowadzana jest woda z rowów przydrożnych.

- Jeśli ktoś próbuje zasypać rów w pasie drogowym, z reguły wystarcza dyscyplinująca rozmowa i wytłumaczenie, że łamane jest prawo - wyjaśnia dyrektor.
Jedni rowy niszczą, inni chcieliby je mieć w swym sąsiedztwie. W Poraju na osiedlu popularnie zwanym Kosmodromem, znajdującym się w rejonie ulic Kosmicznej i Księżycowej nie ma w ogóle rowów. Gorzej, że nie ma też możliwości położenia kanalizacji deszczowej . Pod asfaltem jest tyle różnych mediów, że nie ma na nią miejsca. Płoty posesji są natomiast tak blisko drogi, że rowów nie da się tam zmieścić.

Wójt zaproponował, by poprowadzić kanalizację przez część posesji, ale nie wszyscy wyrażają na to zgodę. W sąsiedztwie osiedla rowy melioracyjne zostały zasypane.

Podczas spiętrzenia wód w zalewie w Poraju, woda na niektórych posesjach zaczyna wlewać się do piwnic. Jak twierdzi jeden z mieszkańców domu przy ul. Księżycowej, ludzie postawili płoty zgodnie z tym, co było w projekcie. Zawalił projektant, który pracował dla gminy około 30 lat temu.

Gdyby rowy melioracyjne były, problem podtopień byłyby znacznie mniejszy. Wójt przyznaje, że grzech zaniechania był po stronie gminy. Mówi jednak, że jeżeli nie będzie teraz solidarności wśród mieszkańców i nie pozwolą oni na przeprowadzenie kanalizacji przez prywatne działki, wszyscy na tym stracą.

Pozorne oszczędności przynoszą straty, które często są trudne do oszacowania. Tak było w Żarkach. Mieszkańcy dzielnicy Leśniów walczyli z właścicielami działki, którzy rekultywowali dolinkę znajdującą się powyżej Leśniowa. Toczyli bój o usunięcie toksycznych odpadów, które mogły spowodować skażenie źródełka w sanktuarium maryjnym. Udało się im dopiąć swego i doprowadzić do usunięcia m.in. pogalwanicznych odpadów. Źródełko zostało jednak skażone, tyle że nie substancjami z rekultywowanej działki, ale bakteriami coli, co jednoznacznie wskazuje na zanieczyszczenie go ściekami pochodzącymi z okolicznych szamb. Bo mieszkańcy nie chcieli podłączyć swoich posesji do kanaliazcji sanitarnej. A szamb też nie opróżniali regularnie i skazili źródełko.

Gmina może sobie poradzić

Z Krzysztofem Nowakiem, dyr. Wydziału Nadzoru Prawnego UW rozmawia Piotr Piesik

Czy istnieją możliwości wymuszenia na mieszkańcach gminy wykonania pewnych prac lub udostępnienia terenu w imię wspólnego dobra społecznego?

Wymuszenie to niewłaściwe określenie, samorząd może działać tylko w granicach obowiązującego prawa. Istnieją możliwości forsowania pewnych rozwiązań, trzeba tylko z nich korzystać. W tym konkretnym przypadku, jeżeli urządzenia odwadniające miałyby znaleźć się w granicach pasa drogowego, w ogóle nie powinno być problemu. Zarządcą drogi jest przecież gmina lub powiat.

A gdyby gmina chciała, by mieszkańcy odstąpili część gruntów, które do nich należą?

Powinna tereny wykupić albo wszcząć procedurę wywłaszczeniową. To także nic szczególnego w praktyce działania samorządów.

Czyli dobro wspólne nie ma już żadnego znaczenia?

Powoływać się na nie można raczej od strony moralnej i przekonywać, że pewne ustępstwa od własnego interesu przyniosą korzyść wszystkim. Jeśli mieszkaniec stwierdzi, że z winy sąsiada, który zaniechał wykonania pewnych prac, on sam poniósł szkodę, może przecież zażądać odszkodowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!