Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Licznik został zatrzymany

Łukasz Klimaniec
Piłkarze GKP wiedzieli, jak zatrzymać lidera
Piłkarze GKP wiedzieli, jak zatrzymać lidera fot. Łukasz Klimaniec
Beniaminek z Gorzowa Wielkopolskiego przerwał wspaniałą serię 11 (!) kolejnych zwycięstw Podbeskidzia na własnym boisku.

- Ten remis to nie jest wynik, z którego możemy być zadowoleni - skwitował delikatnie Maciej Szmatiuk, obrońca Górali. Bielszczanie oprócz punktów stracili także lidera drugiej linii Rafała Jarosza, u którego lekarze klubowi podejrzewają zerwanie mięśnia dwugłowego.

Podbeskidzie ostatni raz "zgubiło" punkty u siebie w starciu ze Stalową Wolą 10 listopada 2007 roku. Od tego czasu na stadionie w Bielsku-Białej piłkarze Marcina Brosza wyłącznie wygrywali pokonując m.in. Polonię Warszawa, Koronę Kielce czy Wisłę Płock. Sposób na Górali znalazł dopiero zespół prowadzony przez Czesława Jakołcewicza.

- Mieliśmy grać blisko rywali, przesuwać się i wychodzić wyżej do nich - przyznał Dawid Dłoniak, golkiper GKP. To jego interwencje sprawiły, że bielszczanie nie wygrali meczu. Dłoniak już na początku spotkania wygrał pojedynek sam na sam z Martinem Matusem, a w 79 min. w sobie tylko znany sposób zatrzymał piłkę po uderzeniu Szmatiuka z trzech metrów.

- Miałem sytuacyjną piłkę, bramkarz rzucił się w ciemno i dostał nią w twarz - tłumaczył bielski obrońca. - Gdybym strzelił obok, nie miałby szans na obronę - zaznaczył.

Dłoniak miał więcej szczęścia, bo jeszcze w pierwszej połowie po główce Sławomira Cienciały piłkę z pustej bramki głową wybił Paweł Kaczorowski. A tuż przed przerwą kontuzji doznał Jarosz, który przez ostatnie dwie minuty obserwował grę stojąc przy linii bocznej boiska. Szczegółowa diagnoza dotycząca jego zdrowia będzie znana dziś.

W miejsce Jarosza trener Marcin Brosz wyznaczył Grzegorza Patera. Ale pojawienie się "Grzeli", a także wejście szybkiego Krzysztofa Chrapka tym razem nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Bielszczanie przeważali, niemal nie schodzili z połowy rywali, ale mądrze ustawiona taktycznie drużyna z Gorzowa skutecznie rozbijała zarówno ataki środkiem boiska, jak i te skrzydłami.

Zwycięstwo na pięć minut przed końcem mógł zapewnić Mariusz Sacha, który stojąc siedem metrów przed bramką dostał podanie od Chrapka. Zamiast jednak strzelać, próbował przyjąć piłkę, w czym przeszkodził mu obrońca GKP powalając go na murawę.
- Obrońca na mnie wpadł! Mogę z pełną odpowiedzialnością: według mnie to był ewidentny rzut karny - przekonywał Sacha.

Czesław Jakołcewicz, szkoleniowiec GKP przyznał, że jego zespół przyjechał do Bielska-Białej po punkt i z tego remisu był szczęśliwy. - Moim chłopakom należą się wielkie brawa. Dowiedli, że wygrana ze Stalą nie była przypadkiem - podkreślał.

Marcin Brosz, trener Podbeskidzia stwierdził, że remis nie krzywdzi żadnej z drużyn. - Od pierwszych minut szukaliśmy gola. Próbowaliśmy przez dziewięćdziesiąt minut i się nie udało. Jak na taką pogodę mecz był ciekawy. A przecież tlenu było jak na lekarstwo - podsumował.

Podbeskidzie 0 GKP Gorzów 0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!