Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rząd Donalda Tuska przy raporcie zadrybluje się na amen

Kamil Durczok
Coraz trudniej zrozumieć całe zamieszanie z publikacją raportu Millera. Po tym, jak padają kolejne terminy, w których mieliśmy poznać jego treść, najgłupsze dotąd teorie i tłumaczenia zaczynają nabierać sensu. Ani to rozsądne, ani poważne, ani nie świadczy o traktowaniu serio tych wszystkich, którzy w tym dokumencie będą chcieli znaleźć prawdę o strasznej tragedii. A nie używać 300 stron jako cepa w politycznej młócce.

Wczoraj cierpliwość skończyła się nawet Waldemarowi Pawlakowi, bo nie przekonuje argument, że Pawlak postanowił zapisać się do kółka użytkowników raportu w celach politycznych. Widziałem rozmaite hołubce wycinane przez ludowców przed kolejnymi wyborami, ale widząc także, jakim politykiem stał się w ostatnich latach wicepremier z PSL, nie wydaje mi się, by akurat chciał rozgrywać raport do własnych wyborczych celów. Jeśli więc nawet koalicjant nie rozumie, po co ten cały cyrk z terminami i tłumaczeniem, to nie jest dobrze.

Jakby wszystkiego było mało, Jerzy Miller uparł się, by dolać oliwy do ognia i z właściwym sobie niezmąconym spokojem oznajmił, że firma tłumacząca raport potrzebuje jeszcze, uwaga, kilkunastu (!!!) dni, żeby dokończyć dzieła. To już akurat, w kontekście obietnicy rządu, znowu uwaga, z 27 czerwca (!!!) o tym, że potrzeba maksymalnie "kilkunastu dni" na tłumaczenie, zaczyna się ocierać o kpinę albo prowokację.

Żeby była jasność: nigdy nie należałem do zwolenników poganiania rządu i ekspertów pracujących nad wyjaśnieniem tej katastrofy. Wielokrotnie mówiłem, że tylko ludzie niemający bladego pojęcia o lotnictwie i procedurach ruchu lotniczego mogą opowiadać bzdury o tym, że dochodzenie przyczyn katastrofy trwa zbyt długo. Ale konia z rzędem temu, kto poda rozsądny powód tej żonglerki terminami. A dwa konie dla tego, który objaśni, jaki to zwyczaj albo przepis obliguje premiera do czekania z upublicznieniem takiej rangi dokumentu na chwilę, w której będą tłumaczenia na rosyjski i angielski.

Więc dlaczego czekamy? Niestety bardzo prawdopodobny wydaje mi się scenariusz prowokowania PiS i wciągania go do dyskusji na jeden temat: katastrofy smoleńskiej. Partia jednego tematu jest idealnym przeciwnikiem dla Platformy. Atrakcyjność tego scenariusza gwałtownie wzrosła od czasu, kiedy Antoni Macierewicz przedstawił opinii publicznej swoje wizje, tytułowane roboczo białą księgą. Któż by nie marzył o rywalu opowiadającym o "obezwładnieniu" prezydenckiego tupolewa na wysokości 15 m?

Jeśli Platforma w to właśnie gra, to ten cynizm może ją sporo kosztować. Używając tak bliskiej drużynie premiera terminologii piłkarskiej, dryblują tak, że za chwilę zakiwają się na amen i ktoś im zabierze piłkę. Jeśli zaś, choć w tę wersję wierzą już chyba tylko najwierniejsi fani PO, nie potrafi wybrać firmy gwarantującej przetłumaczenie dokumentu na czas, to już nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Wiadomo, że z całą pewnością warto zapytać o kwalifikacje do rządzenia krajem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!