NAJNOWSZE INFORMACJE KULTURALNE Z WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO
Gdy po śmierci Michaela Jacksona, niemal dokładnie dwa lata temu, pisałem o muzycznych straceńcach naszych czasów wspomniałem, że następna w kolejce do romantycznego i upiornego zarazem "Klubu 27" jest Amy Winehouse. To na swój sposób elitarne towarzystwo wielkich muzyków tragicznie zmarłych w wieku 27 lat. Janis Joplin, Kurt Cobain, Jimi Hendrix, Jim Morrisson, Brian Jones, Robert Johnson. Nietrudno było to przewidzieć, Amy Winehouse od co najmniej pięciu lat sukcesywnie się do tego bractwa zbliżała. W ostatnich miesiącach całkowicie pozwoliła, by fenomenalny talent i wielką karierę rabowały jej narkotyki, alkohol i otaczający ją ludzie.
Ci wszyscy, którzy wypychali ją na scenę w agonalnym stanie i wystawiali na pośmiewisko całego świata. Amy Winehouse nie miała nikogo, kto powstrzymałby ją przed postępującą autodestrukcją. W sobotę spełnił się paskudny scenariusz. Amy umarła w swoim domu tuż przed przyjazdem karetki.
Od soboty jej piosenki grają nawet w supermarketach. Warto przystanąć i posłuchać, bo artystki z taką charyzmą i tak szlachetnym głosem możemy nie usłyszeć przez następne pół wieku. Amy Winehouse była zdecydowanie najzdolniejszą wokalistką naszych czasów, fenomenem na miarę Arethy Franklin, pierwszej czarnoskórej śpiewaczki, która miała odwagę wykrzyczeć, że od mężczyzn domaga się odrobiny szacunku.
Ta chuda Żydówka z Londynu każdą nutą płyty "Back to Black" zawstydzała wszystkie i białe, i czarne piosenkarki odkrywające w sobie duszę Królowej Soulu. Zawstydzała mężczyzn, śpiewając, że bardziej od podziwiania ich męskości noszonej w spodniach woli zapalić skręta. Choć nagrała tylko dwa albumy, na wszystkich kontynentach kupiło je ponad 10 mln ludzi.
Nawet kiedy śpiewała o pójściu na odwyk, robiła to z charakterystyczną dla siebie gracją, bezpośredniością i bezpretensjonalnością. Gdy, jakby od niechcenia, nuciła, że miłość to zabójcza gra, nie można jej było nie wierzyć. Jej ekscesy z mężem były wdzięczną historią dla brukowców i wszelkich internetowych pudelków. A miłość do Blake'a Fieldera-Civila rzeczywiście okazała się zabójcza, bo to on zaczął leczyć jej depresję heroiną.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Jak bywa z muzycznymi herosami, którym nie były dane wieczory w kapciach z rodziną, to narkotyki, alkohol, seksualne eksploracje i załamania nerwowe zapewniają im nieśmiertelność. Brać internetowa ma już zresztą zdanie w tej kwestii - zaćpała się gwiazdeczka. Jeśli zrozumienie jej samotności, nieszczęścia i izolacji jest za trudne, cieszmy się choć jej muzyką. Ona zawsze będzie ponad prowincjonalnym pomrukiem znad schabowego: "Dobrze jej tak".
Amy Jade Winehouse
urodziła się 14 września 1983 r. w Londynie i tam zmarła 23 lipca 2011 r. Jej ojciec Mitchell jest taksówkarzem, matka farmaceutką.
Umiała grać na gitarze od trzynastego roku życia; śpiewała profesjonalnie od 16. urodzin. Już po debiutanckim albumie "Frank", (2003 r.) porównywano ją do Sarah Vaughan i Niny Simone. Drugi studyjny album "Back to Black" z 2006 r. od razu podbił szczyt brytyjskiej listy sprzedaży.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?