Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Nie bohaterowie, a żebracy obnażają swoje rany

Marek S. Szczepański
Tak się dobrze złożyło, ze w ostatnich latach mogłem odwiedzić kraje przeżywające prawdziwe załamanie gospodarcze. W żadnym z nich nie znalazłem jednak widomych tego śladów.

Od dwóch przynajmniej lat bez ogródek mówi się o bankructwie Grecji, kryzysie gospodarczym w Irlandii, Włoszech, Portugalii czy Hiszpanii. Najważniejsze agencje medialne zapowiadają nieuchronne zmiany w Unii Europejskiej, a zwłaszcza w strefie krajów euro. Angela Merkel, krytykowana przez ziomków za rozrzutność i radykalne wsparcie dla bankrutów, święci triumfy we Francji i Wielkiej Brytanii, stając się Żoną Opatrznościową dla zmaltretowanej Unii. Może lepiej byłoby pisać Mężem Opatrznościowym, ale tego sformułowania nie wybaczyłyby zdeklarowane feministki.

Tak się dobrze złożyło, ze w ostatnich latach mogłem odwiedzić kraje przeżywające prawdziwe załamanie gospodarcze. W żadnym z nich nie znalazłem jednak widomych tego śladów. Restauracje, i te najlepsze, i te podłe, są pełne od rana do wieczora, sklepy nie nadążają z obsługą klientów, a urzędnicy bankowi uwijają się jak w ukropie, aby nadążyć w realizacji kolejnych kredytów konsumenckich. Tak było i jest w Irlandii, w Portugalii czy Hiszpanii. Byłem ciekawy, jak wygląda Grecja, sportretowana przez media jako państwo ekonomicznie zrujnowane i niemal rugowane ze strefy euro. Powagi sytuacji dodawały jeszcze fotogeniczne strajki w Atenach, bunty i rebelie w pryncypalnych przestrzeniach tej kolebki cywilizacji.

Rzeczywistość, jak zawsze, okazała się zgoła inna od prasowych przekazów. Owszem na centralnym placu Aten, Syntagmie, 150 metrów od Parlamentu, znalazłem spalony kiosk, a w bocznej ulicy stało nawet policyjne auto z kilkunastoma funkcjonariuszami. Ale pobliskie kafejki, restauracje, bistra były gwarne, zmiana żołnierskiej warty przed greckim Sejmem urocza i groteskowa jednocześnie, ulice zamarłe z powodu upałów. Słowem, najmniejszego śladu kryzysu, bankructwa upadku i euromizerii.

Co ciekawe, sami Grecy są bezwzględnie oburzeni na swój rząd, że nie podawał informacji o rzeczywistym stanie gospodarki i żądają jego dymisji. Pytani o to, czy mają świadomość, że znaleźli się na garnuszku Unii skromnie odpowiadają, że są obywatelami małego państwa, które z całą pewnością winno być wspierane przez kraje większe i zamożniejsze, zwłaszcza przez Niemcy, które jak wiadomo, wywołały drugą wojnę światową. A ten historyczny grzech wymaga odkupienia między innymi poprzez bezwarunkową pomoc dla greckiego bankruta. Dominują przekonania o spiskach i niegodziwości wobec Grecji ze strony europejskich partnerów.
Jak powiedziała jedna z mieszkających w Atenach Polek, ktoś co roku pada ofiarą eurokratów i tym razem trafiło na Helladę. W konfidencji mówi się o chęci dekompozycji kraju poprzez wykupienie pięknych wysp greckich na morzach Jońskim i Egejskim, po to, aby długi ziomków Zorby zostały wreszcie spłacone. To zdumiewające, że Grecy nie potrafią uderzyć się we własne piersi, przyznać do tego, że wydawali więcej niż mieli w portfelu, zacisnąć pasa, poczynić oszczędności i podjąć trudną drogę naprawy gospodarki.

Ale przecież nie to jest dla nich najważniejsze. Znacznie istotniejsze jest poczucie dumy z wielkiej tradycji historycznej. Wszak to właśnie tutaj rodziła się europejska cywilizacja i nauka, a Sokrates, Platon i Arystoteles byli jej akuszerami. Tutaj też podziwiać można materialne ślady greckiej potęgi z piątego stulecia przed Chrystusem, i to nie tylko na Akropolu, ale w dziesiątkach miejsc rozsianych nie tylko po kraju, ale także poza jego granicami, zwłaszcza w azjatyckiej części Turcji, w Efezie czy Milecie.

Potomkom filozofów greckich towarzyszy bezwzględne przekonanie, że ich kraj jest znakomitym miejscem do życia, przestrzenią przyjazną myśleniu, oazą spokoju i refleksji. Kochają też Grecy rodzinę i starają się jasno i publicznie to eksponować. Wcale nierzadkie są widoki, że w restauracji zasiadają przy posiłku najstarsi i najmłodsi członkowie wielkiej familiady.

Dobrze sportretował to twórca filmu "Moje wielkie greckie wesele", pokazując na przyjęciu ślubnym garstkę osamotnionych Amerykanów i tłum rodzinny Greków. Zdarzyła się jednak w tym kraju niepiękna katastrofa gospodarcza i trzeba sobie z nią poradzić. Grecy, zgodnie zasadą, "siga, siga", powoli, powoli, specjalnie się nie przejmują, choć kiedyś tę żabę muszą skonsumować.

Ale pewnie w tym kraju jest tak, jak głosi stare powiedzenie, że to nie bohaterowie, lecz żebracy obnażają swoje rany.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szczepański: Nie bohaterowie, a żebracy obnażają swoje rany - Dziennik Zachodni