Sprawa miała spektakularny początek. 4 listopada 2003 roku do domu Janusza Dudka, wówczas naczelnika częstochowskiej drogówki, zastukali policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych. Przeszukali mieszkanie. Zarekwirowali telefon komórkowy policjanta, notatnik i kalendarzyk małżeński jego żony. Zakuli Dudka w kajdanki i na oczach jego dziewięcioletniego syna wyprowadzili z domu. Pojechali pod częstochowską komendę, gdzie policjant siedział w samochodzie na parkingu i czekał aż BSW przeszuka jego gabinet. Zawieziono go potem do siedziby Prokuratury Apelacyjnej do Krakowa, a później do aresztu śledczego Prokuratury Wojewódzkiej. W izbie zatrzymań nakazano mu rozebrać się do naga i kucnąć.
- Jedno wielkie upokorzenie. Szok - mówi Dudek. - Potraktowano mnie jak bandytę, gdy przez prawie 30 lat to ja stałem na straży prawa.
Janusza Dudka zatrzymano w związku z tzw. aferą stłuczkową. Krakowska prokuratura rozpracowała grupę przestępczą, która zajmowała się likwidacją rzekomych szkód komunikacyjnych. Fingowała stłuczki, przez co wyłudziła od firm ubezpieczeniowych ponad 2 mln zł. W procederze brali udział policjanci, także z częstochowskiej drogówki. Proces w tej sprawie właśnie się rozpoczął. Dudkowi, jak mówi, najpierw postawiono zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
- Następnego dnia, gdy przyjechał do mnie adwokat, prokurator zmienił zarzuty na niedopełnienie obowiązków służbowych - opowiada były policjant.
Dudek przekonuje, że nie miał pojęcia o tym, iż policjanci z jego wydziału maczali palce w wyłudzeniach odszkodowań. Mówi, że dostał informacje o przekrętach i przekazał je przełożonemu. Ale procederem mieli według jego informatora zajmować się cywile. Drugi "cynk" dotyczył jednego z częstochowskich policjantów i je- go syna. Notatki w obu sprawach zwierzchnikowi zostały przekazane i zarejestrowane w dzienniku urzędowym komendy.
Dudek przesiedział w areszcie tylko 48 godzin, ale po wyjściu na wolność jego życie diametralnie się zmieniło. Zawieszono go w pracy. Policjant dostał tylko połowę gołej pensji.
- Żona też straciła pracę. Mieliśmy prawie 3 tys. zł miesięcznej raty kredytu do spłacenia. A nie było na to pieniędzy - wspomina Janusz Dudek. - Samochód poszedł za długi. Musieliśmy też sprzedać dom. Przez dwa lata nie mogłem znaleźć żadnej pracy. A jak już ją dostałem w Łodzi, to cała pensja szła na spłatę długów.
Były policjant, jak twierdzi - tylko raz składał wyjaśnienie w sprawie, tuż po zatrzymaniu. - Słyszałem ciągle od prokuratora Wełny prowadzącego przesłuchanie: "Niech się pan przyzna", "Ja mam stalinowskie metody" - opowiada Dudek. Policja, która prowadziła postępowanie wewnętrzne wobec niego, umorzyła je w 2004 roku, nie doszukując się winy.
W 2005 r. Dudek napisał raport o zwolnienie ze służby, bo, jak mówi, nie mógł się doczekać końca śledztwa. Pożalił się Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który zażądał wyjaśnień w tej sprawie od rządu polskiego. Dopiero wtedy, latem 2008 r., prokuratura umorzyła postępowanie. Marek Wełna, przewodniczący IV wydziału zamiejscowego do zwalczania przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej w Krakowie, uważa, że postępowanie wobec Dudka wcale nie trwało długo.
- Postępowanie toczyło się szybko, ale obejmowało kilkaset zdarzeń kolizyjnych. W sprawie zostało oskarżonych 31 osób. A prawdopodobnie postawimy zarzuty następnym zamieszanym w ten proceder. Prowadziłem sprawę na początku, potem przejął ją inny prokurator. W tym czasie zmieniło się aż pięciu referentów w tej sprawie, a to na pewno nie wpłynęło na jej przyspieszenie - mówi prokurator Wełna.
- W listopadzie 2003 roku materiał dowodowy pozwalał na zatrzymanie policjanta i postawienie mu zarzutu. Teraz świadkowie zmienili zeznania, a podejrzani składają wyjaśnienia na korzyść byłego naczelnika częstochowskiej drogówki, choć na początku wskazywali na jego udział w sprawie. Po analizie materiału dowodowego jako naczelnik wydziału postanowiłem o umorzeniu postępowania - tłumaczy Wełna.
Dudek dostał od Śląskiej Wojewódzkiej Komendy Policji wyrównanie pensji za dwa lata, kiedy dostawał tylko jej połowę. Mł. asp. Marek Wręczycki z biura prasowego śląskiej komendy twierdzi, że powrót byłego naczelnika na dawne stanowisko nie jest możliwy.
- Podjął decyzję i odszedł na emeryturę. Jeżeli chce znów pracować w policji, będzie potraktowany jak każdy cywil, który chce służyć w policji. Musi przejść taką samą procedurę rekrutacyjną. Do tego zobowiązuje nas ustawa o policji - wyjaśnia Wręczycki.
Dużo skarg
Od 1999 roku Trybunał wydał wobec Polski 318 wyroków stwierdzających przynajmniej jedno naruszenie konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Tylko w 19 sprawach nie stwierdzono naruszenia, a w 39 polski rząd zawarł ze skarżącymi ugody.
Skarga dotyczyła odmowy przyznania jej prawa do aborcji, mimo że ciąża zagrażała jej zdrowiu. 20 marca 2007 r. Trybunał uznał zasadność skargi i zasądził 25 tys. euro zadośćuczynienia, które musiał wypłacić polski rząd, oraz 14 tys. euro tytułem zwrotu kosztów.
Chodziło o kontrole listów, jakie Mirosław Z. wymieniał ze swoim obrońcą w czasie, gdy przebywał w areszcie. Trybunał stwierdził, że były one czytane przez prokuratora.
M. został aresztowany w 1997 r. Dostał 4 lata więzienia, ale wyrok, który prawie odsiedział, uchylono.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?