Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do kasownika jak do mety - trzeba biec szybko

Michał Wroński
Arkadiusz Gola
Dwadzieścia sekund to zbyt mało, aby można zostać uznanym za gapowicza - uznał kilka dni temu krakowski sąd i przyznał rację pasażerce, która odmówiła przyjęcia mandatu od kontrolera. "Kanar" uznał, że podróżna zbyt długo ociągała się ze skasowaniem biletu, gdyż najpierw położyła torbę na siedzeniu, a dopiero później ruszyła w stronę kasownika.

Podobnie uważają zresztą kontrolerzy w Katowicach, Sosnowcu, Gliwicach oraz Tychach. Choć im również często przychodzi wykłócać się w podobnych sprawach z pasażerami, to jednak jeszcze żadna taka scysja nie znalazła swojego finału w sądzie.

Pytanie o to, ile czasu ma pasażer na skasowanie biletu wywołuje u organizatorów miejskiego transportu lekką konsternację. Katarzyna Setkiewicz z biura prasowego Komunikacyjnego Związku Komunalnego GOP tłumaczy, że podróżny musi dopełnić tego obowiązku "niezwłocznie" po wejściu po autobusu, czy tramwaju. Jak dodaje, w praktyce oznacza to, że kolejność powinna być następująca: po pierwsze kasujemy bilet, po drugie ruszamy na poszukiwanie wolnego miejsca siedzącego. Nie na odwrót.

- Oczywiście jeśli trafi się osoba starsza lub schorowana, to kontroler na pewno nie będzie trzymał się sztywno tych zasad. Nie chodzi przecież o to, by "polować" na pasażera. Kontroler obserwuje, co się dzieje w pojeździe i reaguje dopiero wtedy, gdy widzi, że ktoś ewidentnie nie ma zamiaru podejść do kasownika - mówi Katarzyna Setkiewicz.

Podobne wyjaśnienia usłyszeliśmy od Andrzeja Ochmana, dyrektora Miejskiego Zarządu Komunikacji w Tychach. Przedstawiciele obu instytucji mają też taką samą odpowiedź na pytanie o to, jak ma zachować się ukarany mandatem pasażer, który nie zgadza się z dokonaną przez 'kanara" oceną, iż celowo odwlekał moment skasowania biletu.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera
Może on wówczas wystąpić z odwołaniem do KZK GOP lub tyskiego MZK, co skończy się konfrontacją przedstawionych przez obie strony wersji wydarzenia.

- Choć co roku wydajemy kilkanaście tysięcy mandatów, to takich konfrontacji mamy niewiele. Do sądu nikt jeszcze nie poszedł, choć być może czasami to może sędzia powinien rozstrzygać takie sytuacje. Tyle, że tak naprawdę nie warto angażować wymiaru sprawiedliwości: opłata za przejazd bez ważnego biletu wynosi u nas 100 złotych, a koszty sądowe znacznie więcej - komentuje Andrzej Ochman.

Rozwiązaniem byłoby konsekwentne stosowanie we wszystkich pojazdach zasady "pierwszych drzwi". Na razie jest ona jednak egzekwowana jedynie wybiórczo na niektórych liniach (i to nie przez wszystkich kierowców). Inny sposób na uniknięcie jałowych dyskusji z pasażerami na temat tempa skasowania przez nich biletu podpowiada Kazimierz Berger, dyrektor Zarządu Transportu Zbiorowego w Rybniku.

- U nas od pięciu lat w autobusach przy wszystkich drzwiach są czytniki elektronicznych biletów. Są one na tyle czułe, że nawet nie trzeba wyciągać biletu, aby czytnik go zarejestrował. A kto nie ma takiego biletu, ten wchodzi przednimi drzwiami i kupuje tradycyjny bilet. W ten sposób sytuacja jest klarowna i nie ma możliwości, aby w razie kontroli pojawiły się jakieś nieporozumienia - tłumaczy Kazimierz Berger.

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Do kasownika jak do mety - trzeba biec szybko - Dziennik Zachodni