Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podróżnicy z Żor uratowani w kolumbijskiej dźungli. Kibicował im cały świat

Katarzyna Śleziona
Podróżnicy z Żor ledwo uszli z życiem, ale znów wrócą do dżungli
Podróżnicy z Żor ledwo uszli z życiem, ale znów wrócą do dżungli Tomasz Jędrys
O tym, jak puszka mielonki zastępuje przyjaciela, a mrówki - roladę z kluskami i modrą kapustą - uratowani z dżungli podróżnicy z Żor mówią Kasi Ślezionie

Każdy z nich był kilkakrotnie w Kolumbii, ale od października do listopada tego roku po raz pierwszy byli tam razem. Maciej Tarasin i Tomasz Jędrys, doświadczeni podróżnicy z Żor, którym kibicował cały świat, gdy bez środków do życia walczyli o przetrwanie w amazońskiej dżungli na terenie Kolumbii, opowiedzieli nam o swojej przygodzie życia.

Poznali się rok temu przez wspólnego znajomego, Marka Sikorę. - Razem z Markiem byłem na spływie rzekami Kwisą i Wartą. Z Tomkiem skontaktowałem się przez Facebooka, bo trudno o partnera na taką niebezpieczną wyprawę, jaką chciałem podjąć - mówi Maciej Tarasin, który wcześniej spływał rzekami na czterech kontynentach. Pokonywał rzeki w Boliwii, Brazylii, Kanadzie, USA i Etiopii. W 2010 roku wspólnie z narzeczoną pokonał niedostępną boliwijską część Amazonii - Rio Altamachi. To był pierwszy udokumentowany w historii spływ tą rzeką! Ale Maciejowi ciągle było mało…

Ryzykowny projekt

Zanim podróżnicy zdecydowali się na wspólny spływ rzeką Yari, planowali wyprawę w zupełnie inne miejsce. - Chcieliśmy spłynąć rzeką Rio Branco w dolinie Yavari, na granicy peruwiańsko-brazylijskiej. To jednak byłaby wyprawa zdecydowanie bardziej czasochłonna - mówi Tomasz Jędrys, zapalony fotograf plemion amazońskich. W końcu postanowili zdobyć Yari w dorzeczu Amazonki. - Płynie przez tereny, gdzie nie ma żadnych osad ludzkich. Wiedzieliśmy, że gdyby coś się stało, o ratunek będzie ciężko - mówi Maciej Tarasin. - Wzięliśmy ze sobą specjalną łódź pontonową oraz liny, mapy, GPS i telefon satelitarny - dodaje Maciej. Co by było, gdyby go nie mieli? - Wynajęliśmy miejscowego przewodnika, ale miał problem z alkoholem i musieliśmy mu podziękować - mówią.

Zaczęli wyprawę w wiosce Ciudad Yari nad rzeką Yari. Każdego dnia pokonywali odcinki po 26 kilometrów. - Zakładałem, że całą trasę przepłyniemy w dwa tygodnie, ale pomyliłem się o cały tydzień. Nurt był chwilami lekko wsteczny, z czymś takim nie spotkałem się nigdy wcześniej. Wiosłowaliśmy jak galernicy. W ciągu trzech tygodni straciliśmy po 15 kg - dodaje Tarasin.

Dzień katastrofy

Prawdziwe problemy zaczęły się w kanionie składającym się z sekwencji kilkunastu progów. - Pierwsze trzy pokonaliśmy bez problemów, na czwartym była wywrotka - wspomina Tarasin. Jakoś się pozbierali i płynęli dalej, mimo że mocno "rzucało". Potem pojawiła się wyjątkowo trudna przeszkoda. - Wiedzieliśmy, że będzie ciężko. Nie mogliśmy utrzymać łodzi. Tomek nie mógł się do niczego podczepić. Łódź wpadła w bystrze. Straciliśmy ją. Jedzenie też. Była środa, około 16 - wspomina Tarasin. W ferworze walki Tarasin wskoczył na najwyższą półkę kanionu - 20 metrów nad rzeką. Zaczął przedzierać się przez las deszczowy w kierunku dolnych półek i wskoczył do wody w poszukiwaniu łodzi. Rzeka zniosła go z dala od partnera. Ubrany był tylko w kamizelkę ratunkową, bojówki, sandały. Tego dnia łodzi nie znalazł. Noc spędził na skałach rozgrzanych od słońca.

Telefon do Berlina

Stracili ze sobą kontakt. Tomasz Jędrys został z aparatem, kamerą, zapalniczką, hamakiem. Bez jedzenia. Przez telefon satelitarny zadzwonił do koleżanki w Berlinie, Anity Czernew-Lebedew, podróżniczki, etnolożki, pracownicy żorskiego muzeum. - W niej cała nadzieja - myślał. I nie pomylił się.

Rozpoczęło się organizowanie pomocy ratunkowej. Następnego dnia ludzie z Araracuary, dokąd mieli dotrzeć podróżnicy, mieli wypłynąć rozbitkom na pomoc. Ale przepłynęli jedynie 30 kilometrów i zawrócili, bo "na drodze" pojawiły się przeszkody nie do przebrnięcia dla łodzi motorowej.

Najważniejsze było jednak to, że Tomasz zdołał podać przez telefon przybliżone współrzędne określające jego położenie, bazując na zapisach nanoszonych codziennie na mapę przez Maćka. Rozpalił ognisko, by łatwiej go było wypatrzyć. Na kolację nie miał nic.

Tomek je mrówki, Maćka atakuje messerschmitt

Rano Tomasz porozkładał kolorowe worki, żeby ekipy ratunkowe szybciej mogły go odszukać. - Anita powiedziała, że ludzie z Araracuary jednak nie dotrą, może tylko Indianie. Oni radzą też, żeby jeść owoce w kształcie fasoli. Nie mogłem ich znaleźć. Jadłem mrówki, wszystkie kolory. Znalazłem też owoce przypominające borówki z białą pestką. Zjadłem cztery, po trzech godzinach nic mi nie było. Więc zbierałem je i robiłem zapasy. Rosły wysoko na drzewie - wspomina Tomasz.

Maciej postanowił szukać łodzi. - Zacząłem schodzić zboczem nad kanionem, potem lasem przez 3 godziny do miejsca, które było spławne. Przepłynąłem kilometr w dół rzeki - mówi Tarasin. Zaatakowała go pszczoła - ukąsiła czterokrotnie w ucho, nogę i w rękę. - To było jak atak messerschmitta. Uciekałem do wody, by się schronić. W czwartek po nieudanej próbie powrotu do Tomka nocowałem pod półką skalną. Było zimno. Zrobiłem prowizoryczny szałas. Przykrywałem się gałęziami - wspomina Maciej.

Maciek buduje tratwę

W piątek Maciej nadal nie znalazł łodzi, więc zaczął budować tratwę. - Miałem drzewo, liany. Z bielizny robiłem tasiemki. Zawiązywałem nimi bele znalezione w buszu. Tratwę zbudowałem do połowy. Zostawiłem ją zanurzoną w wodzie. W nocy przyszła burza. Stan rzeki się podniósł - mówi Tarasin. W sobotę rano tratwy już nie było. Ale znalazła się łódź! - Musiałem do niej dopłynąć. Jednak źle obliczyłem prąd rzeki i nie trafiłem do łodzi. Znów spróbowałem. Udało się! Najpierw przez 15 minut dyszałem trzymając się liny - mówi Tarasin. Na łodzi było jedzenie: w worku ryż, makaron, niestety wszystko zepsute, i dwie puszki mielonki kolumbijskiej, za którą nigdy nie przepadał. Nie dorwał się od razu do jedzenia. Zaczął płynąć. Po całym dniu wiosłowania zobaczył plażę. - Zrobiłem legowisko. Na kolację zjadłem pierwszą puszkę - wspomina.

Mielonka jak przyjaciel

Tomek z niepokojem obserwował słabnącą baterię w telefonie. - Była pełnia. Jakiś samolot zaczął nisko zataczać nade mną kręgi. Ognisko! Muszę rozpalić ognisko! - myślał. Jak się później okazało, to był samolot szpiegowski kolumbijskiej armii. Tomasza odnaleźli dzięki podczerwieni.

W niedzielę rano Maciej nie zjadł drugiej puszki mielonki. Ustawił ją na miejscu, gdzie w łodzi siedział Tomasz. - Mówiłem do puszki: "Myślisz, że jesteś dobra?", "Wcale nie jestem głodny", "Słyszysz silniki?" - wspomina.

Pomoc nadeszła

Mimo słabych baterii, Tomek dodzwonił się do koleżanki w Niemczech. - Anita powiedziała, że akcja może potrwać nawet tydzień - wspomina. Było południe, upał ogromny. Z letargu wyrwał go krążący nad nim samolot zwiadowczy. Sprawdzał, czy nie ma partyzantów z bojówki FARC, organizacji terrorystycznej, która utrzymuje się m.in. z porwań dla okupu i handlu narkotykami. - Po godzinie nadleciał pierwszy helikopter, po kwadransie drugi, potem trzeci. Jeden zszedł nisko, mogłem wskoczyć. Zapytałem, co z Maćkiem. Oni na to, że polecimy w dół rzeki i będziemy go szukać. W końcu zobaczyliśmy niebieski punkcik na rzece. To była nasza łódź. Czy jest w niej człowiek? Na szczęście był! Ratownik zabrał go z rzeki. Podmuch przewrócił łódź. Byłem w euforii - Maciek jest cały i zdrowy - mówi Jędrys.

Zabrali ich do Araracuary. Żorzanie otrzymali specjalne medale tzw. Anioła Sił Powietrznych Kolumbii, które otrzymują zakładnicy FARC uratowani z niewoli. W ciągu ostatnich 2 lat załoga wysłanego po Polaków helikoptera uratowała 600 osób.

Kolejna wspólna wyprawa? Maciej obiecał narzeczonej, że w następnym roku będzie tylko podróż poślubna do Grecji. - Może w 2013 roku? - zastanawia się.

* CZYTAJ KONIECZNIE:

NAJBOGATSI I NAJBIEDNIEJSI POSŁOWIE Z WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO - ZOBACZ KONIECZNIE
TOP 14 poszukiwanych przestępców w woj. śląskim ZOBACZ ICH TWARZE

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


Dyskoteka w starodawnym kinie. Tysiące chcą ją obejrzeć [FOTO, WIDEO]
POLOWANIE NA GWAŁCICIELA. Studenci z Gliwic wzięli sprawy w swoje ręce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!