18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłkarska reprezentacja Polski w Kamieniu, czyli legenda trwa

Barbara Kubica
Trener Kazimierz Górski
Trener Kazimierz Górski arc hotelu
Ośrodek wypoczynkowy w Rybniku-Kamieniu był bazą treningową reprezentacji Polski w piłce nożnej. Zawsze biało-czerwonym przynosił szczęście. Czytajcie, jak te czasy wspominają pracownicy ośrodka.

Gienek, rolady przyszykowane? Pani Basiu, pokoje gotowe? Trawa na boisku równo przystrzyżona? - zwykł pytać przed każdą wizytą piłkarskiej reprezentacji Polski szef Powiatowego Ośrodka Sportu, Turystyki i Wypoczynku w Rybniku-Kamieniu Wiktor Golisz. Na swoim stanowisku był od lat. O ośrodek dbał jak o własne dziecko. Za sobą miał zawsze wiernych pracowników - pokojówki, sprzątaczki, kucharzy. Dzięki nim w Kamieniu piłkarze, którzy na boiska wybiegali w koszulkach z orłem na piersi, czuli się jak w domu.

Kiedy przed dużym, jak na lata 70., hotelu, położonym z dala od rybnickiego rynku, rozchodziła się wieść, że do ośrodka przyjeżdżają piłkarze, nikt nie stawał na baczność, choć czuć było ekscytację i podniecenie.

- Ale trawy na zielono nikt nie malował. To nie była wizyta Gierka - mówią dawni pracownicy Hotelu Olimpia.

To właśnie w tym gmachu, przypominającym hotel robotniczy, przed najważniejszymi meczami w eliminacjach mistrzostw Europy czy świata formy szukali Lato, Tomaszewski, Szarmach, Boniek czy Deyna. I zawsze ją znajdowali.

W czerwcowe popołudnie 1973 roku, kiedy autokar wyłonił się zza zakrętu ulicy Hotelowej w Kamieniu, za płotem, naprzeciw wejścia do hotelu Olimpia, stały tłumy. Dzieciaki w kolorowych kolanówkach oblepiły metalową siatkę. Każdy chciał chociaż przez chwilę zobaczyć swoich idoli, którzy szli do recepcji. Nie było jednak pisków rozanielonych nastolatek czy donośnego śpiewania "Mazurka Dąbrowskiego". Ludzie popatrzyli i rozchodzili się do domów.

- Przychodzili potem na treningi. Każdy ich ruch śledziło kilkadziesiąt osób. Ja sama też przez to zostałam kibicem. Sympatię do futbolu mam zresztą do dzisiaj - wspomina Erna Mołdrzyk, która w recepcji tamtejszego kempingu spędziła 18 lat. - Robotę zaczęłam w 1975 roku. Kadra była już wtedy u nas zadomowiona. Za każdym razem, kiedy u nas byli, przez ośrodek przewijały się tłumy kibiców. Przychodzili, zbierali autografy, zagadywali. A piłkarze? Byli sympatyczni, nikomu nie odmawiali - mówi Erna Mołdrzyk.
W pamięci szczególnie utkwił jej Zbyszek Boniek. Przystojny chłopak, lubił w dresie i klapkach przechadzać się po ośrodku.

- Zawsze było wiadomo, że to on idzie. Nad żywopłot wystawała bujna czupryna jego rudych włosów - wspomina pani Erna.

Do Kamienia piłkarska reprezentacja Polski przyjechała pierwszy raz przed meczem z Anglią w 1973 roku. Podobnych ośrodków było wówczas w Polsce jak na lekarstwo, a kadrę czekał mecz z Anglią w eliminacjach mistrzostw świata. Stoczona na Stadionie Śląskim w Chorzowie "Bitwa z Anglią", zakończyła się wielkim triumfem biało-czerwonych, którzy wygrali 2:0. Kiedy we wrześniu tego samego roku piłkarze znów najpierw przechadzali się po Kamieniu, a potem sprawili tęgie lanie Walii, wygrywając w Chorzowie 3:0, o Kamieniu zaczęły już krążyć legendy.

- Ktoś z PZPN dzwonił zazwyczaj kilka miesięcy wcześniej, żeby uzgodnić datę przyjazdu piłkarzy, ale dla kadry termin mieliśmy zawsze - wspomina Barbara Woźnikowska, która przez blisko 20 lat pełniła w Hotelu Olimpia funkcję kierownika obsługi ruchu turystycznego. - Pierwszym etapem przygotowań do goszczenia piłkarzy, były... pielgrzymki. Do wojewody, pierwszego sekretarza, działaczy partyjnych i wszystkich świętych - wspomina.

Po co? - Musieliśmy załatwić większe przydziały na żywność. Sklepowe półki świeciły pustkami, a my potrzebowaliśmy mięsa, warzyw. Wszystkiego - kontynuuje Basia Woźnikowska. - Pomagały nam znajomości. Dyrektor zakładów drobiarskich podrzucił kurczaki, przez lokalnych sadowników załatwialiśmy owoce, m.in. pomarańcze, banany. W tamtych czasach to był niemal cud - dodaje.
Kiedy tylko kadra przekraczała próg hotelu, wszyscy zaczynali żyć według ściśle określonego harmonogramu. Piłkarze jedli, spali, kopali piłkę i spotykali się na posiłkach. Na śniadanie świeży twarożek z rzodkiewką, jajka, dużo nabiału. Obiad?
- Lubili śląską kuchnię. Nasz kucharz robił więc rolady, kluski, modrą kapustę. Łasuchami wielkimi to oni nie byli. Trzymali formę - wspomina ówczesna kelnerka Weronika Króliczek. - W restauracji dla piłkarzy zarezerwowana była cała sala. Od progu wołali "dzień dobry", a potem siadali zazwyczaj po dwóch, trzech. Tylko Zbyszek Boniek jadał sam, przy trzecim stoliku po lewej stronie, przy oknie - wspomina Weronika Króliczek.

Bo nie był lubiany? - pytam.

- To nie o to chodziło. On po prostu po każdym posiłku zwykł ściągać klapki i kłaść nogi na stół. Spytałam go kiedyś, po co to robi. Odpowiedział, że dba o nogi, bo to jego największy skarb - dodaje z uśmiechem pani Weronika.

W przerwie pomiędzy posiłkami i treningami zawodnicy składali autografy, pozowali do pamiątkowych zdjęć.

- Raz nawet załatwiłam od kadry dres dla syna. On był wówczas dzieciakiem przy kości i trudno mi było kupić odpowiednie ciuchy. Poprosiłam piłkarzy, żeby dali mi po zgrupowaniu jakieś spodnie dla niego. Zostawili cały komplet - zdradza pani Weronika.

Ale podarunki dla pracowników hotelu nie były rzadkością. - Przywozili nam buty, kawę, herbatę - mówi pani Basia.

Orły Górskiego, czy późniejsza reprezentacja pod wodzą Piechniczka, z Rybnika też nigdy nie wyjeżdżała z pustymi rękami. W pobliskiej Hucie Silesia, gdzie produkowano garnki i lodówki, piłkarze gościli kilka razy.

- Zawsze dostawali komplety garnków. Za grosze mogli też kupić lodówki, zamrażarki - opowiada Basia Woźniakowska.

Specjalnie dla zawodników obsługa załatwiała seansy kinowe, wyjazdy do teatru.

- Raz nawet ściągnięto specjalnie dla kadry uzdrowiciela. I pomogło, bo potem wygrali mecz - podkreśla Anastazja Kudla, która od 1970 roku była w powiatowym ośrodku główną księgową.
Kino, wyjazd do lokalnego teatru i spacer - to właściwie wszystko, na co mogli liczyć piłkarze.
- Panowała wielka dyscyplina. Jeśli trener zarządził, że wszyscy mają być o 23 w łóżkach, to byli. Oni nawet piwa w ośrodku się nie napili - mówi Weronika Króliczek. - Kazimierz Górski miał posłuch, a oni byli w niego wpatrzeni jak w obrazek.

- Znajdowali czas i na ciężką pracę i na zabawę. Kiedyś podaliśmy im na śniadanie jajka na twardo. Gorgoń i Boniek zabrali jedno i położyli je na schodach, po których za chwilę miał schodzić Górski. Sami ukryli się kawałek dalej. Górski, widząc leżące na schodach jajko, popatrzył tylko i powiedział: "ciula z jednym jajkiem już widziałem, ale dwóch ciuli z jednym jajkiem, jeszcze nie" - śmieją się panie, od których kiedyś zależały sukcesy polskiej reprezentacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!