Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to jest z teatrem w województwie śląskim? [PODSUMOWANIE ROKU 2011]

Henryka Wach-Malicka
piotr warczak
Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim widzom dogodził. Jedni chcą w teatrze skandalu i szargania świętości. Drudzy płaczą, że zamiast klasyki, oglądać muszą tylko sceniczne eksperymenty. A jak w mijającym roku zniosły konfrontację z oczekiwaniami widzów sceny naszego regionu? Swój subiektywny ranking przedstawia Henryka Wach-Malicka

Publiczność stawia żądania, a dyrektorzy teatrów łamią sobie głowę, jak im sprostać. Na tych dwóch skrajnych skrzydłach, wołaniu o skandal lub o teatr w starym stylu, sprawa się przecież nie kończy.

Nie maleje liczba miłośników dobrze zrealizowanych fars i wielbicieli klasycznej operetki, co to w jakąś niesprawiedliwą niesławę popadła. Rośnie w siłę grupa widzów, tęskniących za teatrem politycznym, który w PRL miał się dobrze, bo pogrywał z cenzurą, a teraz więdnie, bo pogrywać nie ma z kim... Czasy dla teatrów może więc i nie są łaskawe, ale po obejrzeniu w minionym roku prawie czterdziestu premier, mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że się nie nudziłam.

Przedstawienia bywały lepsze lub gorsze - wszak porzekadło mówi "że i Homer ma prawo się zdrzemnąć" - ale na pewno w teatrach naszego regionu nie narzekaliśmy na monotonię.
Prawdą po oczach, czyli porodówka w Rozrywce

Ten spektakl - "Położnice szpitala św. Zofii" - miał zaprzeczyć szczytnym hasłom, że w Polsce rodzić można po ludzku. Miał zaprzeczyć i zaprzeczył, bo dramaturg Paweł Demirski i reżyserka Monika Strzępka, jak żyją, nie uprawiali teatru pozbawionego prowokacyjnych emocji i ostrych środków wyrazu.

Już samo zaproszenie dwójki najbardziej oryginalnych realizatorów swojego pokolenia do Teatru Rozrywki było sukcesem. I zapowiedzią wydarzenia, bo Strzępka i Demirski uprawiają teatr polityczny z prawdziwego zdarzenia. I nie kryją swojego lewicowego, a czasem lekko anarchizującego, światopoglądu. Z determinacją piętnują arogancję polskich elit rządzących, które w szale politycznego podgryzania gardeł, lekceważą społeczeństwo. Punktują ci artyści błędy władzy, głupie prawo i bezwzględność polskiego kapitalizmu, skazującego na wegetację uczciwie pracujących ludzi .

W swoich przedstawieniach z reguły stosują poetykę burleski i kpiny z polskiego światka, ale w "Położnicach...", bodaj po raz pierwszy w ich twórczości, więcej jest tonu serio niż buffo. Potężna dawka gniewu i skumulowanych emocji (wynikających także z prywatnych, traumatycznych doświadczeń realizatorów) zmienia się na scenie w miażdżącą krytykę polskiej służby zdrowia, która rodzącej kobiecie odbiera godność, poczucie bezpieczeństwa, a często i zdrowie. Racje wykrzyczane ostro, po oczach i nieomal naturalistycznie, wręcz fizjologicznie, totalnie zaskoczyły widzów chorzowskiej inscenizacji. Połowa publiczności nawet nie doczekała finału przedstawienia, druga połowa zaniemówiła z podziwu. Mnie to przedstawienie wydało się niedopracowane dramaturgicznie i niezbyt spójne w teatralnym kształcie (choć aktorstwo wyborne), ale cenię je za odwagę, mądrość i dobre intencje. Jeśli w teatrze ma być skandal, to w tej temperaturze

Konrad to ja i ty, czyli klasyka w Śląskim

Inscenizowanie klasyki - zwłaszcza dramatów polskiego romantyzmu - to dziś piekielnie trudne zadanie dla teatru. Młoda publiczność, w znacznej mierze wychowana na poetyce teledysku i lekturowych streszczeniach (lub ekranizacjach), nie akceptuje przedstawień, które są wierne literackiej i teatralnej tradycji. Młodzi mówią wprost i z okrutną szczerością, że tak "chrzęści starość".

Z kolei starsze pokolenie widzów dostaje szału oglądając nachalne uwspółcześnianie tekstów i romantycznych bohaterów, biegających po scenie z laptopami i komórkami, jakby to były jedyne łączniki pomiędzy "nowymi a dawnymi czasy".

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*ŚLĄSKIM PIERDOŁĄ ROKU 2011 ZOSTAJE...
*ZAPLANUJ DŁUGIE WEEKENDY 2012 ROKU

WIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND!
A jednak okazuje się, że można zniwelować tę pokoleniowo-cywilizacyjną przepaść i zrealizować przedstawienie, które wzrusza i porusza widzów w każdym wieku. Tak właśnie dzieje się na spektaklach "Dziadów" Adama Mickiewicza, w reżyserii Krzysztofa Babickiego, w Teatrze im. St. Wyspiańskiego w Katowicach. Na sukces złożyło się kilka przyczyn. Po pierwsze wyraźna myśl interpretacyjna. Krzysztof Babicki, zachowując kontekst historyczny dramatu, na plan pierwszy wydobywa jednak kształtowanie się osobowości Gustawa-Konrada, jego walkę z samym sobą, dojrzewanie do życia i do świadomych decyzji. Zawieszenie spektaklu poza czasem, co podkreślają różnorodne kostiumy, sprawia, że ten wątek "sam się poniekąd uniwersalizuje". Bez gadżetowych podpórek i bez pouczania widza w stylu "uwaga: teraz będzie przesłanie".

Klęska ideałów i marzeń, która skazuje człowieka na samotność w tłumie, nie jest obca żadnemu pokoleniu. Świat wykluczonych to świat, do którego zaglądamy wszyscy, przynajmniej raz w życiu. Sceniczna noclegownia to tylko symbol miejsca, w którym możemy spotkać takich jak my - nierozumianych, samotnych , ale chyba jednak nie porzucających nadziei...

Po drugie udało się w tym spektaklu zachować teatralną magię, ważny element dramatu romantycznego. Nie zniweczyła jej telewizyjna rejestracja, z natury rzeczy spłaszczająca wielowymiarowość światła i głębię sceny. Dla tych, którzy telewizyjnego przekazu nie widzieli, dodatkowa informacja: katowickie "Dziady" pokazano 1 i 2 listopada w TVP Polonia.

Rangę przestawienia podnosi świetnie aktorstwo, a rola Grzegorza Przybyła, jako Konrada to po prostu kreacja. I jeszcze coś, na co reżyserzy zwykle nie zwracają uwagi, a Babicki zwrócił - szacunek dla tekstu. "Dziady" nie są lekturą łatwą, w Teatrze Śląskim nie mamy jednak trudności ze śledzeniem akcji i konstrukcji zdań. Jeśli tak ma wyglądać realizacja klasyki - to ja proszę o bis.

Mistrz w Czeczenii, czyli pacyfiści w Polskim

Wojna jako temat dla teatru? A po co? Od przekazywania komunikatów z frontu jest telewizja, a od widowisk batalistycznych - kino, z całym swoim, nomen omen, arsenałem efektów specjalnych. Jednak dwa przedstawienia Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, z wojną w tle, zrobiły na widzach ogromne wrażenie. Zalewani falą informacji medialnych, tracimy powoli wrażliwość. A na scenie, poprzez metaforę i umowność, dociera do nas prawdziwa groza polowania człowieka na człowieka. W dodatku zarówno "Bitwa o Nangar Khel", jak i "Mistrz&Małgorzata Story" zostały zrealizowane na bielskiej scenie bez propagandowych szwów i w pięknej, poetyckiej aurze.

"Bitwa o Nangar Khel" Artura Pałygi, w reżyserii Łukasza Witta-Michałowskiego, inspirowana jest faktami. Realizatorzy wychodzą od tragicznych wydarzeń, jakie rozegrały się w afgańskiej wiosce w 2007 roku. Ich uczestnikami byli żołnierze 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego z Bielska-Białej. Konsultowali oni tekst, a jeden z nich, chorąży Andrzej "Osa" Osiecki, w przedstawieniu występuje. Siła tej inscenizacji nie polega jednak na komentowaniu, a już na pewno nie na ocenianiu postawy i zachowań żołnierzy.

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*ŚLĄSKIM PIERDOŁĄ ROKU 2011 ZOSTAJE...
*ZAPLANUJ DŁUGIE WEEKENDY 2012 ROKU

WIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND!
To rzecz o tym, że nie wiemy, gdzie biegnie granica między odwagą i odpowiedzialnością, a wykonywaniem rozkazów. I jak łatwo wmówić społeczeństwu, że wróg to wróg, nawet jeśli jest kobietą lub dzieckiem... Mądre, prowokujące do dyskusji przedstawienie, po którym chce się zostać dozgonnym pacyfistą.

Podobne refleksje towarzyszą nam, gdy na scenie Teatru Polskiego oglądamy wieloobsadową, ale niezwykle ściszoną i kameralną w klimacie, adaptację prozy Michała Bułhakowa. Robert Talarczyk, autor scenariusza i reżyser spektaklu "Mistrz&Małgorzata Story" - nie podąża wprost za tekstem słynnej powieści, ale odnajdziemy na scenie znane wątki i wszystkich niemal bohaterów.

Najważniejsza zmiana to przeniesienie części akcji do współczesnej Czeczenii, do której trafia młody żołnierz z ukochaną książką Bułhakowa w plecaku. Z okruchów lęków i zwierzeń, z pozornie oderwanych obrazów i przemieszania planów, wyłania się ponadczasowa gorzka wielkość "Mistrza i Małgorzaty". W 80 lat po napisaniu tej książki, 40 po opublikowaniu jej pełnej wersji, zło pozostaje złem, a człowiek ciągle niszczy człowieka. Bielski spektakl pokazany na festiwalu teatralnym w Moskwie wzbudził zachwyt i ostre protesty. Trudno o lepszą rekomendację.

Telewizor nasz brat, czyli Masłowska w Zagłębiu

Jeśli spędziliście minione święta na kanapie, przed telewizorkiem, a czas upłynął wam na planowaniu udziału w noworocznych wyprzedażach, to w tym przedstawieniu przejrzycie się jak w lustrze.

Bohaterowie sztuki Doroty Masłowskiej pt. "Między nami dobrze jest", wystawionej w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, też spędzają cały dzień na oglądaniu telewizji i polowaniu na przeceny w supermarketach. Są groteskowo bezradni wobec życia i nieustannie manipulowani przez autorów rozmaitych "reality show", z których czerpią wzorce na rzeczywistość. Dramat Masłowskiej nie jest jednak składanką skeczy, o ironicznym wobec rodaków zabarwieniu.

To głęboka i zdumiewająco trafna (jak na młody wiek autorki) analiza podziałów w polskich rodzinach i w polskim społeczeństwie. Przepaści pokoleniowych, finansowych i mentalnych.

Głównymi postaciami sztuki są trzy kobiety żyjące w jednym domu. Babcia, córka i wnuczka. Mówią różnymi językami i nie mają ani jednego wspólnego doświadczenia. Kryją się w swoich własnych małych światach, nie realizują żadnych ambicji i właściwie żadnych marzeń. Nie myślą o przeszłości, ani o przyszłości. Chcą tylko, żeby "tu i teraz" toczyło się bez zgrzytu.
* CZYTAJ KONIECZNIE:

*ŚLĄSKIM PIERDOŁĄ ROKU 2011 ZOSTAJE...
*ZAPLANUJ DŁUGIE WEEKENDY 2012 ROKU

WIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND!
Piotr Ratajczak - reżyser sosnowieckiego spektaklu nie bije w ostrzegawcze dzwony. Nie poucza i nie ironizuje. Akceptuje bohaterki swojej inscenizacji takimi, jakimi są. Ich świat istnieje przecież naprawdę, wokół nas, ale na scenie zyskuje na wyrazistości i goryczy. Sprawna realizacja i precyzyjna gra zespołu aktorskiego to jednak nie wszystko. Jest w tym przedstawieniu taka doza prawdopodobieństwa, że na całe minuty zapominamy o tym, że to tylko teatr.

Dla każdego coś miłego, czyli to był dobry rok

Wybrane w tym podsumowaniu przedstawienia zapadły mi głęboko w pamięć. To nie oznacza, że inne zasługują na odrzucenie! Na pewno udał się mariaż artystyczny Gliwickiego Teatru Muzycznego i Opery Śląskiej, które zrealizowały wspólnie widowisko baletowe pt. "The Beatles&Queen" do muzyki obydwu kultowych zespołów.

Monumentalny "Don Carlos" Giuseppe Verdiego, nagrodzono w bytomskiej operze długimi brawami. Widzowie Teatru Korez dopytują o spektakle "Pojedynku" Anthony'ego Shaffera, a w Teatrze Nowym w Zabrzu powodzeniem cieszą się: "Gorące lato w Oklahomie" Tracy Lettsa i "Balladyna" Juliusza Słowackiego, w autorskiej realizacji Ingmara Villqista. Dobry sezon miały sceny dla dzieci, coraz lepiej (choć nieśmiało) radzą sobie sceny prywatne.

Zdarzały się i wpadki, to oczywiste. Ale w nowym teatralnym roku lepiej nie zapeszać, więc pomińmy je milczeniem...

Henryka Wach-Malicka

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*ŚLĄSKIM PIERDOŁĄ ROKU 2011 ZOSTAJE...
*ZAPLANUJ DŁUGIE WEEKENDY 2012 ROKU

WIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!