Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok 2011: polityczne tsunami na świecie

Marek Szczepański
ARC DZ
Pora na bilans zdarzeń dobrych i złych 2011 roku. Te pierwsze nie wymagają komentarza, bronią się bowiem same. Te drugie, warte są głębszej refleksji i pieśni, jak powiedziałby poeta.

Nikt zapewne nie przypuszczał, że siarczysty policzek wymierzony w grudniu 2010 r. przez strażniczkę miejską ulicznemu sprzedawcy owoców Mohamedowi Bouazizi rozpocznie rewolucję arabską. Upokorzony tunezyjski handlarz, pozbawiony życiowych perspektyw, podpalił się i zmarł w wyniku rozległych oparzeń. Jego śmierć uruchomiła gwałtowne protesty uliczne, wznieciła rewolucję, w wyniku której obalony został wieloletni prezydent państwa Zin Al-Abidin Ben Ali. Niepodzielny władca uciekał z kraju i poszukiwał, po latach bezwzględnych rządów, bezpiecznego azylu. Znalazł go w bogatej i trzymanej w bezwzględnych ryzach Arabii Saudyjskiej.

Wkrótce potem, w styczniu 2011 roku, doszło do pierwszych protestów w Egipcie. Młodzi mie-szkańcy tego kraju uwikłani w beznadziejną walkę o codzienne przetrwanie, bezrobotni i bez szans na zatrudnienie, zażądali ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka, weterana absolutnych rządów. Szybko zamieszki wybuchały w kolejnych krajach arabskich: w Algierii, Jordanii, Jemenie, Bahrajnie i Libii. Ośmiomiesięczna wojna domowa w tym ostatnim kraju, pełna okrucieństwa i bezwzględności, zakończyła się śmiercią Muammara al-Kaddafiego, tyrana sprawującego absolutną władzę w Libii od 1969 r.

Do buntów i rebelii doszło też we wspomnianej Arabii Saudyjskiej, Maroku, Somalii, Sudanie i Syrii. Syryjski prezydent, jak prawdziwy okrutnik, krwawo i bez żadnych skrupułów rozprawił się z protestującymi, nie bacząc na protesty międzynarodowe. Nie zrobiło na tym polityku wrażenia znamienne zawieszenie Syrii w prawach członka Ligi Państw Arabskich, zawstydzonej bezwzględnością despoty.

Mijający rok to nie tylko arabska wiosna pełna dramatów, tragicznych wydarzeń, ale i nieszczęść w innych rewirach świata. 11 marca, po niezwykle silnym trzęsieniu ziemi u wybrzeży japońskiej wyspy Honsiu, doszło do poważnych awarii w elektrowni atomowej Fukushima I. Ucierpiały tysiące ludzi, którzy zmuszeni zostali do opuszczenia domów, nieodwracalnej degradacji uległo regionalne środowisko przyrodnicze, a do morza dostały się miliony litrów skażonej wody używanej do schładzania reaktorów. Kolejny raz okazało się, że nawet najbogatsze kraje nie są w stanie sprostać atomowym zagrożeniom.
W cieniu tych poruszających zdarzeń 1 lipca Polska objęła prezydencję w Unii Europejskiej. Rodzime rządy w unijnej gromadce nie przyniosły naszemu krajowi wstydu. Były sprawne, bez fajerwerków, ale i bez gorszących porażek. W tle tej prezydencji rozgrywa się jednak katastrofalny spektakl: w niezwykle trudnej sytuacji znalazła się zadłużona Grecja, nękana bardzo wysokim bezrobociem Hiszpania, pogrążone w stagnacji Portugalia i Irlandia, o Włochach nie wspominając. Wszystko to sprawia, że europejska jedność i solidarność stanęły pod znakiem zapytania, a rozpad Unii stał się po raz pierwszy całkowicie realny.

Można było zatem przypuszczać, że na ulicę miast Europy i świata wyjdą ludzie Oburzeni dźwigający koszty kryzysu. W październiku, w ponad 80 krajach globu i w blisko tysiącu miast, protestowali obywatele porażeni bezczelnością banków, bankierów, finansistów i polityków. Doszło i do pokojowych manifestacji, i do zwyczajnych w takich sytuacjach aktów wandalizmu i chuligaństwa. Daleki jestem od aprobaty Oburzonych, ale na miejscu funkcjonariuszy instytucji finansowych, zwłaszcza banków, także rodzimych, postawiłbym pytanie o granice lichwiarskich kredytów, niefrasobliwych decyzji i gigantycznych uposażeń.

Zaskakującym elementem spektaklu Oburzonych była obecność w tym ruchu założyciela portalu WikiLeaks Juliana Assange, publikującego kłopotliwe dokumenty, w tym ukazujące marginalną rolę Polski i jej polityków w budowaniu ładu europejskiego. Assange bez ogródek mówił w Londynie, że wysyła się bezprawnie ludzi do bazy amerykańskiej na Kubie, do Guantanamo, gdzie pozostają w więzieniu bez wyroku i praw obywatelskich, i gdzie często poddaje się ich torturom. Jednocześnie, podkreślał Assange, że ci sami politycy, którzy decydują o losach więźniów w kubańskiej twierdzy, uczestniczą bezwstydnie w miliardowych malwersacjach, praniu brudnych pieniędzy czy wielkich aferach korupcyjnych. Daleki jestem od egzaltacji, ale i w tym przypadku warto zastanowić się nad oskarżeniami, bo nie ulega już wątpliwości, ze Polska wspierała działalność amerykańskich służb wywiadowczych, a obecność międzynarodowych więźniów oska-rżonych o terroryzm na niewielkim lotnisku w Szymanach jest poza dyskusją.

Ponury epizod do zdarzeń 2011 r. dopisali norweski psychopata Anders Behring Breivik, zamachowiec, który w Oslo i na po-bliskiej wyspie Utoya zabił 77 osób. Wygląda na to, że to największe i najbardziej krwawe morderstwo popełnione przez jednego człowieka w powojennej Europie. Tej okropnej sławy chyba Breivikowi pozazdrościł Nordine Amrani, który w belgijskim Liege z zimną krwią zabił 5 osób i ranił 125 kolejnych - pasażerów oczekujących na miejskich przystankach.

Nie sposób pominąć akcję amerykańskich oddziałów specjalnych zakończoną egzekucją - w nocy z 1 na 2 maja - śmiercią Osamy Bin Ladena. Amerykanie dopadli go w rezydencji otoczonej drutem kolczastym w pakistańskiej miejscowości Abbottabad, 60 kilometrów od stołecznego miasta Islamabadu. "Tej nocy możemy powiedzieć rodzinom, które straciły swoich bliskich w wyniku terroru Al-Kaidy, że sprawiedliwości stało się zadość" - oświadczył prezydent USA Barack Obama.

W cieniu tych wielkich zdarzeń warto wspomnieć o 30. rocznicy stanu wojennego, a w warunkach śląskich - o dramacie dziewięciu z Wujka nigdy do koń-ca nieosądzonym. Także o heroicznym strajku górników kopalni Piast, rozpoczętym nazajutrz po deklaracji generała Jaruzelskiego o stanie wojennym, a skończonym 2 tygodnie później.

W mijającym roku przed wyborami parlamentarnymi pojawiły się nowe ruchy polityczne o obliczu trudnym do zdefiniowania. Może rację ma Leszek Miller mówiąc, że Ruch Palikota to wielobarwne ptactwo skupiające i niegdysiejszego księdza, i brata geja, i siostrę lesbijkę, i osobę transpłciową. Nie potrafię jeszcze ocenić nowej formacji, ale koncentracja na zdejmowaniu czy wieszaniu sejmowego krzyża, podnoszenie tematów zastępczych nie jest dobrą rekomendacją dla tej grupy polityków.

Wiem jednak na pewno, że w przededniu Nowego Roku 2012 Czytelnikom "Dziennika Zachodniego", w tym i moich felietonów, życzę jak zawsze i na przekór wszystkiemu światła w duszy.

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*ŚLĄSKIM PIERDOŁĄ ROKU 2011 ZOSTAJE...
*ZAPLANUJ DŁUGIE WEEKENDY 2012 ROKU

WIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND!Wybieramy NAJFAJNIEJSZĄ CHOINKĘ w woj. śląskim. ZAGŁOSUJ na swoją!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rok 2011: polityczne tsunami na świecie - Dziennik Zachodni