Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieroszewscy: Dla Polaków byli zbyt śląscy, a dla Śląska zbyt polscy

Grażyna Kuźnik
Marzena Bugała
Mieroszewscy do nas wracają i to nie tylko w odnalezionych na Wawelu wizerunkach. Mieli pecha, bo dla Polaków byli zbyt śląscy, a dla Śląska zbyt polscy. Niewygodnych panów zepchnięto w niepamięć - pisze Grażyna Kuźnik

Przez sto lat nikt z mieszkańców dawnych włości tego rodu nie wiedział, jak Mieroszewscy wyglądali. Portrety protoplastów zniknęły z kościoła pw. Świętej Trójcy w Będzinie, innych wizerunków nie było. Jakoś nikt o nich się nie upominał. Dopiero w tamtym roku medaliony Doroty i Wojciecha Mieroszewskich wróciły na swoje miejsce. I przyciągają zainteresowanie rodziną.

Dziwna rodzina, tajemnicza i skryta. Posiadali Katowice i Świętochłowice, ale też Sosnowiec i Będzin - stali w rozkroku na niespokojnym pograniczu. Mieli się za Polaków, ale nie brakowało im krwi węgierskiej i niemieckiej. Zadzierali ze wszystkimi, z kim mogli.

Skarżyli się na nich chłopi, mieszczanie, sąsiedzi. Do legendy przeszły słowa Stanisława Mieroszewskiego z Zagórza, na którego chłopi złożyli pismo ze skargą do samego króla. Walczyli o życie. Pan nakazał im, żeby przez cały rok pracowali u niego za darmo, zostawiając własne poletka. "A czymże my żyć będziemy, jak sobie robić nie można?" - pisali do króla Stasia. Hardy Mieroszewski nie ustępował: "Choćby największa zawierucha była, to każę robić!" Dni Rzeczypospolitej były już policzone, król miał inne kłopoty.

- Byli to ludzie gwałtowni i krewcy - przyznaje historyk Stefania Hanusek z Muzeum Zagłębia w Będzinie. - Sporo w ich historii awantur, chociaż także dobrych uczynków. Ale są zagadkowi, bo niewiele o nich wiadomo. Prawie nie ma materiałów źródłowych, mimo że zostawili pałace, które istnieją do dzisiaj. W jednym jest nasze muzeum.

Jeśli jednak można coś powiedzieć o mężczyznach tego rodu, to o ich żonach i córkach już prawie nic. Tymczasem z nielicznych przekazów wiadomo, że były niebanalne i warte uwagi. Śladów ich dziejów poszukuje właśnie Stefania Hanusek. Opowiada: - Najbardziej znana z Mieroszewskich jest u nas Błękitna Ludwika, postać autentyczna, chociaż pamięta się o niej z powodu legendy o duchach. Zmarła młodo w 1825 roku, ale data nie jest pewna. Ludwika podobno pokazuje się jako duch w pałacu w Gzichowie, płacząc nad utraconą miłością.

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*REKORDOWY 20. FINAŁ WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY W WOJ. ŚLĄSKIM
*NAJŁADNIEJSZE SZOPKI WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO - ZOBACZ ZDJĘCIA
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dramatyczny WYPADEK AUTOBUSÓW w Mysłowicach. IKARUS zawisł nad rzeką! [ZDJĘCIA]
KATOWICE jednym z 7 CUDÓW świata? To nie żart. Zobacz o co chodzi

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Ludwika zakochała się głęboko w pewnym polskim, bardzo przystojnym arystokracie o nazwisku Niemojewski. Odbyły się zaręczyny; Ludwika miała na sobie suknię w kolorze niebieskim, uszytą w Warszawie. Narzeczony jednak musiał wziąć udział w walkach napoleońskich i zaginął na terenie Rosji. Nie wracał przez całe lata, więc dziewczynę wydano za mąż za hrabiego Wincentego Siemieńskiego. Hrabia był lepszym gospodarzem niż mężem.

I gdy pewnego dnia pod pałac zajechał posiwiały, udręczony nieznanymi przeżyciami mężczyzna - były narzeczony, Ludwika rozchorowała się z żalu. Kiedy po krótkiej rozmowie przybysz odjechał, nie podniosła się już z łoża i wkrótce umarła. Do dzisiaj podobno szuka ukochanego w pałacowych komnatach. Potomków Doroty i Wojciecha Mieroszewskich dotykał nie tylko pech w miłości. Zagadką było, dlaczego tak wielu ordynatów Mieroszewskich, ledwo odziedziczyli ten zaszczytny tytuł, nie zaznało rodzinnego szczęścia. Umierali samotnie i bezdzietnie. Ordynację przejmowała boczna gałąź rodu, która też wkrótce musiała oddać ją kolejnym krewnym. Może to klątwa mieszczan czeladzkich i będzińskich, z którymi Mieroszewscy kłócili się zawzięcie o grunty? Skargi mieszczan na chciwość Mieroszewskich, zagarniających bezprawnie miejskie tereny, były bardzo głośne.

Już protoplasta Wojciech, który tak dostojnie spogląda z odnalezionego portretu, wymyślał czeladzianom od złodziei, rabusiów i gwałcicieli, a sam zabrał im kawał granicznej ziemi. Potem bezprawnie sprzedał teren Henclowi von Donnersmarckowi, znanemu z rozbójnickich przyzwyczajeń, który tak rabował i nękał mieszczan, że interweniował cesarski poseł. Sporną ziemię w końcu sądownie oddano Czeladzi.

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*REKORDOWY 20. FINAŁ WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY W WOJ. ŚLĄSKIM
*NAJŁADNIEJSZE SZOPKI WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO - ZOBACZ ZDJĘCIA
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dramatyczny WYPADEK AUTOBUSÓW w Mysłowicach. IKARUS zawisł nad rzeką! [ZDJĘCIA]
KATOWICE jednym z 7 CUDÓW świata? To nie żart. Zobacz o co chodzi

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Nie tylko Ludwika krąży po Gzichowie. Także Kazimierz Mieroszewski, który na przełomie XVII i XVIII w. przywrócił świetność ordynacji, ale słynął z rozpustnego życia. To on postawił w ogrodzie figury bożka wina Bachusa i bezwstydnej Bachantki, jego kompanki. Kiedyś ów Kazimierz przyjął księdza po pijanemu i nago. W dodatku kazał duchownemu się wynosić, za co został obrzucony klątwą. Polegała na tym, że ordynat musiał po śmierci straszyć. I rzeczywiście, latami widywano go w ogrodzie nocą, jak pędził na dwugłowym koniu, nie mogąc trafić ani do piekła, ani do nieba. Z drugiej strony Mieroszewscy byli hojnymi fundatorami kościołów i budowli, wspierali swoich poddanych różnych wyznań, przyjęli na swoje ziemie Żydów, których inni panowie przyjąć nie chcieli. Skąd w ogóle Mieroszewscy wzięli się na Górnym Śląsku i małopolskim pograniczu?

Raczej nie wiadomo, jakie są początki tego rodu. W aktach krakowskich pojawiają się od 1419 roku. Byli wtedy familią o niezbyt wysokiej randze, herbu Ślepowron. Autor XVI-wiecznego herbarza napisał o nich uprzejmie: "Miroszewscy z Kujaw - dom starodawny". Ale tak właśnie pisało się o rodzinach, o jakich nic specjalnie dobrego czy ciekawego nie można było napisać.

Na pogranicze przybyli w XVI wieku, posiadali wtedy wieś Jakubowice nad Brynicą, która obecnie jest dzielnicą Saturn w Czeladzi. Chyba otrzymali ją od króla czeskiego i węgierskiego Macieja Korwina. Być może byli z nim jakoś spokrewnieni, bo w rodzinie pojawia się rycerz Corvinós z Węgier, pojmując za żonę ich krewną. W Polsce ów Węgier przyjął imię Warcisława. Przyniósł rodzinie powodzenie. Mieroszewscy odtąd bogacili się, zawierając korzystne małżeństwa.

Krzysztof Mieroszewski, brat Wojciecha z portretu, ożenił się z Jadwigą Salomon (też miała węgierskich przodków) i nabył prawa do cennego majoratu mysłowickiego. A sam Wojciech ożenił się z bogatą siostrzenicą Jadwigi, Dorotą Gosławską. Ich potomkowie utworzyli linię szlachecką i ordynacką. Linie te jednak ciągle się ze sobą mieszały, właśnie ze względu na częstą bezdzietność ordynatów.

Jeden z Mieroszewskich, Aleksander, ordynat bezżenny i zgodnie z fatalną tradycją bezdzietny, zdecydował się na adopcję. Aleksander był hulaką i utracjuszem do tego stopnia, że wydzierżawił Marii Winckler w 1839 roku ordynację mysłowicką, co skończyło się sprzedażą tych dóbr i utratą ich na zawsze. Ale adopcja mu się udała. W 1835 przyjął za syna Jana Aleksandra Mierowskiego, urodzonego w rodzinie organisty. Adoptowany syn okazał się wzorowym Polakiem, działaczem narodowym na Górnym Śląsku, założycielem "Dziennika Górnośląskiego" w Bytomiu. Zakładał też liczne czytelnie i biblioteki w Bytomiu, Mysłowicach, Rybniku, Lublińcu. Przyniósł swojemu lekkomyślnemu, przybranemu ojcu wiele dumy.

- Trzeba koniecznie pamiętać o dokonaniach Krzysztofa Mieroszewskiego, który napisał księgę o sztuce fortyfikacji - podkreśla Stefania Hanusek. - Był sekretarzem aż czterech kolejnych królów, od Władysława IV do Jana Sobieskiego. Niestety, nie zostawił po sobie pamiętników, co trudno odżałować. I ten ordynat zmarł bezpotomnie.

Wojciech, który po stu latach znowu spojrzał z góry na mieszczan, też się zasłużył. Na stanowisku podwojewody krakowskiego, może trochę nielegalnie, ale jednak przyczynił się do budowy klasztoru karmelitów bosych w Czernej. I jak na Mieroszewskich, los odpłacił mu bardzo sowicie. Doczekał aż czterech, krewkich jak ojciec, synów.

Ostatni dziedzic tytułów hrabiowskich Karol Emil zmarł w 1915 roku.

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*REKORDOWY 20. FINAŁ WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY W WOJ. ŚLĄSKIM
*NAJŁADNIEJSZE SZOPKI WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO - ZOBACZ ZDJĘCIA
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dramatyczny WYPADEK AUTOBUSÓW w Mysłowicach. IKARUS zawisł nad rzeką! [ZDJĘCIA]
KATOWICE jednym z 7 CUDÓW świata? To nie żart. Zobacz o co chodzi

*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mieroszewscy: Dla Polaków byli zbyt śląscy, a dla Śląska zbyt polscy - Dziennik Zachodni