Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyjście po śmierć

Bartłomiej Romanek
Czy pacjenci szpitala mają właściwą opiekę?
Czy pacjenci szpitala mają właściwą opiekę? Fot. Marcin Obara
Cztery tygodnie temu jedna z pacjentek uciekła z oddziału zamkniętego Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublińcu i popełniła samobójstwo. Utopiła się w miejscowym kanale Grunwaldzkim. Po naszej interwencji Śląski Urząd Marszałkowski zapowiedział kontrolę w szpitalu. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi już lubliniecka policja i prokuratura.

Na feralny oddział można wejść, a potem i wyjść bez większych problemów. - To jest tzw. oddział afektywny, który musi być otwarty, bo w przeciwnym wypadku mogłoby się to odbić na leczonych tam pacjentach - broni się Henryk Kromołowski, dyrektor lublinieckiego psychiatryka.

Jednak jak się dowiedzieliśmy, kontrola wewnętrzna przeprowadzona przez komisję złożoną z pracowników szpitala, wykazała nieprawidłowości. Procedury obowiązujące w lublinieckim szpitalu sprawdzi teraz Śląski Urząd Marszałkowski, który jest organem prowadzącym szpital.

Samobójstwo pani Janiny (nazwisko do wiadomości redakcji) to nie jednostkowy przypadek. Osiem dni po jej śmierci inna pacjentka powiesiła się w szpitalu. W ubiegłym roku ucieczka jednego z pacjentów też miała tragiczne konsekwencje. Mężczyzna pojechał do domu i w bestialski sposób zamordował własną matkę.

Rodzina pani Janiny jest załamana. - Obiecano nam, że drzwi będą zamknięte i mama nie wyjdzie z oddziału - mówi ze łzami w oczach jej córka.

- Potwierdzam, że kobieta przebywała na oddziale zamkniętym i nie powinna opuścić szpitala. Sprawdzamy, dlaczego pacjentka mimo to wyszła ze szpitala - mówi nadkom. Andrzej Jegerczyk, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Lublińcu.

46-letnia pani Janina (nazwisko do wiadomości redakcji) osierociła troje dzieci, syna i dwie córki (jedna jeszcze niepełnoletnia). Rodzina nie ukrywa, że ma wielki żal do personelu szpitala. - Obiecywali, że drzwi będą zamknięte, że mama nie wyjdzie na zewnątrz. Przecież ona ze szczegółami opisywała sposób, w jaki popełni samobójstwo. Podejrzewamy, że ktoś celowo ją wypuścił - mówi starsza z córek. Kobieta od pięciu lat cierpiała na silną depresję, wcześniej kilkakrotnie usiłowała popełnić samobójstwo.

Nasze dziennikarskie śledztwo potwierdziło, że na feralny oddział można wejść i z niego wyjść, a pacjenci wychodzą na zewnątrz na przysłowiowy dymek. Także nam w piątek rano udało się bez problemu wejść do pawilonu, w którym wcześniej przebywała kobieta. Nikt nas nie zatrzymywał i nie pytał o powody wizyty. Po chwili bez problemu wyszliśmy z pawilonu.
Dyrekcja i lekarze tłumaczą, że część oddziału jest otwarta.

- To jest tzw. oddział afektywny, który musi być otwarty, bo w przeciwnym wypadku mogłoby się to odbić na leczeniu tych pacjentów. Kobieta podała się za członka rodziny jednego z pacjentów. Osoby, które chcą popełnić samobójstwo, są bardzo przebiegłe - broni się Henryk Kromołowski, od dwóch miesięcy zajmujący stanowisko dyrektora lublinieckiego szpitala.

Wybieg chorej wydaje się raczej naiwny niż sprytny. Tłumaczenie które usłyszeliśmy, nie wyjaśnia zresztą jak to możliwe, że pani Janina przedostała się z części zamkniętej do otwartej, a później przez nikogo niezatrzymywana opuściła szpital.

- Nikomu nie zaszkodziłoby, gdyby drzwi były zamknięte, a pacjenci z oddziału otwartego byliby za każdym razem wypuszczani przez pielęgniarkę - mówi jeden z pracowników szpitala pragnący zachować anonimowość.

Jak udało się nam nieoficjalnie dowiedzieć, kontrola wewnętrzna wykazała nieprawidłowości ze strony personelu medycznego. - Państwa informacje to tylko wycinek prawdy - twierdzi Kromołowski.

- Powołaliśmy biegłego, który zbada przyczynę śmierci i całą dokumentację medyczną. Sprawdzi, jaki był faktyczny stan zdrowia kobiety i czy zastosowano wszystkie środki bezpieczeństwa - mówi Mariusz Godlewski, zastępca szefa lublinieckiej prokuratury.

Niestety, sprawa pani Janiny to nie jedyny taki przypadek w krótkim czasie w lublinieckim szpitalu.
Kilka dni po jej śmierci powiesiła się tu na pasku 50-letnia pacjentka. Także to badają policja i prokuratura.

W ubiegłym roku ucieczka jednego z pacjentów miała znacznie poważniejsze konsekwencje. Mężczyzna pojechał do rodzinnego Będzina, gdzie w bestialski sposób zamordował swoją matkę.
Dochodzenie w sprawie zabójstwa zakończyła Prokuratura Rejonowa w Będzinie, ale żaden z prokuratorów, ani w Będzinie, ani w Lublińcu, nie zbadał okoliczności ucieczki pacjenta i ewentualnych niedopatrzeń ze strony personelu. Lekarka, która zajmowała się pacjentem, dzisiaj pełni funkcję ordynatora oddziału psychiatrii sądowej. - Przekazaliśmy akta będzińskiej prokuraturze i ona powinna zbadać ewentualne niedopatrzenia ze strony pracowników szpitala - twierdzi Krzysztof Droździok, szef lublinieckiej prokuratury. Śledczy z Będzina odbijają piłeczkę i tłumaczą, że takie dochodzenia prowadzi prokuratura właściwa dla danego rejonu.

Dyrektor Kromołowski samobójstwa tłumaczy splotem nieszczęśliwych wypadków. - Przecież to szpital psychiatryczny i takie wypadki się zdarzają. Podniesiemy bezpieczeństwo naszej placówki. Zatrudnimy osobę do kontroli wewnętrznej. Sam także bez uprzedzenia będę kontrolował szpital - mówi Kromołowski.

Tyle że dyrekcja rozważa redukcję personelu. Henryk Kromołowski już kazał sporządzić listę 42 osób, które przez ostatnie cztery lata (2005-2008) przebywały na zwolnieniu dłużej niż 180 dni. Rekordzista chorował ponad rok.

- Jako menedżer muszę dbać o interes szpitala, dlatego proszę o wykonanie pewnych analiz. Pojawia się przecież pytanie, czy często chorujący pracownicy przyczyniają się do poprawienia bezpieczeństwa. Na pewno nie będziemy redukować personelu medycznego - zapewnia dyrektor Kromołowski.

Doktor Joanna Meder, kierownik Instytutu Psychiatrii i Neurologii przy Klinice Rehabilitacji Psychiatrycznej w Warszawie uważa, że każdy przypadek powinien być traktowany indywidualnie.

- Część chorych powinna przebywać na oddziałach afektywnych, otwartych. Mogą oni opuszczać oddział, a nawet spacerować, ale nie powinni opuszczać terenu szpitala - twierdzi Joanna Meder. - Dwa samobójstwa w jednym szpitalu psychiatrycznym w tak krótkim czasie zdarzają się bardzo rzadko. Myślę, że to zbieg okoliczności, ale sprawa powinna być dokładnie zbadana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!