Prorodzinne uregulowania przygotowane przez rząd Donalda Tuska są bliźniaczo podobne do tych jakie stworzył gabinet Jarosława Kaczyńskiego. Autorką zmian i propozycji wydłużenia urlopu była obecna posłanka PiS, wtedy minister pracy i polityki społecznej, Joanna Kluzik-Rostkowska.
Obecnie w komisji kodyfikacyjnej znajdują się dwa projekty: rządowy oraz Prawa i Sprawiedliwości, którego nie udało się przyjąć w minionej kadencji. Różni je właściwie jeden podstawowy szczegół. Rządowy zakłada 20-tygodniowy urlop oraz wprowadzenie urlopu dodatkowego w maksymalnym wymiarze 6 tygodni (jego długość byłaby wydłużana od dwóch tygodni 2010 do sześciu tygodni w 2014 roku).
- Mój pomysł polega na tym, by urlopu nie dzielić na obligatoryjny i dodatkowy, ale wydłużać go systematycznie o dwa tygodnie co dwa lata, by docelowo wyniósł 26 tygodni - mówi Kluzik-Rostkowska. - Niby różnica jest niewielka, ale należy przypuszczać, że kobiety i tak dyskryminowane na rynku pracy nie będą chciały wybierać dodatkowego urlopu i poprzestaną na 20 tygodniach wolnego.
Rząd zakłada jednak, że panie, które skorzystają z dodatkowego urlopu będą mogły np. pracować na pół etatu oraz otrzymywać zasiłek macierzyński, a także częściowe wynagrodzenie. Jednocześnie, by zapewnić dzieciom opiekę, ustawa zezwoli na wykorzystanie części funduszu świadczeń socjalnych na organizowanie przyzakładowych żłobków i przedszkoli.
Obecnie dzieci są zapisywane do przedszkoli z kilkuletnim wyprzedzeniem, bo brakuje miejsc.
Posłowie wciąż zastanawiają się też jaką formę ma przyjąć tzw. urlop tacierzyński, który będą mogli wybrać ojcowie. - Zamierzam też złożyć poprawkę umożliwiającą przerwanie urlopu macierzyńskiego mamom wcześniaków lub dzieci, które zaraz po urodzeniu trafią do szpitali - deklaruje Joanna Kluzik-Rostkowska, wiceprze-wodnicząca sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny.
Zmiany w kodeksie pracy są podyktowane nie tylko troską o stan polskiej rodziny, ale przede wszystkim mają zachęcić Polki do rodzenia dzieci.
- Inwestycja w młode matki to tak naprawdę inwestycja w przyszłe emerytury. Za kilka lat nie będzie miał kto zarabiać na świadczenia emerytalne. Mówiąc najprościej osób, którym należne są emerytury będzie więcej od tych, którzy na te emerytury pracują - twierdzi prof. Andrzej Barczak z Akademii Ekonomicznej w Katowicach.
W Polsce od dziesięciu lat mamy do czynienia z ujemnym przyrostem naturalnym.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?