Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa w Szczekocinach: Chałupki? To taka maleńka wioska ludzi o wielkim sercu

Redakcja
Arkadiusz Ławrywianiec
W Chałupkach krzyż stał od lat. Tak długo, że już lekko pordzewiał. Od zawsze pamięta go 19- letni Krystian Molenda. Mijał go w sobotę wieczorem, kiedy wraz z czwórką braci i innymi mieszkańcami Chałupek, bez chwili wahania, ruszył ratować ludzi, którzy ucierpieli w katastrofie kolejowej.

Jeszcze w niedzielę krzyż zasłaniały krzaki i zarośla. Po zimie wokół nazbierało się trochę śmieci. W poniedziałek wszystko się zmieniło. Mieszkańcy Chałupek pozbierali śmieci, wygrabili trawę, ustawili przed nim zapalone znicze.

- Chcemy uczcić pamięć ofiar - podkreśla Mariusz Molenda, wujek Krystiana, który wraz z innymi sąsiadami uporządkował teren wokół krzyża. - Należy im się, a krzyż stoi dokładnie naprzeciw miejsca, w którym zderzyły się pociągi.

KATASTROFA KOLEJOWA W SZCZEKOCINACH - RAPORT SPECJALNY DZIENNIKA ZACHODNIEGO

Czyja to była inicjatywa? Trudno powiedzieć. Na pewno jednego z ok. 50 mieszkańców wsi. - Sąsiedzi zadzwonili, żeby przyjść pomóc posprzątać, to przyszłam, jak zawsze kiedy człowiek jest potrzebny - wyjaśnia Wiesława Kaźmierczak, emerytka, która wraz z mężem Tadeuszem pomagała rannym ludziom. Podobno to jego przodkowie przy drodze postawili ten krzyż jeszcze w XIX wieku. Teraz w rocznicę katastrofy lub na 1 listopada mieszkańcy planują zapalać pod nim znicze. By inni nie zapomnieli o tych, których nie udało się uratować. - My nigdy nie zapomnimy - dodaje pani Zofia Kozik.

W sobotę tuż przed godz. 21. Wszystkich mieszkańców Chałupek z domów wyciągnął przerażający huk - jakby wybuchła butla z gazem, tylko sto razy mocniejszy, bardziej jałowy. Wybiegli jak stali, w swetrach, szlafrokach czy w papciach. Tylko komórki zabrali. Było tak ciemno, że nie wiedzieli co się dzieje. Na ulicę nie docierały krzyki rannych.
- Nagle sołtyska zadzwoniła i woła" Bierzcie łomy, siekiery, ludzi trzeba ratować pociąg się wykoleił!" - opowiada pan Mariusz. Bez chwili wahania pobiegli.

- Taka u nas organizacja od zawsze - mówi pani Katarzyna, żona pana Mariusza. - I to nieważne czy do roboty, czy do kielicha - dodaje z bladym śmiechem pan Mariusz. O kielichu i zabawie mowa jest nie bez przyczyny. Tak się złożyło, że w niedzielę wszyscy mieszkańcy Chałupek mieli się spotkać na uroczystości z okazji dnia kobiet. W nocy z soboty na niedzielę przygotowane z tej okazji ciasta czy napoje były jak znalazł. Trafiły do poszkodowanych w wypadku czy ratowników. Tak samo jak koce czy kołdry, które znosili mieszkańcy Chałupek czy sąsiadującej z nią Goleniowy. Ktoś zaparzył ciepłej herbaty, ktoś przygotował coś do zjedzenia. By ranni nie marzli na dworze, ludzie zabierali ich do domów. Później prowadzili do szkoły w Goleniowach. To tam rodziny szukały swoich bliskich, którzy jechali pociągami. Nie wszystkim udało się ich odnaleźć.
Jednym z pierwszych na miejscy wypadku był młody Krystian. Co miał w ręku, kiedy dobiegł do zmiażdżonych wagonów? Nie pamięta. Wraz z kolegą wybił szybę w wagonie i pomagał wydostać się ludziom. Później weszli do środka. Wszędzie szkło, powyginana blacha i krzyki ludzi.

- Między fotelami zobaczyliśmy zakleszczoną parę - opowiada Krystian. - By ich wydostać rurami podważaliśmy fotele. Udało się. Oboje żyją. Mniej szczęścia miał Sławek, 16- letni brak Krystiana. Jemu na rękach zmarła kobieta. Chłopiec, jak i inne dzieci, które pomagały w akcji, objęty jest opieką psychologa i pedagoga w szkole. Skąd w nich tyle siły i odwagi?
- Tak zostali wychowani w domu - uważa Jolanta Uramowska, dyrektorka Zespołu Szkół im. Kochowskiego w Goleniowach, gdzie uczy się Sławek. - Od zawsze widzieli, że rodzice pomagają innym, to i oni wiedzieli jak się zachować.

Media mieszkańców tej maleńkiej wsi - tworzy ją zaledwie ok. 13 - 14 domów - okrzyknęły wielkimi bohaterami.
- Nie czujemy się jak bohaterowie i nigdy tak siebie nie nazwalibyśmy - mówi pan Mariusz. I jak dodaje, na miano bohaterów na pewno zasłużyli ludzie, którzy wydostali się z pociągu, a i tak pomagali innym.

- U nas tak jest zawsze, jak ktoś daje hasło do działania, to działamy, jak ktoś woła o pomoc to pomagamy - mówi pani Katarzyna. Czy każdy zareagowałby tak samo? - Za moich (mieszkańców Chałupek - przyp. red.) to głowę bym oddał, jak inni to nie wiem - dodaje pan Mariusz.

Pan Zenon Molenda, którego syn Krystian i jego młodszy brat Sławek wraz z resztą rodzeństwa jako jedni z pierwszych pobiegli ratować ludzi, także nie nazywa tego, co dokonały jego dzieci "bohaterskimi czynami".
- To młode łebki, więc niektórzy mogą się dziwić - mówi o swoich dzieciach. I jak dodaje, we wsi mieszkają zwykli ludzie, którzy zareagowali jak należy i zrobili dobrą robotę.

Pani dyrektor mówi podobnie. - To był odruch serca, każdy postąpiłby tak samo. Nikt nie odmawiał pomocy, zresztą nie trzeba było prosić, tylko mówić, co potrzeba.

Na domu sołtyski Anny Kwiecień wisi flaga Polski przepasana kirem. - Chyba tak należało zrobić - odpowiada na pytanie czemu ją powiesiła pani Anna.

- Pewnie ta tragedia jeszcze umocni nasze więzi - dodaje pani Wiesława, z działki której jak na dłoni widać wraki wagonów.

KD

CZYTAJ KONIECZNIE:
Ludzie wciąż uwięzieni w zmiażdżonych wagonach
Rośnie liczba ofiar śmiertelnych
ZOBACZ drastyczne zdjęcia z miejsca katastrofy
Poznaj przyczyny katastrofy kolejowej w Szczekocinach
Śledź relację na żywo z miejsca katastrofy kolejowej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!