Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Tysiącleciu to był raj: 3 pokoje, kuchnia i łazienka [ZDJĘCIA]

Monika Krężel
Eugenia Zarzycka i Stefania Gasiulewicz mieszkały na MartynszachcieSiostry Eugenia Zarzycka i Stefania Gasiulewicz w blokach mieszkają już ponad 40 lat
Eugenia Zarzycka i Stefania Gasiulewicz mieszkały na MartynszachcieSiostry Eugenia Zarzycka i Stefania Gasiulewicz w blokach mieszkają już ponad 40 lat Arek Gola
Jak to jest, gdy z ukochanej kamienicy czy skromnego, ale rodzinnego familoka trzeba przenieść się na największe w regionie blokowisko, katowickie osiedle Tysiąclecia, gdzie dzisiaj w olbrzymich kukurydzach i innych blokach mieszka 23 tysiące ludzi? Nagle w spisie lokatorów w klatce jest prawie 200 nazwisk zamiast kilku znajomych twarzy. A w miejscu opuszczonego domu stoi sklep albo przebiega szybka droga. Nasi bohaterowie stracili "małą ojczyznę". Co zyskali? Zastanawia się Monika Krężel

Wiele by dały, żeby mieć znów w dowodzie ten adres: Świętochłowice, Szyb Marcina 22. Przed domem pergole dające latem cień, na ławkach łosprawiający sąsiedzi. Eugenia Zarzycka i Stefania Gasiulewicz dzieciństwo i młodość spędziły na Kolonii Marcina w Świętochłowicach, słynnym Martynszachcie, gdzie zawitali filmowcy od Kutza.
Dzisiaj po 25 kamienicach i kilku domach z ogrodami nie zostało nic. Słychać tylko szum przejeżdżających Drogową Trasą Średnicową samochodów.
***
Kamienica, gdzie mieszkała Alina Muskała, stała w centrum Katowic, przy Mickiewicza 4. Sąsiadowała ze słynnymi delikatesami Borinskiego. Wszystko było na wyciągnięcie ręki - szkoła, hale targowe, optyk, rzeźnik, dworzec autobusowy i kolejowy.
Dzisiaj adres Mickiewicza 4 ma... Skarbek. Wyglądem wcale nie pasuje do położonych tuż obok odnowionych kamienic. I na pewno nie pachnie w nim tak cudnie, jak u Borinskiego.
***
Skromne, niewysokie kamienice, w których mieszkała Alicja Piec w Siemianowicach Śląskich, jeszcze stoją. Pierwsza przy ul. Jagiellońskiej, druga przy Sobieskiego. To było centrum miasta, pokój z kuchnią z widokiem na Hutę Jedność. Okna trzeba było ciągle pucować. - Mieszkaliśmy tam całą rodziną, moi rodzice i siostra. Zdążyłam tam wyjść za mąż, urodziłam syna. Musieliśmy się pomieścić. Gdy wyprowadzaliśmy się na swoje, zabraliśmy jedynie dziecięce łóżeczko - opowiada nasza bohaterka.
***
Trzy rodziny w latach 60. ubiegłego wieku trafiły na osiedle Tysiąclecia w Katowicach. To największe blokowisko w regionie. Dzisiaj mieszka tam 23 tysiące osób, stoi około 50 gigantycznych bloków. I rosną kolejne.

Olgierd Łukaszewicz gania po Martynszachcie

Kamienice na Martynszachcie wybudowano pod koniec XIX wieku. Ta Eugenii Zarzyckiej i Stefanii Gasiulewicz miała parter i piętro. - Na dole mieszkała starka i dwóch lokatorów. Na górze pozostali domownicy. Było nas pięć sióstr i brat. Jak wychodziłyśmy za mąż, to jakiś czas mieszkali też tam nasi mężowie, rodziły się dzieci - wspominają siostry. Kamienicę wybudowała ich starka o nietypowym imieniu - Waleska. Z mężem Pawłem na szczęście nie doczekali czasów, gdy Martynszacht został zrównany z ziemią.

W kamienicach w tych czasach komfortu nie było. Toalety - na zewnątrz, a w korytarzu ausgus, czyli żeliwny zlew. No i potężny ogród, a za nim kawał pola. Sadziło się ziemniaki, pomidory, kapustę, żyto. Sąsiedzi hodowali króliki, kury, gęsi, świnie, a nawet konie. Kwitły róże. Naprzeciw rodzinnej kamienicy stał kamienny krzyż. - Z całej kolonii Martynszacht nic nie zostało, a ten krzyż przetrwał, uratował się. Wywiózł go na furze sąsiad Dyga do innej dzielnicy. Dzisiaj stoi w Lipinach - kiwają głowami siostry.

Na Martynszachcie było wszystko - sklep spożywczy, piekarnia, rzeźnik, magiel ręczny, świetlica z biblioteką, a nawet przedszkole. Nie było samochodów, wezwany lekarz przychodził do kolonii pieszo, z Orzegowa. Do szkoły i kościoła chodziło się do centrum Lipin. - Kamienic było około 25 - mówi Eugenia Zarzycka. - Mieszkały tam rodziny Wypiórów, Folkmerów, Madejów, była rodzina Budne, Kachel, Janko - wydobywa z pamięci. Mleko woził niejaki Sternisko. Jego koń miał dzwonki, których dźwięk rozlegał się po okolicy. Rodzina Janko prowadziła piekarnię.
* CZYTAJ KONIECZNIE:

*Nowy taryfikator mandatów SPRAWDŹ, ZA CO GROŻĄ WYŻSZE KARY
*Sprawa Madzi z Sosnowca - ustalenia prokuratorów, zeznania rodziców, wielka ucieczka Katarzyny W.

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Z Martynszachtu było blisko do Nowego Bytomia, dzisiaj dzielnicy Rudy Śląskiej. W oddali dymiły kominy huty Pokój. - Zaraz za torami były małe domki, tam chodziło się po mleko - wspomina Stefania Gasiulewicz. - Nasz tata pracował na kolei, był dyżurnym ruchu na Chebziu. Żeby dostać się do naszego domu, trzeba było przejść mostem nad torami. Ale czasami, gdy odwiedzałyśmy ojca, skracałyśmy sobie drogę i szłyśmy po torach.

Gdzie pracowali mieszkańcy? - W hutach Florian czy Pokój, na kolei, na kopalni Matylda, w zakładach Silesia, na Eintrachcie w dzielnicy Zgoda. To była malownicza okolica. Łąki, stawy, czysta Rawa z rybami i rakami. Dlatego latem przychodziły tu z Lipin całe rodziny z kocami i jedzeniem - podkreśla Stefania Gasiulewicz.

Wszyscy się świetnie znali, nikt nie zamykał drzwi. Nie było problemu, gdy ktoś prosił, żeby popilnować mu dziecka. Jak było wesele, to bawiła się cała kolonia. - Tam się wszyscy lepiej znali niż dzisiaj sąsiedzi z jednej klatki - zauważa Czesław Gasiulewicz, mąż Stefanii. - Na Martynszachcie mieszkałem tylko przez trzy lata, ale też wszystko pamiętam.

Najgorzej było zimą. Woda zamarzała w rurach. Zaspy ogromne, ciężko było się przez nie przebić. Doskwierał brak toalety w budynku. Dlatego, gdy pierwsi mieszkańcy Martynszachtu przeprowadzili się do bloków, mówiono, że to jest wielki komfort mieć dwa, trzy pokoje i łazienkę w mieszkaniu.

W 1969 roku na Martynszachcie zjawili się filmowcy. Kazimierz Kutz nakręcił tutaj "Sól ziemi czarnej". - Cała kolonia była zaangażowana - opowiadają siostry. - Do dzisiaj mamy przed oczami młodego Olgierda Łukaszewicza, który grał Gabriela Basistę. Strzelanina była naprzeciw domu starki, a za sklepem stała barykada.

Tuż po wizycie filmowców zaczęły się pierwsze wyprowadzki. Kolonia miała być wyburzona ze względu na plany wybudowania Drogowej Trasy Średnicowej. Po kolei znikali sąsiedzi. Nie wszyscy chcieli do bloków. - U nas dzieci miały swobodę, rano zaparzało się kawę zbożową do dzbanków i wołało sąsiadów - wspominają bohaterki.

Stefania Gasiulewicz wyprowadziła się z mężem i synem do bloków. Zostali w Świętochłowicach. Najpierw mieszkali w Chropaczowie, potem w Piaśnikach, gdzie są do dzisiaj. Eugenia Zarzycka w 1969 roku przeprowadziła się z rodziną na osiedle Tysiąclecia. - Cały czas tęsknię za Martynszachtem - mówi. - Zyskaliśmy komfort, ale co straciliśmy? Pamiętam, jak stary Wypiór, nasz sąsiad, zachorował. Córka mieszkała już w blokach Katowicach, on został sam. I nasza ciotka Erna codziennie nosiła mu obiad. Dzisiaj trzeba szukać opiekunek i pielęgniarek dla starych osób - kończy Eugenia Zarzycka.

Człowiek myślał, że osiągnął raj

Alina Muskała do dzisiaj ma niewielką fotografię w sepii zrobioną z dachu kamienicy, gdzie mieszkała. Widać na niej Teatr Śląski w Katowicach i piękną pierzeję kamienic. Na odwrocie napis: "01.01.1951. Stalinogród". - Mieszkaliśmy przy ul. Mickiewicza 4, tam gdzie dzisiaj jest Skarbek - wspomina nasza bohaterka. - Wyprowadziłam się stamtąd w 1969 roku. Już było wiadomo, że w tym miejscu będzie dom handlowy. Pamiętam, że jeszcze w 1970 mieszkali tam nasi sąsiedzi. Potem wyburzyli wszystko, aż do numeru szóstego.
* CZYTAJ KONIECZNIE:

*Nowy taryfikator mandatów SPRAWDŹ, ZA CO GROŻĄ WYŻSZE KARY
*Sprawa Madzi z Sosnowca - ustalenia prokuratorów, zeznania rodziców, wielka ucieczka Katarzyny W.

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Mickiewicza 2 i 4 to ścisłe centrum Katowic. Z kamienicą pani Aliny sąsiadowały delikatesy Borinskiego. To był ekskluzywny sklep kolonialny. - Pachniało delikatesami, po prostu dobrociami. Niekiedy ten zapach wpadał do naszego mieszkania przez otwarte okno - śmieje się Alina Muskała. - Obok delikatesów była kawiarnia teatralna, optyk. W naszym podwórku była brama wjazdowa do Borinskiego i magazyny piekarnicze. Wszystko pamiętam. Rawa płynęła za bankiem, nie była wcale czysta. Tam, gdzie dzisiaj jest Zenit stała ogromna beczka z piwem, na ścianie namalowany był górnik. Był tam jeszcze zegar. A do położonej w pobliżu kawiarni "Kryształowa" chodziła elita: adwokaci, sędziowie, lekarze. Nazwy ani miejsca nie zmieniła też "Apteka pod orłem".

Najbliższa szkoła podstawowa była na Stawowej, a w miejscu, gdzie dzisiaj stoi budynek hotelu Silesia, katowiczanie chodzili do hal targowych. - Były tam hale - mięsna, rybna, nabiałowa, a nawet hala końska - wylicza nasza bohaterka.

Kamienica przy Mickiewicza miała cztery piętra, na każdym mieszkały dwie rodziny. Było skromnie, pokój z kuchnią, toaleta na piętrze. - To był przedwojenny, zniszczony budynek. Mieszkania wysokie, wielkie okna. Dlatego gdy w 1969 roku człowiek przeprowadził się do bloków na osiedlu Tysiąclecia, to myślał, że osiągnął raj, zenit. I dopiero gdy się ten raj, te 58,8 metrów zagospodarowało, to on zniknął. Meble trochę go zajęły - śmieje się pani Alina. Ceni sobie to miejsce, blisko park, no i od razu były wszystkie wygody.

Jej mąż na Tysiąclecie trafił trochę później, ale z chorzowskiej kamienicy, po której także nie został żaden ślad. - Mieszkałem na Bogedaina 9, tam dzisiaj jest parking. Ta kamienica razem z sąsiednią należały do Ringwelskiego, który wyemigrował do Niemiec - wspomina. - Nie było komfortu, żyło się skromnie. Pokój z kuchnią, niedaleko była Huta Kościuszko, staw hutniczy. I nikt nie przypuszczał, że jakaś estakada kiedykolwiek przetnie miasto.

Piotr Muskała chodził do szkoły, której dzisiaj też już nie ma. Stała tam, gdzie dzisiaj jest stacja benzynowa, nieopodal ulicy Dąbrowskiego. - Hale targowe były w Posty, tam sprzedawała mama mojego kolegi. Dostawaliśmy od niej kopalnioki i cukierki anyżowe - opowiada Piotr Muskała. - Tam gdzie jest Kocynder, była kawiarnia Delta. Elegancka, zawsze ktoś grał na pianinie. Obok więzienie z aresztem, wszystko już wyburzone. Jednak dzisiaj nie wyobrażam sobie, że mogę mieszkać gdzie indziej niż na osiedlu Tysiąclecia. Do parku chodziłem w czynie społecznym sadzić drzewka. Nie marzyłem, że niedaleko będę mieszkał.
Dzisiaj Alina i Piotr Muskałowie mają dwóch synów, pięcioro wnuków i dwoje prawnucząt. Lubią podróże, pasjonują się szkłem artystycznym. Z młodości pamiętają... zapachy. - Żona miała delikatesy Borinskiego, a w mojej kamienicy była piekarnia, a obok rzeźnik. Raz byliśmy w Dreźnie i bardzo wcześnie rano szliśmy ulicami z dworca kolejowego. Mijaliśmy piekarnie i ciastkarnie, wokół nich unosił się piękny zapach. Taki podobny do naszego dzieciństwa.

Przez błoto do komfortu

Pierwsi lokatorzy bloków na osiedlu Tysiąclecia wprowadzali się do nich w 1964 roku. - Pamiętam do dzisiaj, że klucze dostaliśmy 10 lipca 1964 roku - opowiada Alicja Piec. - Przecieraliśmy szlaki innym rodzinom. Mąż dostał mieszkanie z Huty Baildon, 48 metrów, w którym mieszkamy do dziś. Trafiliśmy do pierwszego mieszkalnego bloku spółdzielni. Obok był hotel robotniczy, gdzie mieszkali budowniczy osiedla. Niektórzy pewnie nie uwierzą, że tu były jeszcze wtedy gospodarstwa. Wyglądaliśmy przez okno, a tu pasły się krowy, spacerowały konie. Jeden z gospodarzy sprzedawał w swoim domu warzywa.
Trzypokojowe mieszkanie było wymarzone dla młodego małżeństwa z 2-letnim dzieckiem. - Wcześniej przez trzy lata gnieździliśmy się z moimi rodzicami i siostrą w kamienicy przy ul. Sobieskiego w Siemianowicach. To mieszkanie też miało 48 metrów, ale to był zaledwie pokój z kuchnią. Niedaleko Huta Jedność, blisko do centrum, ale żadnych wygód. Gdy już przeprowadziliśmy się na Tysiąclecie, rodzice częściej u nas siedzieli niż w kamienicy. Tu było ciepło, centralne ogrzewanie - wspomina bohaterka.
* CZYTAJ KONIECZNIE:

*Nowy taryfikator mandatów SPRAWDŹ, ZA CO GROŻĄ WYŻSZE KARY
*Sprawa Madzi z Sosnowca - ustalenia prokuratorów, zeznania rodziców, wielka ucieczka Katarzyny W.

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Żeby dostać trzypokojowe lokum trzeba było użyć fortelu, czyli do młodego małżeństwa z dzieckiem domeldować jeszcze jedną osobę. Była nią siostra pani Alicji. - W przeciwnym razie dostalibyśmy pewnie dwupokojowe mieszkanie - duma Józef Piec. - Pracowałem na Baildonie i wiedziałem, że budują się nowe bloki. Do spółdzielni wstąpiłem w 1961 roku, miałem 299 numer członkowski. I sam wybrałem Tysiąclecie.

Z rodzinnego domu przewieźli żukiem dziecięce łóżeczko i parę drobniejszych rzeczy. - W kuchni były meble, na podłodze płytki PCV klejone butaprenem - wspomina pani Alicja. - Najbardziej doskwierał brak sklepów i błoto. Topiliśmy się w nim. Kiedyś powiedziałam naszemu prezesowi, że my tutaj przez błoto weszliśmy do komfortu. Jak jechaliśmy do teatru, to buty trzeba było mieć w siatce, gumowce się przebierało. Jak wychodziłam z dzieckiem, to brałam je pod pachę i tak szliśmy. Syn chodził najpierw do przedszkola na Gliwickiej, potem w Dębie, aż wybudowali u nas podstawówkę, gdzie były też oddziały przedszkolne. Trzy lata męczyliśmy się z tym błotem. Człowiek był młody, inaczej wtedy na wszystko patrzył. Do dzisiaj pamiętam, jak się cieszyliśmy, gdy dostaliśmy mieszkanie. Na naszych oczach rosły inne bloki. Zanim wybudowano kolejne, my na tych łąkach robiliśmy dzieciom ognisko.

- Budynek oddali dwa miesiące przed terminem, ale w umowie był zapis, że usterki będą usuwane do roku. Wracałem więc z pracy i sam wszystko naprawiałem - opowiada pan Józef.

- Sześć miesięcy żyliśmy na prowizorycznej elektryce. A jak już kupiliśmy radio i telewizor, to spotkała nas niemiła niespodzianka. Był obowiązek, żeby zarejestrować odbiorniki w ciągu siedmiu dni. Akurat wypadała sobota, żona mnie namówiła, żebym to zrobił w poniedziałek. I w sobotę wieczorem przyszła do nas kontrola, zapłaciliśmy 360 złotych kary. Rachunek mamy do dzisiaj - śmieje się.

Powrót do kamienicy? - Za nic w świecie - mówi Alicja Piec. - Mieszkamy w niskim bloku, w klatce jest 36 rodzin. Świetnie się znamy, zawsze sobie pomagamy. A do tego nasze osiedle jest idealnie położone. Monika Krężel

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Na Tysiącleciu to był raj: 3 pokoje, kuchnia i łazienka [ZDJĘCIA] - Dziennik Zachodni