Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zadyma na Bukowej, czy to koniec Gieksy?

Rafał Musioł
Bójka kibiców została stłumiona przez policję
Bójka kibiców została stłumiona przez policję fot. lucyna nenow
Dzięki kibicom ten klub stanął na nogi i dzięki nim może upaść - mówił blady jak ściana wiceprezes GKS-u Katowice, Artur Łój. W tym czasie prezes, Jan Furtok, zamknął się w swoim gabinecie, informując jedynie za pośrednictwem swojego zastępcy, że poważnie rozważa możliwość dymisji.

- Dałem sobie tydzień na podjęcie ostatecznej decyzji. Ale jak moja żona usłyszała, że chcę odejść z Bukowej powiedziała tylko "nareszcie" - przyznał wieczorem szef klubu.

Wszystko zaczęło się w 52. minucie niedzielnego spotkania pomiędzy zespołami GKS-u Katowice i GKS-u Jastrzębie. Nagle na trybunie zajmowanej przez fanów gospodarzy rozpoczęło się chóralne odliczanie. Przy zerze na murawę poleciały rolki papieru do kas fiskalnych. Sędzia Mariusz Złotek pobiegł w tamtym kierunku i kazał je uprzątnąć. W tym momencie rzucono kolejny zestaw - jedna z rolek trafiła arbitra w głowę. - Zamroczyło mnie, potem straciłem świadomość - opowiadał poszkodowany o chwili, w której padł na murawę. Ułamek sekundy później przewrócił się jego asystent Łukasz Klimek. - Dostałem zwiniętą rolką w okolice żołądka - tłumaczył sędzia liniowy.
Rozpoczęły się dyskusje, czy mecz powinien być kontynuowany. Po ponad 20 minutach sprawę przesądzili sami szalikowcy, którzy na murawie wdali się w bijatykę z ochroniarzami. Padły strzały z broni gładkolufowej, armatka wodna została natomiast użyta przeciwko fanom z Jastrzębia, próbującym przedrzeć się przez blaszany płot otaczający ich sektor.

- W takich warunkach nie ma gwarancji bezpieczeństwa dla uczestników meczu - uzasadniał decyzję o definitywnym przerwaniu spotkania obserwator PZPN, Tadeusz Stachura, zerkając jak sędzia - w przebraniu pracownika pogotowia ratunkowego - wsiada do karetki, którą pojechał na badania do szpitala.

Niedzielne wydarzenia będą miały dla GKS-u Katowice opłakane skutki. Mecz zostanie zweryfikowany jako walkower na korzyść gości, a klubowi grozi maksymalnie 100 tys. złotych grzywny oraz roczny zakaz rozgrywania spotkań na własnym stadionie (nowa arena musi być oddalona co najmniej 100 kilometrów od Katowic). Istnieje też groźba wycofania się z rozmów potencjalnego inwestora, a także wstrzymania przez miasto modernizacji stadionu na Bukowej.

GKS Katowice rozgrywał najlepszy swój mecz w tej rundzie. Prowadził z imiennikiem z Jastrzębia 1:0 po kapitalnym golu Łukasza Janoszki z 11 minuty, ale na początku drugiej połowy inicjatywę przejęli rywale. Wtedy nastąpiła katastrofa i to bynajmniej nie sportowa.

- Zmarnowane zostały trzy lata naszej pracy, czyli odbudowy tego klubu. Spójrzmy prawdzie w oczy: kary, które dostaniemy to niewielki procent kosztów, jakie możemy ponieść. Egzystencja GKS jest poważnie zagrożona - stwierdził wprost wiceprezes klubu, Artur Łój.

Na Bukowej panował chaos i dezinformacja. Targi nad sensem kontynuowania spotkania trwały długo. Najpierw zwyciężyła opcja przedwczesnego zakończenia meczu, potem pojawiła się możliwość jego dokończenia.

- Zapytałem ich, czy zdają sobie sprawę, że zakończenie może wywołać burdy. Wtedy zaczęli zmieniać zdanie - opowiadał lekarz Katowic, Tomasz Misiewicz.

Negocjacje były burzliwe, gospodarze próbowali naciskać arbitra, by wrócił na murawę. Ten odmówił podjęcia decyzji, podobnie jak obserwator PZPN. W poszukiwaniu wyjścia z impasu zadzwoniono nawet do Warszawa, gdzie wiceprezes Eugeniusz Kolator zasugerował kontynuowanie meczu ze względu na ryzyko zamieszek. Opór stawiali jastrzębianie, sugerując, że w tej atmosferze może dojść do tragedii większej niż przerwanie meczu. Wkrótce jednak okazało się, że było już za późno na ratowanie sytuacji.

Zejście piłkarzy z boiska oraz brak jasnej informacji dla szalikowców stanowiły bowiem sygnał do zadymy. Strzały z broni gładkolufowej i widok biegających po murawie ochroniarzy w bojowym rynsztunku, odebrał sędziom oraz obserwatorowi i delegatowi PZPN ochotę do kontynuowania meczu.

- Ważna była także opinia doktora GKS, który po obejrzeniu sędziego Mariusza Złotka zalecił mu wizytę w szpitalu, bo objawy wskazywały na możliwe wstrząśnienie mózgu. Mieliśmy do dyspozycji sędziego technicznego, ale przecież poszkodowany został także jeden z asystentów głównego arbitra. Poza tym zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom spotkania było już niemożliwe - tłumaczył decyzję podjętą przez delegata, obserwator PZPN, Tadeusz Stachura.

Z tym zdaniem zgodzili się także piłkarze Jastrzębia. - Czy wyobrażacie sobie, że ktoś z nas chciałby biegać po tamtej stronie boiska? Tymi rolkami papieru rzucano w nas od początku drugiej połowy, zgłosiliśmy to sędziemu, ale nie zareagował. To potem sam się przekonał, że mówiliśmy prawdę. Mam zresztą wrażenie, że nawet przy wznowieniu gry, mecz nie zostałby dokończony. Wystarczyłoby, żebyśmy strzelili wyrównującego gola... - opowiadał kapitan Jastrzębia, Robert Żbikowski, zaprzeczając jednocześnie plotce mówiącej, że jego zespół jest gotowy na rozegranie tego meczu w innym terminie i na innym stadionie.

Pauzujący za czerwoną kartkę bramkarz gospodarzy, Jacek Gorczyca, miał inne zdanie na temat wydarzeń. - Ja też nie raz oberwałem i nigdy się nie przewracałem, tak jak sędzia. Ten mecz go przerósł, to były dla niego za wysokie progi, można było grać dalej. Znamy tych kibiców, dopiero teraz może się zrobić gorąco - nerwowo stwierdził golkiper.

Działacze Katowic nie obwiniali jednak arbitra. - O oprawach meczowych bywamy uprzedzani. Tym razem tak nie było. Co więcej, zapowiadano, że takiej nie będzie. Mieliśmy też umowę, że nie ma rzucania taśmami, bo często się nie rozwijają, jest za blisko, a wiele osób nie potrafi się nimi posługiwać. To porozumienie zostało złamane, nasi kibice wbili klubowi gwóźdź do trumny - przyznawali szefowie klubu.

Sędzia, który został odwieziony do szpitala, wrócił na Bukową. Stwierdzono u niego krwiak, uprzedzono też, że wstrząśnienie mózgu może się ujawnić dopiero dziś. A na stadionie znaleziono kolejnych kilka pudeł wypełnionych zwojami robionych na zamówienie taśm papieru w klubowych kolorach. Po kolejnych nerwowych dyskusjach podpisano protokół, na mocy którego katowicki klub zostanie osądzony i ukarany przez PZPN. Wczoraj policja zatrzymała trzy osoby: jedną z Katowic i dwie z Jastrzębia. Dziś będzie kontynuowana analiza zapisów z monitoringu. Funkcjonariusze zapewniają, że obraz jest wyraźny.

Do umowy z PKE zabrakło 14 dni!

Południowy Koncern Energetyczny miał być zostać inwestorem strategicznym GKS Katowice, o którym od kilku tygodni mówiono w głębokiej tajemnicy. Czy nim zostanie? Od niedzieli rozmowy stanęły pod znakiem zapytania.

- Jestem załamany, Ta katastrofa wydarzyła się w najgorszym dla nas momencie. Prowadzimy po-ważne rozmowy z wielką firmą, do ich zakończenia potrzebowaliśmy co najwyżej dwóch tygodni. Gdyby wszystko skończyło się zgodnie z planem, przed GieKSą otworzyłaby się nowa przyszłość. Mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone, że przekonamy naszych rozmówców, żeby się nie wycofywali, chociaż nie wiem, czy ja sam będę jeszcze te negocjacje prowadził- stwierdził prezes Jan Furtok, zastrzegając jednak, że więcej szczegółów ujawni dopiero, gdy sprawa się rozstrzygnie.
Według naszych źródeł tym potencjalnym inwestorem miał być PKE, gigant na rynku energii elektrycznej i sprzedaży ciepła, a budżet GKS miał oscylować na poziomie najbogatszych pierwszoligowców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!