Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Górnicy dłużej są na emeryturze niż pracują

prof. Marian Mitręga
materiały prasowe
Z prof. Marianem Mitręgą, kierownikiem Zakładu Polityki Społecznej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, rozmawia Teresa Semik

Ma pan poczucie, że system emerytalny w Polsce jest głęboko niesprawiedliwy? Słynny agent Tomek został emerytem w wieku 36 lat i dostaje co miesiąc 4 tysiące złotych. Bogdan Święczkowski - prokurator w stanie spoczynku i 42-letni emeryt - ma miesięcznie 14 tysiące złotych.
Ze sprawiedliwością społeczną nie ma to nic wspólnego. Normalny człowiek czuje, że coś jest nie w porządku także dlatego, że od ich wynagrodzenia nawet nie były odprowadzane składki emerytalne. Ustawodawca kiedyś uznał, że zasługują na takie właśnie szczególne potraktowanie, bo jest to praca niebezpieczna i trudno, żeby prokurator dorabiał gdzieś na boku.

Nie jest to przecież nadludzko ciężka praca, ani bardziej odpowiedzialna niż - na przykład - kardiochirurga. Ci, którzy będą musieli pracować do 67. roku życia, mają prawo zapytać: dlaczego to państwo traktuje kogoś innego nadzwyczajnie, dając mu przywilej niepracowania już w wieku 40 lat?
To prawda. Na ogół ludzie nie wiedzieli, że w ogóle ktoś posiada takie szczególne uprawnienia emerytalne i stąd to zaskoczenie. Przywileje powinny być ograniczone do minimum przypadków osobniczych, a nie do kategorii zawodowych.

Następna uprzywilejowana grupa zawodowa nazywana jest nawet "górniczą klasą panującą". Czy to ona może powstrzymać reformę emerytalną proponowaną przez rząd Donalda Tuska?
Reformy górnicze w całej Europie są inne niż dotyczy to przeciętnych emerytur. To jest jeden z tych zawodów, który powszechnie uważa się za bardzo niebezpieczny i jest społeczne przyzwolenie na to, by górnicy pracowali krócej.

Były na ten temat jakieś badania?
W 1998 roku, kiedy wprowadzano w Polsce pierwszy etap reformy emerytalnej, Uniwersytet Śląski prowadził takie badania. Pytano społeczeństwo, czy zgadza się na wyjątki od reguł tego systemu. Jeżeli chodzi o górnictwo, to chyba 80 procent badanych godziło się, że ci, którzy pracują na przodku, powinni pracować krócej niż inni, że przejście na emeryturę należy wiązać raczej ze stażem pracy niż z wiekiem górnika.

Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. Premier Tusk zapowiedział, że dotychczasowe uprawnienia emerytalne zachowają górnicy pracujący bezpośrednio przy wydobyciu węgla. Cóż to znaczy?
Nie może to dotyczyć np. sekretarki w kopalni, tylko górnika przodowego. Naczelny dyrektor kopalni też jest traktowany przez system jako górnik, bo zjeżdża na dół kilka razy w miesiącu. Korzysta z przywilejów emerytalnych, a nie powinien.

Dla osoby obsługującej kolejki czy taśmociągi w pustym korytarzu kopalni, jedynym dyskomfortem jest praca pod ziemią, nic więcej. Teoretycznie, oni też pracują przy wydobyciu.
To prawda. Jeżeli otworzy się furtkę wyjątków, to przez nią od razu (a jeśli nie od razu, to po czasie) zaczną przechodzić tłumy ludzi, którzy uznają właśnie, że oni też służą bezpośrednio wydobyciu węgla i powinni być szczególnie traktowani przez system emerytalny.
Niemal co dziesiąta złotówka, którą ZUS wydaje na emerytury, trafia właśnie do kieszeni byłych pracowników kopalń. Myśli pan profesor, że górnicy zgodzą się na ograniczenie swoich przywilejów emerytalnych bez szturmu na Warszawę?
Uda się reforma, jeżeli sprawa nie będzie dogadana i załatwiona wyłącznie w zaciszu gabinetów, lecz jeśli stanowiska uznane za górnicze, będą jasno określone i podane do publicznej wiadomości - potem dyskutowane i konsultowane. Konsultowane nie tylko ze związkami zawodowymi, organizacjami pracodawców, ale również z przedstawicielami medycyny pracy.

Z najnowszych danych ZUS-u wynika, że dwie trzecie górników odchodzi z pracy przed 50. rokiem życia. Te przywileje kosztują nas wszystkich.
Na niektórych stanowiskach górniczych rok pracy jest zaliczany do emerytury jako więcej niż rok. Pracując, na przykład, 20 lat można mieć w ten sposób wypracowanych do emerytury 25 lat. Z wiadomości uzyskanych w Instytucie Medycyny Pracy z Sosnowca, wiem, że przeciętny górnik dożywa na emeryturze do 74 lat.

Czyli tyle samo lat pobiera emeryturę, ile pracuje?
W tej sytuacji ten górnik więcej lat pobiera emeryturę niż pracuje.

Wiele europejskich krajów dawno zrównało wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Dlaczego w Polsce wiele środowisk uważa, że kobiety jednak powinny pracować krócej?
To zróżnicowanie wieku kobiet i mężczyzn ma uzasadnienie dość dawne - kiedy kobiety rodziły po pięcioro, sześcioro, a nawet więcej dzieci i to wpływało na ich stan zdrowia czy kondycję. Dziś to zróżnicowanie nie ma sensu. Kobiety żyją o 8-9 lat dłużej niż mężczyźni, a to z kolei się wiąże z dłuższym okresem pobierania świadczenia. Stąd potem te nierówności i niesprawiedliwości w wysokości emerytur. Gdybyśmy wyrównywali ten wiek - a ja akurat nie jestem zwolennikiem pracy do 67. roku życia - to nie może być mowy o jakimkolwiek upośledzeniu płacowym kobiet.
Jestem akurat za zrównaniem wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Dlaczego pan profesor nie ma takiego przekonania?
Nikt nie dostarczył mi argumentów. Przekonam się dopiero wtedy, jeśli zobaczę wiarygodną analizę, w jakim stanie zdrowia jest nasze społeczeństwo po 65. roku życia. A takiej analizy nie ma.

To powinien być punkt wyjścia całej tej dyskusji o podnoszeniu wieku emerytalnego?
Oczywiście, ale o tym się nawet nie wspomina. Jeśli bowiem nie ma tego zdrowia, to mimo podwyższonego wieku emerytalnego - i kobiety, i mężczyźni uciekną w renty czy wcześniejsze emerytury.

Kraje europejskie podnoszą wiek emerytalny. Możemy zostać w tyle?
Ale tam ludzie żyją dłużej od nas i dłużej żyją w dobrobycie. Mają lepszą opiekę medyczną. Nie można tak wprost odnosić się do tego, co dzieje się w innych krajach europejskich. Natomiast nie powinno się zabraniać pracować dłużej - tu powinna być dowolność. Z przymusem, przy tylu znakach zapytania, byłbym bardzo ostrożny.

Demografowie mówią, że co 10 lat żyjemy o 2 lata dłużej. W 2040 roku, kiedy zakończy się planowana reforma emerytalna, możemy być społeczeństwem silnym i zdrowym, pracować 4 dni w tygodniu...
Wszystkie prognozy demograficzne powyżej 15 lat sprawdzają się w 15 procentach. Demografia jest nieprzewidywalna. W latach 60. XX wieku liczba ludności świata podwajała się co 25 lat i dziś powinno być nas około 45 miliardów, a jest 7 miliardów. Minęło zaledwie 40 lat, a jednak w przewidywaniach jest aż tak duża różnica.

Jest pan profesor sceptyczny, co do możliwości i skutków przeprowadzenia reformy emerytalnej w Polsce?
Nie, bo nieuniknione jest podwyższenie wieku uprawniającego do świadczenia emerytalnego. Od czasów reformy Otto Bismarcka minęło tyle lat i tyle się zmieniło, że trzeba te zmiany uwzględnić. Należy jednak pamiętać, że to jest żywa materia i tego typu zmiany powinny być delikatne. Planowane na krótszy okres, 5-8 lat, monitorowane i analizowane, czy system się sprawdza. Tymczasem proponuje się reformę do 2040 roku, a jej efekty niewielu projektantów będzie w stanie zobaczyć.

Można odnieść wrażenie, że społeczeństwo jest wystraszone proponowanymi zmianami?
To prawda. Nie ma komunikacji społecznej rządu ze społeczeństwem. Nie ma konsultacji. Jest tylko propaganda. Ludzie boją się zawsze zmiany nawet wtedy, kiedy ona im służy. Jeśli jednak jej nie rozumieją, są przeciwni, bo to, co ma być, zawsze obarczone jest niepewnością.

Najczęściej za reformą emerytalną czy przeciw niej wypowiadają się osoby, które jej nie doświadczą. Czy to słuszne?
Młodzi ludzie mają dziś tyle zajęć, więc wcale o emeryturze nie myślą. Także dlatego, że to naprawdę trudno przewidzieć, jak będzie wyglądało życie za 30 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!