Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbara Kmiecik: Blidzie też daliby spokój [WYWIAD]

Teresa Semik
Od aresztowania Barbary Kmiecik zaczęły się problemy Barbary Blidy
Od aresztowania Barbary Kmiecik zaczęły się problemy Barbary Blidy Mikołaj Suchan
Nie mam żalu do prokuratora, niech sobie chłop żyje - mówi Barbara Kmiecik, śląska bizneswoman uniewinniona przez sąd w sprawie o płatną protekcję i działanie na szkodę trzech firm, w rozmowie z Teresą Semik

Ilu znajomych zadzwoniło do pani z gratulacjami po uniewinniającym wyroku?
Telefonów było wiele, bo mam przyjaciół, którzy zawsze byli ze mną. Mam też takich, o których sądziłam, że to są wielcy przyjaciele. Okazało się inaczej. Kontakty ze mną stały się niebezpieczne. Nie sądziłam, że ten proces skończy się dla pani pomyślnie. Nie miałam się czego bać, bo nie popełniłam żadnego przestępstwa. Cały czas powtarzałam, że jestem niewinna.

Mimo tych zapewnień trafiła pani do aresztu.
Prokurator w Polsce może z człowiekiem zrobić wszystko. Może mu postawić zarzut, który wcale nie będzie udokumentowany i może wsadzić go za kratki. Nikt nie pomoże, bo argumenty podejrzanego nic wtedy nie znaczą. Nic.

W 2005 r. prokurator zarzucił pani usiłowanie wyłudzenia pieniędzy z Siemianowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej i Tramwajów Śląskich, w sumie 700 tys. zł. 
Najpierw był artykuł w gazecie, że usiłuję sięgnąć po pieniądze przyznane Tramwajom na naprawę szkód górniczych. Pół roku potem w firmie Lex Moderator, gdzie pracowałam, pojawiła się ekipa, chyba policjantów, z nakazem rewizji. Zabrali dokumenty i twarde dyski, których do dzisiaj nie oddali, bo podobno zaginęły. Poczęstowałam ich kawą, ciastem. Oddałam do dyspozycji samochód, by mogli przewieźć dokumenty zabrane z firmy.

CZYTAJ KONIECZNIE:
Barbara Kmiecik uniewinniona. Nie wyłudziła 2 mln zł
Czy wyjaśnienia Barbary Kmiecik są wiarygodne? CZYTAJ TUTAJ

Tymczasem oni zabrali panią i pani córkę.
Tak, ale przedtem jeszcze dokonali rewizji w moim domu. Zabrali nas na tzw. "dołek", gdzie przez trzy dni byłyśmy przesłuchiwane. Kasię wypuścili po wpłaceniu kaucji, a mnie aresztowali. Cała ta sytuacja wydawała mi się niemożliwa. Biustonosz zdjąć, sznurówki zdjąć, jak jakiś złoczyńca. Uporczywie myślałam, co zrobiłam? Obok zamknięte jest moje dziecko, a nawet nie mogę się z nim kontaktować. Prokurator Jacek Krawczyk obiecywał: jak będę mówić, wszystko dobrze się skończy. A ja na to, że nic złego nie zrobiłam, to nic nie będę mówić. W takim razie pójdę siedzieć - powiedział. Wierzyłam, że jeszcze jest sąd... Jaka byłam naiwna.

Zajmowała się pani budownictwem, handlem węglem, po co zabiegała pani o pieniądze dla siemianowickiej spółdzielni?
Spółdzielnia należała do stowarzyszenia "Nasz Dom". Jej zarząd poinformował mnie, że ma do odzyskania pieniądze wydane na likwidację awarii osiedlowej sieci wodociągowej, zniszczonej wskutek eksploatacji górniczej w 1994 r. Sądzili, że pieniądze przepadły, bo kopalnia jest w upadłości. Poprosiłam więc o dokumenty.

Oferowała pani pomoc w wyegzekwowaniu 450 tys. zł, żądając dla siebie 190 tys. zł.
Nasza firma, Lex Moderator, kupiła tę wierzytelność za 260 tys. zł, co potwierdził sąd, uniewinniając mnie od zarzutu usiłowania wyłudzenia tych pieniędzy.

Spółdzielnia sama nie mogła tego zrobić?
Nie umiała. Słała pisma do kopalni, która w tym czasie była w stanie upadłości, a powinna egzekwować swoje należności od właściciela, czyli Ministerstwa Gospodarki, które reprezentowała Spółka Restrukturyzacji Kopalń. Ja napisałam pod właściwy adres i dostałam odpowiedź z załącznikiem, kto może ubiegać się o te środki. Na liście, obok wielu innych, były też Tramwaje Śląskie.
Prokurator Krawczyk twierdzi, że bez znajomości nie dotarłaby pani do tej listy.
Przecież widział pisma, które dostałam oficjalną drogą. Wiadomości nie były tajne.

Jednak posłanka Barbara Blida pisała do ministra gospodarki Jacka Piechoty, by te pieniądze trafiły na konto pani stowarzyszenia. Panie się przyjaźniły.
Stowarzyszenie "Nasz Dom" nie było moim stowarzyszeniem, lecz mieszkańców i firm z Siemianowic. Pisma do posłanki Blidy pisałam w imieniu stowarzyszenia, aby wstawiła się w tej sprawie w ministerstwie i ona oficjalnie wystąpiła do Piechoty. Co w tym złego? Chodziło o to, by pieniądze trafiły do mieszkańców Siemianowic. Planowano zbudować za nie siłownię.

I co, zbudowano tę siłownię?
A skąd, choć spółdzielnia zabrała wszystkie pieniądze. Ani stowarzyszeniu, ani Lex Moderatorowi nie zapłaciła. Tramwaje Śląskie zrezygnowały z naszych usług. Uznały nagle, że same doprowadzą do wyegzekwowania pieniędzy z górnictwa. Nie zrobiły tego do dziś. Pieniądze przepadły.

Ale to pani w 2005 r. znów trafiła do aresztu. Tym razem za działanie na szkodę Hydrobudowy Śląsk.
Ta prywatna firma zajmowała się regulacją Rawy. Pamięta pani, co działo się z Rawą w 2003 roku?

Regularnie zalewała miasto i wstrzymywała budowę Drogowej Trasy Średnicowej.
No właśnie. W 2003 r. skończyły się środki na inwestycję, a nie były wykonane odcinki w najbardziej zurbanizowanym miejscu. Zmieniło się też prawo wodne - Rawa spod administracji Rejonowego Przedsiębiorstwa Gospodarki Wodnej i Kanalizacji w Katowicach przeszła do zasobów państwowych, tzn. Rejonowego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gliwicach, ale tam jej nie chcieli. Sytuacja była patowa.

Wtedy wkroczyła Alexis.
Nie lubię tego określenia. Nasza firma wykonała ekspertyzy, m.in. na UŚ, wystąpiła do Urzędu Marszałkowskiego o zgodę na ustanowienie inwestora zastępczego. W imieniu naszej firmy prosiłam abp. Zimonia, by pomógł mi przekonać władze Katowic, żeby włączyły się do finansowania regulacji Rawy. I Katowice włączyły się do projektu. Nasza firma doprowadziła do podpisania umowy na kontynuację robót przez Hydrobudowę, jak również do wypłaty zaległych pieniędzy od Katowickiego Holdingu Węglowego i do wsparcia inwestycji przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska. Hydrobudowa Śląsk odzyskała dzięki tym działaniom 13 mln zł, które już zainwestowała w Rawę oraz zawarła umowę na kontynuowanie robót. Odnieśliśmy pełny sukces. Rawa została uregulowana, DTŚ dokończona. Ale ja poszłam do aresztu na rok.

Kto wypłacił pani 2 mln zł?
To firma, w której pracowałam, otrzymała wynagrodzenie za wykonaną pracę. Jakim prawem prokuratura ocenia gospodarkę wewnątrz firm, jeżeli nie ma szkody? Żaden z organów spółki nie zgłaszał do tej wypłaty zastrzeżeń i żaden urząd skarbowy. To były pieniądze Hydrobudowy, która dzięki nam odzyskała stabilizację finansową.
Areszt zmienił panią?
Gdy wsiadałam do kibitki, padał deszcz. Widziałam, jak mąż opiera się o szybę auta i lecą mu łzy, jak te krople deszczu. "Basiu, chyba się długo nie zobaczymy" - mówił. Nigdy tego nie zapomnę. Moja córka też trafiła do aresztu, zanim wpłacono kaucję. Pani sobie wyobraża odrutowany spacerniak, taką klatkę o powierzchni 9 na 9 m? Za każdym razem liczyłam kroki na tym spacerniaku. Przeszłam do Gdańska i z powrotem. Po każdym spacerze kontrola osobista. Nie chcę do tego wracać.

Miała pani przeczucie, że to nie o panią chodzi?
Cały czas mnie pytali o ludzi lewicy sugerując, że są skorumpowani, ale nic im wtedy nie mówiłam, bo nie mam na ten temat wiedzy. Gdy wyszłam na wolność decyzją sądu, zaczęto mnie straszyć, że wrócę tam z całą rodziną. Co by pani zrobiła, gdyby chcieli aresztować pani córkę?

Chroniłabym za wszelką cenę.
Ja chroniłam za cenę mówienia prawdy. Krótko przed śmiercią Basia Blida zeznawała w moim procesie. Mówiła pięknie, jaka jestem pracowita, co robię dla innych. Stała taka chudziutka, i zdenerwowana. Było mi jej żal. Potem zadzwoniła i mówi do mnie: "Ja wiem, że wiele twoich kłopotów jest przeze mnie".

CZYTAJ KONIECZNIE:
Barbara Kmiecik uniewinniona. Nie wyłudziła 2 mln zł
Czy wyjaśnienia Barbary Kmiecik są wiarygodne? CZYTAJ TUTAJ

Coś złego przeczuwała?
Oczywiście. Bała się, że ktoś ją obserwuje. A po co miała pistolety? Mówiłam, że je ma.

W jakimś sensie pani zeznania doprowadziły do śmierci Blidy.
Do dziś nie mogę w to uwierzyć. Przecież prezes Rudzkiej Spółki Węglowej, któremu miała przekazać pieniądze ode mnie, nawet nie został oskarżony. Basi też musieliby dać spokój.

Potwierdza pani, że wręczyła jej 80 tys. zł dla prezesa, by umorzył pani odsetki?
Tylko prosiłam ją o pomoc. Zatrudniałam 1200 osób, a wtedy w Siemianowicach bezrobocie wynosiło ponad 20 proc. I Basia zrobiła to dla tych ludzi. To nie była łapówka.

Gdyby można było cofnąć czas, to...?
Swoje życie przeżyłabym tak samo. Było jak wzburzona fala, raz byłam na szczycie, raz na dnie. Byłam głodna i uciekałam przed ojczymem. Bywało mi w życiu dobrze, ale i bardzo źle. Moja firma upadała, a ja podnosiłam ją z ruin. Jakiś myśliciel powiedział, że nie jest ważne, ile razy człowiek upadnie, tylko ile razy się podniesie. Nie byłam nigdy na klęczkach poza tą jedną chwilą, kiedy mnie zmuszono, by złożyć zeznania. A bałam się, że moi bliscy znów zostaną skrzywdzeni.

Ma pani żal do prokuratora?
Nie mam żalu, niech sobie chłop żyje i dalej robi karierę.


Porażka katowickich prokuratorów

Sąd w Katowicach uniewinnił Barbarę Kmiecik.

Wyrok, który zapadł w miniony poniedziałek, nie jest prawomocny. Ten sam sąd, który w 2005 r. dwukrotnie wydał zgodę na aresztowanie Kmiecik, oczyścił ją od oskarżeń działania na szkodę Hydrobudowy Śląsk, Siemianowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej i Tramwajów Śląskich. Sąd uznał, że z firmami, które zabiegały o zwrot pieniędzy za szkody górnicze, łączyły ją umowy cywilno-prawne. Wprawdzie Kmiecik powoływała się przy ich podpisaniu na znajomości z osobami z kręgów władzy, jednak niczego nie uzależniała od tych znajomości. Nie można więc mówić o płatnej protekcji. Sąd uniewinnił też zarząd Hydrobudowy Śląsk od wypłacenia jej firmie 2 mln zł wynagrodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Barbara Kmiecik: Blidzie też daliby spokój [WYWIAD] - Dziennik Zachodni