Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żarty i anegdoty na sali sądowej? Zbiera je katowicki prokurator

Grażyna Kuźnik
reprodukcja z książki
Zabawne, komiczne, frywolne, rubaszne, czasem dramatyczne, często refleksyjne - takie są anegdoty zbierane latami na sali sądowej i wśród prawników przez katowickiego prokuratora Zygmunta Ogórka - pisze Grażyna Kuźnik.

Ukazał się właśnie drugi zbiór anegdot, które powstały w sytuacjach, gdy, jak się zdaje, nikomu nie jest do śmiechu. Błysnęły na sali sądowej, w obecności oskarżyciela, obrońcy i Wysokiego Sądu. Ulotne, bo związane z prawdziwym zdarzeniem i konkretnymi osobami. Mogłyby przepaść na zawsze, gdyby nie poczucie humoru pewnego prokuratora. Wybrał sobie zawód poważny, może nawet ponury, a tak często się śmiał, że postanowił zapisywać to, co go rozśmieszyło.

Kiedy Zygmunt Ogórek odszedł w stan spoczynku z Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, znalazł w końcu czas na uporządkowanie swoich zbiorów. Historyjek miał sporo. W 1953 roku po skończeniu Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, znalazł się w bytomskiej prokuraturze. Był aplikantem, asesorem, referendarzem śledczym.

Jednym z dwóch na ośmiu prokuratorów, którzy mieli wyższe wykształcenie. Z tego okresu pochodzi wiele anegdot o kolegach z awansu, którzy z teorią prawa zetknęli się tylko na kursach.

Jak ten prokurator, który podwładnemu po studiach nie mógł pomóc w decyzji, czy sprawca działał w zamiarze bezpośrednim (dolus directus), a może ewentualnym (dolus eventualis). Nie słyszał o tym w ogóle. Krzyknął: "Nie zawracać mi głowy jakimś dolusem pierdolusem, tylko siadać na dupie i pisać akt oskarżenia!"

Markus K. z zawodu był blacharzem, ale z awansu prokuratorem. Nowy zawód traktował poważnie. W sprawie pewnej kraksy dowodził: "Szybkość drzewa w chwili wypadku wynosiła zero km/godz. Zawinił zatem kierowca".

Okazuje się, że anegdoty są jak wino, z każdym rokiem nabierają wartości. Bo nie tylko śmieszą, ale też świadczą o historii kraju, obyczajach, modzie, polityce. Wszystko to jest ulotne. Tylko ludzka natura pozostaje niezmienna. "Jeśli jest noc, musi być dzień. Jeśli łza - uśmiech"- pisał ksiądz Jan Twardowski.

Śmiech jest demokratyczny. W anegdotach Zygmunta Ogórka "Orator złotousty" śmieją się wszyscy; sędzia z oskarżonego, mecenas z prokuratora, student z profesora i vice versa. Wiadomo, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.

- Interesują mnie tylko historie autentyczne - zapewnia autor zbioru. - Kawały, dowcipy i wice są zmyślone i nic mi do tego. Ale anegdoty dotyczą żywych ludzi i prawdziwych słów.
Na Śląsku w sądzie, tak jak na ulicy, czasem mówi się gwarą. W Katowicach sprawę spadkową prowadził sędzia, który gwary nie znał. Ogłasza wyrok: "Spadkobierca wnioskodawcę wydziedziczył". Wnioskodawca na to: "Przebacom piyknie panie sądco, ale żech nic nie zrozumioł". Sędzia powtarza, ale skutek ten sam. W końcu prosi woźnego, żeby wyjaśnił człowiekowi, o co chodzi. Woźny krzyczy na cały głos: "Vater wom gówno zapisali!" Mężczyzna łapie się za głowę: "Teraz żech zrozumioł".
Pewien oskarżony wniósł osobistą apelację od wyroku skazującego. Nie miał uwag do wyroku, ale do uzasadnienia, bo sędzia wytykał mu nadużywanie alkoholu. Urażony stwierdził: "Obraziłech się na Wysoki Sąd, co mi zarzuca, że piłech denaturat. A co to ja jaki Kulczyk jestem, żebych pił łiski?"

W sprawie o rentę inwalidzką górnik zeznaje przed sądem: "Robiołech na grubie na dole. Dostołech belką w głowa i worek mi urwało". Sędzina docieka: "Mosznowy?" Górnik zażenowany: "Niy, niy mom..."

Niezapomniany był urok milicjantów, których raporty musiał czytać prokurator. Oto, co nie podobało się ówczesnym stróżom prawa. Na kolegium ds. wykroczeń trafiła sprawa przeciwko obywatelowi, który przechodząc koło komisariatu "grał na organkach wulgarną piosenkę". Inny z kolei obywatel trafił przed sąd za to, że śpiewał na ulicy: "Leją deszcze, biją grady, a za nami idą dziady". Milicjant tłumaczył: "Zaznaczam, że poza mną i sierżantem, nikt inny za nim nie szedł".

Życie na służbie bywało ciężkie. Pisał pewien funkcjonariusz: "W czasie służby obchodzonej zauważyłem zbiegowisko, to znaczy stało tam dwóch kaprali. To gdy ja podszedłem i głosem zdecydowanym zawołałem - rozejść się, jeden usłuchał i wybiegł, a drugi powiedział do mnie płciowymi słowami wypier... stąd, co ja skwapliwie uczyniłem".

Z milicyjnego raportu: "Wymieniona siedziała mu na kolanach w godzinach pracy w pozie prywatnej, to znaczy układając jego rękę na swoje piersi, gdzie to zostawiłem ich do dalszego urzędowania".

Z innego raportu: "Obserwacji pary nie mogłem dokonać, bo zasłaniały krzaki, ale przez nie usłyszałem odgłosy, charakterystyczne dla stosunków pozamałżeńskich".

A jeśli jesteśmy przy tematach męsko-damskich, to aż trudno uwierzyć, jak śmiesznie bywa na sprawach rozwodowych i ustalenia ojcostwa.
Na jednej z nich pozwany zaprzeczał, że kontaktował się cieleśnie z powódką, panną, obecnie w ciąży. Sąd drąży temat i pyta kobietę, czy pozwany obiecywał jej małżeństwo. Ta szczerze odpowiada: "No nie, Wysoki Sądzie, tak daleko my nie zaszli".

Przed Sądem Powiatowym w Myszkowie toczy się sprawa o ustalenie ojcostwa. Pozwany oczywiście gorąco zaprzecza, że zna powódkę, klnie się na wszystkie świętości. Ale pozwani często tak mówią, wiadomo. Na sali następuje jednak szok, gdy i powódka zapewnia, że widzi pozwanego pierwszy raz na oczy. Co robić? Okazało się, że wezwanie wysłano omyłkowo do innego pana. Ten zażądał od sędziego pisemnego świadectwa moralności, bo żona zdążyła go już wyrzucić z domu.

Pomyłkowe wezwania bywają kłopotliwe. W powiecie pszczyńskim jest miejscowość Warszowice, gdzie mieszka wiele osób o nazwisku Gomułka. W sądzie miał być przesłuchany pan Władysław. Ale sekretarka wysłała wezwanie do Władysława Gomułki w Warszawie. Przyszła odpowiedź z samego Komitetu Centralnego. Towarzysz Gomułka wyjaśniał, że z uwagi na brak czasu, stawić się w sądzie nie może. Wezwano za to na rozmowę prezesa tego sądu...

Głośnym echem odbiły się koneksje katowickiej sędzi Danuty Trojnar. Brała udział w uroczystym spotkaniu z zagranicznymi prawnikami; obecny był również minister sprawiedliwości. Wieczorem w domu zauważyła, że nie ma na palcu złotego pierścionka. Zostawiła go w willi rządowej na umywalce. Kiedy tam zadzwoniła, odebrał przypadkiem sam minister. Pierścionek znalazł i obiecał przesłać właścicielce. Następnego dnia, kiedy akurat prowadziła rozprawę w pełnej sali, drzwi otwiera woźny i woła na cały głos: "Pan minister przesyła pani sędzi złoty pierścionek". Przez salę przeszedł szmer podziwu, który odtąd długo jej towarzyszył w sądowym gmachu.

Nie każdy sędzia budzi podziw; zwłaszcza ten, który prowadził sprawę dotyczącą pewnej domowej awantury. Mąż tak przyłożył żonie, że ta wypadła na korytarz razem z drzwiami. Sędzia ujął to następująco: "Zachowanie oskarżonego w sposób nieznaczny przekroczyło zasady strofowania żony".
Ludzkie uczucia bywają nieodgadnione. Sędzia pyta małżonka, czy kochał swoją żonę. Ten odpowiada, że kochał. No bo przecież jest dom i pies. Pani sędzia oburza się: "To po to jest żona, żeby psa wyprowadzać?" Mężczyzna chce zatrzeć złe wrażenie i dodaje: "No przecież i żreć mu trza dać..."

Rozwodzą się młodzi ludzie. Mają dwoje dzieci, nie podają ważnego powodu, który by uzasadniał rozstanie. Sędzia oddala więc powództwo. Wtedy młoda kobieta wzdycha i zwraca się do sądu: "To kiedy ja sobie życie ułożę?"

Pewnego razu w PRL dwaj sędziowie z Katowic i adwokat poszli po pracy na wódkę do lokalu "Fregata". Kontakty sędziów z mecenasami były źle widziane. W dodatku adwokat pod dobrą datą zaczął śpiewać kolędy. Znalazł się "uszatek", który o wszystkim doniósł prezesowi sądu wojewódzkiego. Ten ostro skarcił winowajców i zakończył reprymendę: "Jak nie macie z kim pić, to pijcie mleko! Albo przyjdźcie do mnie".

Zygmunt Ogórek spotyka się czasem z opiniami, że zbierając anegdoty w środowisku sądowym, podrywa autorytet przedstawicieli prawa. Nie zgadza się z tym. Tłumaczy: - Autorytetu nie można odgórnie przydzielić. Trzeba go zdobywać samemu benedyktyńską pracą, wiedzą, odpowiedzialnością, odwagą, zaletami serca i umysłu. Tak zdobytego autorytetu żadna anegdota nie może pomniejszyć. A przeciwnie, może go tylko wzmocnić i utrwalić.

Wydany właśnie zbiór w pełni to potwierdza.

* TO MUSISZ ZOBACZYĆ:

MATURA 2012 - ZOBACZ CZEGO SIĘ SPODZIEWAĆ, SPRAWDŹ ARKUSZE i ODPOWIEDZI. PRZECZYTAJ O PRZECIEKACH
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
NAJLEPSZY NAUCZYCIEL 2012
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Żarty i anegdoty na sali sądowej? Zbiera je katowicki prokurator - Dziennik Zachodni