Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyjdzie walec i wyrówna korty i kawał polskiej historii

Maria Dienwebel
1978 r. - turniej dla młodzieży na kortach w Katowicach. Jadwiga Jędrzejowska stoi w środku  w ciemnych okularach
1978 r. - turniej dla młodzieży na kortach w Katowicach. Jadwiga Jędrzejowska stoi w środku w ciemnych okularach Archiwum Marii Mieleckiej
Katowickie korty, na których trenowała m.in. Jadwiga Jędrzejowska, jedyna polska finalistka Wimbledonu, przestaną istnieć. Przegrały z biurowcami. Pisze o nich nasza Czytelniczka Maria Dienwebel

Pewnego dnia zobaczyłam ulotkę na bramie mijanego domu: "Nie dla likwidacji kortów przy ulicy Astrów!". Zbulwersowana treścią - wyruszyłam w stronę kortów. U wylotu ulicy Astrów wzrok przykuło 26 wielkich pni po szeregu pięknych starych drzew. Rosły wzdłuż ogrodzenia. Już ich nie ma, ale co tam - "Katowice - miasto ogrodów!" Mamy tyle zieleni, że tylko wycinać...

Po zdewastowanych schodkach przeszłam przez zdewastowaną bramę, obok dwóch istniejących (jeszcze) kortów. A dalej? Stop! Nie będzie żadnego "dalej".

Nad resztkami bramy nie ma już nawet napisu: "Korty im. Jadwigi Jędrzejowskiej". Chętnie poznam tego, kto go zdejmował. Gdyby Jadwiga żyła - obchodziłaby w tym roku setne urodziny.

Pamiętam jej wysportowaną sylwetkę, sprężysty krok, życzliwy uśmiech... I białe swetry! W Katowicach, gdzie każdy powrót do domu zaczynał się od wycierania sadzy z parapetów, tenisiści ubierali się przepisowo na biało. Pamiętam ciągłe pranie i bielenie tenisówek pastą do zębów.

Jędrzejowska, jedna z najlepszych polskich tenisistek, finalistka Wimbledonu w grze pojedynczej z 1937 roku, zwyciężczyni mistrzostw Francji w grze podwójnej i wielokrotna mistrzyni Polski, przechodziła dwa razy dziennie pod naszymi oknami, a za nią - dwóch, trzech małych ochotników: zbieranie i podawanie jej piłek było zaszczytem.

Jedyna droga do katowickich kortów - wówczas "Kortów Baildonu", prowadziła przez ulicę Różaną, potem Astrów aż do "bunkra" (zdewastowanej pozostałości starej fortyfikacji) i dalej ścieżką wzdłuż malowniczych ogródków.

Ulica Różana powstała być może równocześnie z kortami (w 1927 roku). Zanim ją po wojnie wybrukowano, a jeszcze później pokryto asfaltem, miała nawierzchnię z tego samego materiału i oczywiście identyczny cynobrowy kolor.

Dawniej, jak można wnosić z nazwy Holyhausenstrasse, musiała być wiejską drogą. Nic dziwnego, że stanowiła doskonałe boisko treningowe dla nas, jej mieszkańców, domorosłych "tenisistów" wyposażonych w dwie pożyczane z rąk do rąk rakiety. Za to instruktorów mieliśmy jak na zawołanie, wprawdzie "przechodnich", ale jakich! I nie tylko od sportu: "barkiem pracuj, a nie łokciem!", "nie kogo ta piłka, ale czyja ta piłka!" - do dziś pamiętam ich rzucane pod naszym adresem uwagi, gdy mijali nas na ulicy.

Euro 2012 w Dzienniku Zachodnim SPORT, ZABAWA i...
SERWISY SPECJALNE DZIENNIKA ZACHODNIEGO
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Podglądaliśmy naszych idoli tuż za rogiem, ściślej - za "bunkrem" i próbowaliśmy nieudolnie naśladować. Skutki? Ci sami chłopcy, którzy nieraz zdrowo "targali się" po szczękach, kiedy brali rakiety do ręki - zamieniali się w "Panów Skoneckich" "Panów Hebdów", "Licisów", "Bratków". Inaczej się do siebie nie zwracali. Coś widać jest w tym tenisie nobilitującego. Żeby wszystko było jasne: "Pani Jędrzejowskiej" nie doczekałam się nigdy. Ja byłam tylko od wypracowań z polskiego i odrabiania matematyki, taka była cena miejsca w kolejce po rakietę.

W początkach lat 50. nasze terytorium zaczęło się kurczyć. Jeszcze próbowaliśmy grać na podwórkach, ale po kilku wybitych szybach musieliśmy się poddać. Tenis przegrał z samochodami coraz częściej zapełniającymi Różaną i okoliczne ulice. Nasi młodsi bracia przerzucili się na rowery, my już na dobre "zasiedliliśmy" korty. Trybuny były miejscem do nauki, górny taras domku klubowego - terenem spotkań towarzyskich, najrzadziej udawało się nam załapać na same korty. Tu królowali nasi idole, zwłaszcza w dniach zawodów. Pamiętam tych wielkich i tych nieco mniejszych. Do dziś mam w oczach ich sposób poruszania się na korcie, często manieryczne gesty, miny.

Na następczynię Jadzi i pod jej życzliwym okiem, zaczęła wyrastać Lidka Licis, już jako juniorka pasowana nie bez powodu na gwiazdę. Kiedy uciekła z domu (była to, na szczęście dla tenisa natura niepokorna) - mieszkała u nas i byłam wtedy najbliżej kortów, więcej, korty przenosiły się do mojego pokoju.

Zaczynało się telefoniczną wymianą "not dyplomatycznych" naszych matek. A potem: "Wiem gdzie jest, ale nie mogę powiedzieć", to znaczy, że pan Ślósarz może wkroczyć w akcję! I pan Ślósarz, trener Lidki i główny negocjator przychodził, czasem z osobami towarzyszącymi, a wraz z nimi - sekrety kortów. Po dwóch, trzech dniach Lidka wznawiała treningi i wracała do domu. Ta świetnie zapowiadająca się kariera po paru latach ( i naszej maturze) została przerwana niefortunnym zjazdem ze Skrzycznego i skomplikowanym złamaniem nogi. Po skończeniu studiów stomatologicznych przeniosła się do Opola. Jej życie trwało o wiele za krótko. Nie do końca spełniona była także kariera sportowa Andrzeja, jej brata. Kilkakrotny tenisowy mistrz Polski, wysłany na zawody do Paryża, już z tych zawodów nie powrócił.

Okres studiów rozluźnił nasze więzi z tenisem. Właśnie wtedy nadszedł czas porządkowania przestrzeni między Różaną a kortami. Zrównano z ziemią "bunkier", zlikwidowano ogródki. Powstała w ich miejsce ulica Fiołków. Korty uzyskały dodatkowy dostęp, ale także konkurencyjne obiekty tenisowe na terenie miasta. Nadal jednak pełniły rolę wyjątkowego obiektu nie tylko sportowego, ale także towarzyskiego. Były po prostu miejscem kultowym, podobnie jak ówczesna Filharmonia Śląska pod Stanisławem Skrowaczewskim, lub WOSPR wówczas już pod dyrekcją Witolda Rowickiego. Wszystkie te instytucje miały swoją żelazną publiczność. W znacznej części byli to ci sami pielgrzymujący tam i z powrotem ulicą Różaną dziennikarze, prawnicy, lekarze, artyści, no i katowicka "bananowa młodzież". Mój Boże! Nawet bananów wtedy nie było, a młodzież? Wyróżniała się głównie tym, że słuchała Radia Luksemburg, a przedtem innych zakazanych rozgłośni, no i pochodziła z tzw. "dobrych domów", choć niekoniecznie.

Euro 2012 w Dzienniku Zachodnim SPORT, ZABAWA i...
SERWISY SPECJALNE DZIENNIKA ZACHODNIEGO
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Wimbledonem to może te korty nie były, ale ze swą specyficzną aurą zdrowego snobizmu - gwarantowały poczucie przynależności do "lepszego świata".

Nic dziwnego, że w czasach dyktatury proletariatu korty były solą w oku ówczesnych władz. Ich przedstawiciele zdawali się nie wiedzieć, jak wielu prostych ludzi stanowiło integralną część owej elity. W swoich starannie odprasowanych, niedzielnych anzugach, bywali obowiązkowo na każdym piątkowym koncercie i wszystkich tenisowych zawodach. Nie tylko Gerard Cieślik, także Jadzia Jędrzejowska była "swoja". I długo chroniła to miejsce rangą swojego nazwiska, a potem zasłużonym szacunkiem dla jej pamięci.

Dopiero w latach 70. na korty padł długi cień. Po ich wschodniej stronie wzniesiono wieżowiec. Funkcjonowały jednak dalej, czego mogłam być świadkiem, odkąd przeniesiono tam z Urzędu Wojewódzkiego moje biuro. Uczestniczyłam teraz w życiu kortów z nieoczekiwanej perspektywy. Słyszałam je, pracując. "Po piętnaście", "serwis Wojciech Kowalski", "przewaga", "równowaga" - ach, jakże to były miłe odgłosy. Wróciły dawne sylwetki, gesty, twarze, nazwiska, niestety - tylko we wspomnieniach. Za to oglądałam korty naprawdę, tyle że z lotu ptaka, jak większość - myślałam sobie - ich dawnych bywalców. Odwiedzam ich czasem na sąsiednim cmentarzu, gdzie zażywają wiecznego spokoju. Nie jest to jednak takie pewne. Po zbudowaniu owego biurowca nastąpiło "podtopienie" znacznej części cmentarza i trumny są odtąd składane... do wody!

Mądry Polak po szkodzie? Ależ skąd! Oto właśnie przystępuje się do realizacji następnych obiektów wielkokubaturowych, choć już samo wykonanie wykopu spowoduje "ucieczkę" wody i tym samym podniesienie wód gruntowych niżej położonych terenów, panowie hydrolodzy!

A korty? Dawne miejsce kultowe w 23 lata po pogrzebie PRL-u zostanie starte z powierzchni ziemi. Na czym polegała magia "naszych kortów"? Myślę, że nie tylko ranga ich kadry przyciągała adeptów sportu i kibiców, ale także sceneria. To było piękne miejsce, przestrzeń, z którą każdy od razu się identyfikował, w której czuliśmy się jak u siebie.

Każde miasto przyjazne mieszkańcom chroni takie miejsca za wszelką cenę! Więcej, kreuje takie specyficzne enklawy przestrzeni publicznej, które zaspokajają ludzką potrzebę integracji z konkretną zbiorowością, budowania i umacniania więzi, tworzenia wspólnoty nie poprzez rozładowywanie agresji, lecz przez doznawanie estetycznych przeżyć, wymianę pozytywnej energii. Miasto, które nie szanuje takiej przestrzeni, które odwraca się od tradycji miejsca, które lekceważy takie ludzkie potrzeby - nie jest przyjazne dla swoich mieszkańców. Czy dzisiaj, w czasach dominacji relacji biznesowych i niepohamowanej ekspansji aroganckich ludzi w garniturach, ktoś jeszcze odczuwa potrzeby wyższe? Pewnie " tylko chłopcy z naszej ulicy, i dziewczyny czasami też". Gdzie jesteście?

Maria Dienwebel, Czytelniczka "Dziennika Zachodniego", z wykształcenia architekt

Tu ma być sąd

Katowickie korty im. Jadwigi Jędrzejowskiej (dawniej Baildonu, Stali i Pogoni) w ubiegłym roku kupiła firma GC Invest-ment. Chce w ich miejsce postawić biurowce.

W planach jest 20 tys. metrów kwadratowych powierzchni biurowej oraz 13 tys. metrów na garaże. Głównym najemcą ma być Sąd Rejonowy Katowice- Zachód. Deweloper zamierza też wybudować tu hotel.

Społeczny Komitet Obrony Kortów zebrał 1200 podpisów pod protestem przeciw ich likwidacji. Podpisał się m.in. reżyser Janusz Zaorski ("Piłkarski poker"). TOK


Euro 2012 w Dzienniku Zachodnim SPORT, ZABAWA i...
SERWISY SPECJALNE DZIENNIKA ZACHODNIEGO
* WEŹ UDZIAŁ W PLEBISCYTACH:
CHUDNIESZ - WYGRYWASZ ZDROWIE
NAJSYMPATYCZNIEJSZY ZWIERZAK ŚLĄSKIEGO ZOO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera


* BUDYNEK JAK TITANIC? JEDNA Z NAJWIĘKSZYCH ZABRZAŃSKICH TAJEMNIC ODKRYTA [ZDJĘCIA + FILM]
* OSTATNI CASTING MISS ZAGŁĘBIA 2012 [ZOBACZ ZDJĘCIA!]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!