Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marnotrawstwo stulecia, czyli historia szpitala na granicy Zabrza i Gliwic

Teresa Semik
Mikołaj Suchan
Mógł pracować w Instytucie Rockefellera w Nowym Jorku albo Instytucie Pasteura w Paryżu, ale zawsze wracał do Polski. Dziś 78-letni prof. Tadeusz Wilczok czeka na wyrok, bo chciał budować szpital - pisze Teresa Semik

Prokurator twierdzi, że Śląska Akademia Medyczna straciła ponad 47 mln zł z powodu złych decyzji finansowych prof. Tadeusza Wilczoka, gdy był on rektorem tej uczelni przed ponad 10 laty. Chodzi głównie o dwa kredyty zaciągnięte na budowę nigdy niedokończonego szpitala na granicy Zabrza i Gliwic. Do dziś szkielet tej monstrualnej budowli świadczy o karygodnym zmarnowaniu już setek milionów złotych wyłożonych z kieszeni podatnika na tę inwestycję. Jednak nikomu innemu włos z głowy nie spadł. Tylko prof. Wilczok stanął przed sądem. Wyrok zapadnie w poniedziałek. Prokurator żąda dla profesora roku więzienia w zawieszeniu.

- Czuję się skrzywdzony, bardzo skrzywdzony - powtarza profesor. - Ciągle teraz przychodzą mi do głowy myśli: dlaczego nie zgodziłem się pracować w Instytucie Rockefellera w Nowym Jorku czy w Instytucie Pasteura w Paryżu. Dlaczego wracałem do Polski? Nie skorzystałem z żadnej propozycji, a miałem ich wiele. Te myśli są silniejsze ode mnie. Całe swoje zawodowe życie poświęciłem rozwojowi Śląskiej Akademii Medycznej (dziś Śląski Uniwersytet Medyczny), a od pięciu lat siadam na ławie oskarżonych z zarzutem działania na jej szkodę.

Upokorzony sędziwy profesor - specjalista w dziedzinie biochemii oraz biologii i genetyki molekularnej - po 35 rozprawach przed katowickim sądem wciąż uważa, że sytuacja, w jakiej się znalazł, jest kuriozalna.

- Przecież na każdą decyzję musiałem mieć zgodę Senatu uczelni - przypomina. - Senatorowie, którzy w większości mają tytuły profesorskie i doktorów habilitowanych, wiedzieli, za czym głosują. A jeśli tak, na moim miejscu, na ławie oskarżonych powinni zasiąść ci, którzy w 2001 roku głosowali za wzięciem 40 mln zł kredytu na kontynuowanie inwestycji. Miałem pełne prawo liczyć na odpowiedzialne ich zachowanie. Jako rektor byłem zobowiązany wykonać uchwały podjęte przez Senat uczelni.
Decyzja o budowie kompleksu szpitalnego Gliwice-Zabrze zapadła na początku lat 70. z właściwym dla tamtych czasów rozmachem inwestycyjnym. Miał to być największy szpital w Polsce. Największy, bo służyć miał także wojskom sprzymierzonym w Układzie Warszawskim.

Budowa trwała w latach 1978-1982 i po wykonaniu stanu surowego została wstrzymana z powodu braku pieniędzy. Przez kilkanaście następnych lat jej betonowy szkielet budził złość, bo gołym okiem było widać, że tak gospodarować publicznym groszem nie wolno. W niedokończone mury do tego czasu wpompowano już 280 mln zł, a i tak nikomu nie służyły.

Gdy wybitny kardiochirurg, prof. Zbigniew Religa został rektorem Śląskiej Akademii Medycznej, doprowadził do przejęcia inwestycji od wojewody i w 1999 roku budowę wznowiono. Prof. Religa zaprosił do współpracy francuskich projektantów (Sechaud & Bossuyt), którzy przygotowali w tym miejscu świetlaną wizję Akademickiego Centrum Medycznego - szpitala giganta na około 1200 łóżek za prawie miliard złotych (do końca nikt nie wie, ile naprawdę miał kosztować), z wielkim kompleksem edukacyjnym i badawczym. Prof. Religa był pewny, że inwestycja się powiedzie (choć do dziś nie wiadomo, na czym opierał ten optymizm), bo podpisując kontrakt z francuskimi architektami zgodził się, że, gdy umowa nie zostanie dotrzymana, prawem właściwym dla rozpatrywania ewentualnych roszczeń będzie prawo szwajcarskie. Był to bardzo niekorzystny dla uczelni zapis, ale jakoś nikt go wówczas nie kwestionował. Ani Senat uczelni, ani władze resortowe. - Profesor Religa chciał uratować ten obiekt przed całkowitą degradacją, a Francuzi przygotowali znakomity projekt - broni swego poprzednika na stanowisku rektora prof. Tadeusz Wilczok. - Akademickie Centrum Medyczne mogło konkurować z innymi światowymi centrami medycznymi.


*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Sejm wprowadził szpital gigant do budżetu państwa jako inwestycję centralną. Inwestorem bezpośrednim było Ministerstwo Zdrowia, ale już w 2001 roku bajka się skończyła. Ówczesny minister Mariusz Łapiński wykreślił jej finansowanie z budżetu w roku następnym. Co więcej, napisał, że nie należy podejmować działań, które mogłyby skutkować finansowymi zobowiązaniami.

Profesor Wilczok, człowiek tamtej epoki, uznał jednak, że władza w Warszawie swoje, a my tu w województwie robić będziemy po naszemu. Mając obietnice finansowania szpitala (104 mln zł) w zapisach tzw. Kontraktu Regionalnego - podpisanego przez premiera Jerzego Buzka z ówczesnymi władzami samorządowymi regionu - zaciągnął w 2001 roku dwa kredyty w ING Banku Śląskim w wysokości 40 mln zł i budował dalej. Dotacji z Kontraktu nigdy jednak nie otrzymał, a w 2005 roku nowe władze uczelni definitywnie zaprzestały budowy, płacąc kolejne 4, 7 mln zł, w tym odszkodowanie zagranicznym architektom za zerwanie umowy.

- Jeżeli szukać winnego, to może należałoby sprawę skierować do rządu polskiego, który podjął decyzję o niefinansowaniu inwestycji z Kontraktu Wojewódzkiego - mówi prof. Wilczok. - Można by również szukać winnych wśród posłów ówczesnej kadencji. Głosowali za pozostawieniem obiektów bez dalszego ich finansowania, choć pierwotne plany były inne.

Do tego czasu w nikomu niepotrzebną budowę włożono co najmniej 400 mln zł. Zdaniem rzeczoznawców budowlanych najkorzystniej - dla uczelni medycznej - byłoby szpital rozebrać i sprzedać grunt. Zgodę na rozbiórkę wydał już zabrzański magistrat, ale zablokował ją minister skarbu.

Powierzchnia nieruchomości położonej w Zabrzu przy ul. Macieja Mielżyńskiego, zabudowanej obiektami niezrealizowanej inwestycji, wynosi: 40,6 ha. Powierzchnia użytkowa obiektów w budowie - 123 tysiące mkw. Wyszacowana wartość całości to prawie 130 mln zł.

- Tadeusz Wilczok w 2001 roku nie powinien zaciągać kredytów na kontynuowanie inwestycji, bo sytuacja finansowa uczelni w latach 1999-2004 była bardzo trudna - mówiła prokurator Agnieszka Wichary.

- Nie chciałem dopuścić do utraty ważności wszelkich pozwoleń na budowę, bo koszt ich odzyskania kosztowałby uczelnię co najmniej 28 mln zł - wyjaśniał przed sądem były rektor. - Byłem zmuszony kontynuować budowę rozpoczętą przez prof. Zbigniewa Religę, by nie płacić odszkodowania wykonawcom, na co zdecydowały się obecne władze uczelni.

Prof. Wilczok wydał też zgodę na powołanie spółki AC-Med, która w zastępstwie uczelni wykonywała zadania inwestora zastępczego szpitala giganta, choć nie było na to zgody ministerstwa. Prezesem spółki został wieloletni dyrektor administracyjny uczelni, oskarżony Adam S. Pracownicy spółki pod jego kierownictwem zarobili na kulejącej inwestycji w ciągu niespełna trzech lat ponad 2,8 mln zł.

- Była to decyzja ekonomicznie nieuzasadniona i zbędna - mówiła prokurator Wichary.


*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

- Warunkiem skorzystania z pieniędzy Kontraktu było właśnie powołanie takiego podmiotu - inwestora zastępczego. Nie był to więc akt niegospodarności - odpowiada prof. Wilczok.

Utrzymanie niedokończonej i niszczejącej budowli kosztuje co roku Śląski Uniwersytet Medyczny około 450 tys. zł (koszty ochrony i energii elektrycznej). Czy w ogóle taki wielki szpital byłby nam potrzebny? W okolicy mamy nadmiar łóżek w remontowanych od lat szpitalach.

- Zgadzam się z prof. Religą, który podkreślał, że tylko duży szpital, który ma wszystkie możliwe oddziały, jest w stanie prawidłowo funkcjonować, bo aparatura jest w pełni wykorzystywana - mówi prof. Wilczok.

Prokurator Agnieszka Wichary oskarżyła go też o niegospodarność przy zakupie - od ING Banku Śląskiego w Katowicach - reprezentacyjnego budynku za 10 mln zł, bez zlecenia operatu szacunkowego. W rzeczywistości był on wart 5,5 mln zł. Przepłacił, i to znacznie. W dodatku niepotrzebnie, skoro dziś nie jest potrzebny uczelni.

- Trwają w nim obecnie prace adaptacyjne na potrzeby uczelnianej biblioteki - informuje Izabela Życzkowska, rzecznik prasowy ŚUM.

Budynek kupił profesor też za jednomyślną zgodą senatorów uczelni. Jego zdaniem cena była wręcz atrakcyjna. Dlatego w 2000 roku przekonał Senat, że robi świetny interes, kupując go na potrzeby uczelni, która znakomicie się rozwija, sam uruchomił w niej 9 kierunków.

- Zaufałem wycenie księgowej tego obiektu, przedstawionej mi przez Bank Śląski - dodaje Tadeusz Wilczok. - Komu, jeśli nie bankowi, mogłem zaufać, że wycena jest prawidłowa.

W sprawie kupna tego budynku wszystkie negocjacje z bankiem prowadził dyrektor administracyjny, oskarżony Adam S. Zakupiono go w całości z zaciągniętego kredytu sprzedawcy, ING Banku Śląskiego. Profesor tylko podpisał się pod aktem notarialnym i tylko wtedy spotkał się z przedstawicielami banku.

- Jestem naukowcem, specjalistą w swojej dziedzinie i zawsze ufałem swoim współpracownikom z administracji uczelni, z kancelarii radców prawnych, działowi ekonomicznemu, kwesturze - mówił przed sądem w ostatnim słowie prof. Tadeusz Wilczok. - Wierzyłem, że zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą przygotowują dla mnie niezbędne dokumenty, sprawdzając je skrupulatnie pod względem poprawności i spełnienia wymogów formalno-prawnych.

Były dyrektor administracyjny uczelni medycznej, Adam S. przypomniał ustami swojego obrońcy, że to na rektorze spoczywała całkowita odpowiedzialność za podejmowane decyzje, a nie na osobie, która przygotowywała dokumenty.
Teresa Semik


*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Kto to kupi?

1977 rok - rusza budowa szpitala na granicy Zabrza i Gliwic. Po wykonaniu stanu surowego inwestycja wstrzymana w 1982 roku z powodu braku pieniędzy.

1997 rok - Śląska Akademia Medyczna przejmuje budowę szpitala. Prof. Zbigniew Religa był orędownikiem stworzenia w tym miejscu Akademickiego Centrum Medycznego, zapraszając do współpracy zagranicznych kontrahentów.

2001 rok - budżet państwa wycofał się z finansowania inwestycji. Minister zdrowia zakazał działań, które mogłyby skutkować finansowymi zobowiązaniami.

2005 rok - uczelnia rezygnuje z inwestycji. Trzy lata później ponosi koszty za zerwanie umowy - ponad 4,7 mln zł.

2011 rok - minister skarbu odmawia zgody na wyburzenie szpitala. Zgodnie z ofertą firmy wyłonionej w drodze przetargu, wyburzenie niezrealizowanych obiektów kosztowałoby 3 656 790 zł brutto.

2012 rok - Senat ŚUM decyduje o sprzedaży całej nieruchomości. Do przetargu nie zgłosił się żaden chętny.


*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!