Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Posłali ludzi na stracenie

Aldona Minorczyk-Cichy, Michał Wroński
Czarny marsz górników i ich rodzin domagających się śledztwa po wypadku w Halembie
Czarny marsz górników i ich rodzin domagających się śledztwa po wypadku w Halembie fot. Michał Wroński
Śmierć 23 górników w kopalni Halemba przed dwoma laty niczego nie nauczyła zarządzających kopalniami. Nadal dla zysku posyła się ludzi na stracenie. Górnicy alarmują, że kolejna tragedia jest tylko kwestią czasu.

Ich szefów nie odstrasza nawet fakt, że dziś w Gliwicach rusza bezprecedensowy proces oskarżonych o katastrofę w Halembie. Po raz pierwszy w historii górnictwa do więzienia może trafić aż 27 osób, w tym były dyrektor kopalni. To oni, zdaniem prokuratury, mieli kazać górnikom zjazd pod ziemię, choć doskonale wiedzieli, że w każdym momencie może dojść do katastrofy.

Dramat rozegrał się 21 listopada 2006 roku tysiąc metrów pod ziemią. Wybuch metanu i pyłu węglowego zabił ekipę demontującą w nieczynnym chodniku maszynę górniczą, którą dyrekcji kopalni żal było zostawiać. Zginęło ośmiu górników z Halemby i piętnastu pracowników prywatnego przedsiębiorstwa MARD, któremu zlecono roboty. Wkrótce wyszło na jaw, że w pogoni za zyskiem fałszowano wskazania metanomierzy.

- Tylko w Halembie-Wirku mieliśmy ostatnio trzy podobne zdarzenia: 25 września, 15 i 24 października. Ludzie pracowali pod ziemią, mimo przekroczonego poziomu stężenia metanu. Wycofano ich tylko w ostatnim przypadku, dopiero po mojej interwencji - mówi Zbigniew Domagała, szef kopalnianego związku Sierpień 80.

Wyższy Urząd Górniczy potwierdza, że z bezpieczeństwem w śląskich kopalniach jest fatalnie. W grudniu 2007 roku obecny prezes WUG, Piotr Litwa, ujawnił plany Kompanii Węglowej, która w kopalni Halemba-Wirek chciała wybierać węgiel z tzw. filaru ochronnego, łamiąc aż pięć przepisów prawa górniczego. Naraziłaby w ten sposób życie dziesiątek pracujących pod ziemią osób.

Kłopot w tym, że wielu górników, w obawie przed utratą pracy, nie ujawnia nadużyć swoich szefów. Na dodatek śledztwa w takich sprawach ciągną się miesiącami, np. dochodzenie w sprawie tragedii w Halembie trwało dwa lata. - Przesłuchaliśmy 300 świadków. I w dużym stopniu na ich zeznaniach oparliśmy akt oskarżenia - wyjaśnia prok. Michał Szułczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

Na ławie oskarżonych zasiądą sztygarzy, nadsztygarzy i specjaliści od metanu. Dziewięć osób chce dobrowolnie poddać się karze. Zdaniem śledczych największa odpowiedzialność za katastrofę spada na byłego dyrektora kopalni, Kazimierza D., oraz na Marka Z., głównego inżyniera ds. wentylacji. Grozi im dwanaście lat więzienia.

21 listopada 2006 roku to data, która na zawsze naznaczyła rodziny i przyjaciół dwudziestu trzech tragicznie zmarłych górników z kopalni Halemba i firmy MARD.

Posadzenie na ławie oskarżonych - zdaniem prokuratury - 27 winnych wypadkowi osób, nie ukoi bólu wdów i sierot. Ale być może sprawiedliwy proces i wyrok uświadomią odpowiedzialnym za górnictwo, że nie można bezkarnie łamać prawa i stawiać pieniędzy wyżej niż ludzkie życie. Teraz wszystko w rękach sądu. Rodziny czekają na sprawiedliwość.

Przypomnijmy, co się stało w Rudzie Śląskiej 21 listopada 2006 roku 1030 metrów pod ziemią. Demontowano tam urządzenia z likwidowanej ściany. Tej samej, na której dziewięć miesięcy wcześniej zasypało Zbigniewa Nowaka. Wydobyto go żywego po 111 godzinach. To był cud. 21 listopada wielokrotnie wybijało prąd, bo poziom metanu w powietrzu przekraczał znacznie dozwolone 2 proc. Mogło dojść do wybuchu. Zadziałał system bezpieczeństwa. Mimo to kazano załodze pracować dalej. Ekipa składała się z górników Halemby oraz pracowników MARD-u.

Górnik-rabunkarz Robert (nazwisko do wiadomości redakcji) był na likwidowanym odcinku. Pracował na zmianie poprzedzającej wybuch. Wyciągał elementy ze ściany. Przed południem cztery razy wybijało prąd.

- Metanu było z 5 procent - opowiadał. Twierdził, że podczas pracy czuł z boku dmuchanie, co oznaczało, że rurociąg prowadzący pod ziemią czyste powietrze był podziurawiony. Po co? By oszukać czujniki metanu. Górnik zauważył nieprawidłowości i poinformował o nich przełożonych z MARD-u. Nie zareagowali. Kazali mu siedzieć cicho i wracać do roboty. Kilka godzin później doszło do tragedii. 23 górników, w tym 15 z firmy MARD, nie miało najmniejszych szans.

- Śledztwo trwało półtora roku. Zamknęliśmy je w czerwcu. Było bardzo trudne. Pomagali nam eksperci z Wyższego Urzędu Górniczego i policjanci ze specjalnej grupy powołanej przez komendanta wojewódzkiego policji w Katowi- cach - podkreśla prok. Michał Szułczyński z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

Z 27 oskarżonych, którzy dzisiaj w gliwickim sądzie spojrzą w oczy rodzinom ofiar, aż dziewięciu poprosiło o możliwość dobrowolnego poddania się karze.

Najpoważniejsze zarzuty ciążą na byłym dyrektorze Kazimierzu D. oraz głównym inżynierze wentylacji Marku Z. Obaj odpowiedzą za sprowadzenie katastrofy, która skutkowała śmiercią górników. Grozi za to 12 lat więzienia.

Zdaniem prokuratorów, kierujący kopalnią przyzwalali na łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Kazimierz D. wiedział o przekroczonych stężeniach metanu w kopalni i niewystarczającej profilaktyce mającej zapobiec wybuchowi pyłu węglowego. Wiedział o niebezpieczeństwie i nie nakazał przerwać prac.

Zarzuty stawiane pozostałym oskarżonym dotyczą m.in. narażenia górników na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz niedopełnienia przepisów bezpieczeństwa i fałszowania dokumentów. O te przestępstwa podejrzani są zarówno pracownicy Halemby, jak i firmy MARD, która na zlecenie kopalni wykonywała prace pod ziemią.

Według śledczych to pracownicy do spraw wentylacji odpowiadają za to, że pył węglowy w kopalni nie był właściwie neutralizowany pyłem kamiennym, a w sytuacjach przekroczeń dopuszczalnych stężeń metanu nie wycofywano załogi.

Czy zrozumie to jednak Maria Sobota, która straciła w katastrofie męża? Miał 59 lat i był najstarszy wśród ofiar wybuchu.
- Ktoś przecież musiał podjąć decyzję o wysłaniu tych ludzi w to miejsce - mówi, ale postawienie ścisłego kierownictwa kopalni przed sądem nie przyniosło jej ulgi.

Mimo zmniejszenia wydobycia węgla kamiennego, górnictwo wciąż należy do najbardziej wypadkowych branż. W tym roku w kopalniach zginęło już 22 górników, a 20 odniosło ciężkie obrażenia. W całym ubiegłym roku śmiertelnych ofiar było 16, a ciężko rannych zostało 18 górników - tak wynika z danych WUG w Katowicach.

Do końca września tego roku każde wydobyte 3 mln ton węgla kosztowały życie jednego górnika.
W tym samym czasie ubiegłego roku jedna ofiara śmiertelna przypadała na 5,5 mln ton węgla. Z danych WUG wynika, że w większości przypadków przyczyną wypadków są ludzkie błędy i tolerowanie niebezpiecznych zachowań.

Największe katastrofy w polskim górnictwie węglowym

1958 r. - pożar w kop. Makoszowy, zginęły 72 osoby.

1971 r. - w Zabrzu w kop. Rokitnica nastąpił zawał. Zginęło 18 górników.

1974 r. - w kop. Silesia w Czechowicach-Dziedzicach wybuchły metan i pył węglowy. Zginęło 34 górników

1979 r. - ta sama kopalnia, pożar. Zginęły 22 osoby.

1979 r. - kop. Dymitrow w Bytomiu - wybuch pyłu węglowego. Zginęło 34 górników.

1985 r. - kop. Wałbrzych. Wybuch metanu. Zginęło 18 górników.

1987 r. - kop. Mysłowice - wybuch pyłu węglowego i metanu. Zginęło 18 górników. Jeden ranny zmarł w szpitalu.

1990 r. - kop. Halemba w Rudzie Śląskiej - wybuch metanu. Zginęło 19 górników. Kolejni umierali w szpitalu.

1990 r. - kop. Śląsk w Rudzie Śląskiej - pożar na ścianie wydobywczej. Zginęło 4 górników.

1991 r. - tąpnięcie w Halembie. Zginęło 5 górników.

1993 r. - kop. Miechowice w Bytomiu - tąpnięcie, silny wstrząs. Zawalił się chodnik. Zginęło 6 górników.

1995 r. - kop. Nowy Wirek w Rudzie Śląskiej - tąpnięcie i zawał. Zginęło 5 górników.

1996 r. - kop. Zabrze-Bielszowice - tąpnięcie i zawał na głębokości 900 m. Zginęło 5 górników.

1998 r. - kop. Niwka-Modrzejów w Sosnowcu. W nieczynnym i pozbawionym tlenu chodniku na poziomie 600 metrów zginęło 4 ratowników górniczych. Kolejny zmarł w czasie akcji ratunkowej, a jeszcze jeden w szpitalu.

2000 r. - trzech górników zostało przysypanych w kop. Piekary w Piekarach Śląskich.

2002 r. - w kop. Rydułtowy wybuchł metan. Poparzonych zostało 10 górników, 3 z nich zmarło szpitalu.

2002 r. - w chodniku badawczym kop. Jas-Mos w Jastrzębiu Zdroju, doszło do eksplozji pyłu węglowego. Zginęło 10 górników.

2006 r. - w kop. Pokój w Rudzie Śląskiej tąpnęło. Zginęło 4 górników.

2007 r. - w KWK Staszic zginęło dwóch górników. Przyczyną było zawalenie się skał stropowych.

2008 r. - wskutek pożaru i wybuchu metanu w kopalni Wesoła w Mysłowicach jeden górnik zginął na miejscu, drugi zmarł kilka dni później w szpitalu.

2008 r. - w kop. Borynia w Jastrzębiu Zdroju wybuch metanu zabił 4 górników. Dwóch kolejnych zmarło w szpitalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!