- Najgorsze jest to, że w ich oczach nie widzę ani skruchy, ani żalu. Przed rozprawą stali w rogu holu i się śmiali. Oni zamordowali mojego męża. Przyszłam tu tylko po to, by spojrzeć im w twarz - denerwowała się wczoraj w sądzie Mariola Poloczek, żona Bernarda. Była jedną z nielicznych bliskich ofiar Halemby, które zdecydowały się uczestniczyć w rozprawie.
- Moje dzieci ciągle są pod opieką psychologa. Każde święta czy urodziny otwierają nasze rany na nowo. Najgorszy jest grudzień i Boże Narodzenie. Wspomnienia wracają jeszcze mocniej niż zwykle. Bulwersuje mnie, że jeszcze ani razu nie usłyszałam słowa "przepraszam" - opowiada Mariola Gaszka.
Teresa Miłkowska zdjęcie syna ma zawsze przy sobie, w telefonie.
- Syn był moim oparciem. Wszystko w domu zrobił. Wyremontował. Gdzie nie spojrzę, jego ręce. Teraz nie ma mi kto nawet drewna narąbać - płakała pani Teresa.
Główni oskarżeni to były dyrektor Kazimierz D. i były główny inżynier wentylacji Marek Z. Grozi im po 12 lat więzienia. Pierwszy niedługo po katastrofie przeszedł na emeryturę. Jednocześnie pracuje w pszczyńskiej spółce jako dyrektor do spraw górnictwa. Utrzymuje, że zarabia tam 1.900 zł brutto. Drugi jest inspektorem ratownictwa w Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Według oskarżyciela jest winny sprowadzenia katastrofy, w której zginęło 23 górników. Wiedział o zagrożeniu (m.in. przekroczonych normach zawartości metanu w atmosferze), godził się z ryzykiem, był świadom ewentualnych następstw, tuszował swoje winy, fałszując dokumentację. Ludzie, za których bezpieczeństwo odpowiadał, pracowali na tykającej bombie. Informacja o tym, że jest obecnie ratownikiem - wywołała poruszenie wśród rodzin zmarłych górników.
Kolejny oskarżony Stanisław B., w czasie wypadku nadsztygar w Mardzie, obecnie pracuje w siemianowickiej spółce jako sztygar. Twierdzi, że zarabia 1.200 zł. Wiedział, że normy metanu w powietrzu były znacznie przekroczone. Mimo to nie wycofał ludzi z zagrożonego terenu. Kazał im tam pracować. Z pozostałych oskarżonych ośmiu nadal pracuje w Kompanii Węglowej. Większość w kopalni Halemba-Wirek. Niektórzy z nich zarabiają nawet po 5.000 zł.
- To dlatego tutaj ciągle dzieje się źle. Nadal ludzie są zastraszani i pracują w niebezpiecznych warunkach - mówi Zbigniew Domagała z WZZ Sierpień 80 w Halembie-Wirek.
Do katastrofy doszło dwa lata temu. Górnicy z Halemby i firmy zewnętrznej Mard pracowali przy likwidacji ściany wydobywczej 1030 metrów pod ziemią. Najpierw wybuchł metan, potem także pył węglowy. W kopalni nie dbano o bezpieczeństwo, zaniedbano profilaktykę. Zginęło 23 ludzi.
W pobocznych wątkach sprawy zapadły już trzy wyroki. Na dziewięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata sąd skazał Ewę K. z firmy Góreks. Była oskarżona o poświadczenie nieprawdy w dokumentach przy przetargu na prace likwidacyjne 1030 m pod ziemią. Szefa Mardu Mariana D. w lipcu skazano na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu i grzywnę. Z kolei w marcu na rok w zawieszeniu skazano byłego nadsztygara rudzkiej kopalni, Franciszka S. za składanie fałszywych zeznań w śledztwie.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?