Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie odwracaj głowy na płacz dziecka

Teresa Semik
Sprawą Madzi z Sosnowca żył cały kraj. Podejrzaną o śmierć dziecka jest jej matka
Sprawą Madzi z Sosnowca żył cały kraj. Podejrzaną o śmierć dziecka jest jej matka Marzena Bugała
Szymek z Będzina z raną brzucha został wrzucony do stawu koło Cieszyna. Mała Madzia z Sosnowca, z urazem głowy, spoczęła na rumowisku. Pod Wodzisławiem matka spaliła córkę w piecu. Co się z nami dzieje? - pyta Teresa Semik

Nie zawiedliśmy jako społeczeństwo, bo w każdej z tych spraw wykazaliśmy stosunkowo dużo determinacji, aby wyjaśnić sprawę i poznać krzywdę dziecka. Zawiodło państwo.

Najszybciej zareagowali mieszkańcy małej miejscowości Gorzyce pod Wodzisławiem Śląskim. Widzieli przecież 35-letnią Magdę w zaawansowanej już ciąży, ale nie zobaczyli jej dziecka. Dlatego zaalarmowali miejscowy ośrodek pomocy społecznej. Magda sama wychowywała trójkę swoich dzieci (4, 7 i 8 lat), bo mąż pracował za granicą. Mieszkała z teściami.

Czwarte dziecko urodziła w domu. Przyznała, że dziewczynka urodziła się żywa, ale niedługo po porodzie zmarła. Dlaczego nie wezwała pomocy, czy też nie pochowała dziewczynki, tylko spaliła ją w domowym piecu? Na to pytanie śledczych Magda nie potrafiła odpowiedzieć.

Wypełnij ankietę i wygraj nowego iPada

Nie wiadomo, jak zmarło dziecko, bo ciało było tak zwęglone, że nie można zrobić sekcji zwłok. Dlatego matka odpowie za nieumyślne spowodowanie jego śmierci. Zszokowani sąsiedzi opowiadają teraz, że to "normalna, bez nałogów rodzina, że matka zawsze troskliwie opiekowała się swoją trójką pociech".

Sąsiedzi dwuletniego Szymka z Będzina zareagowali dopiero po dwóch latach, że dziecka nie ma, a być powinno w tym mieszkaniu. Właściwie zareagowała jedna sąsiadka i też powiadomiła miejscowy ośrodek pomocy społecznej. Nie policję, choć to śląscy policjanci prowadzili poszukiwania na ogromną skalę rodziców chłopczyka porzuconego w stawie koło Cieszyna.

Szukali bez efektu, także w Czechach i na Słowacji, a rodzice żyli sobie jak gdyby nigdy nic w samym centrum Będzina.

Wprawdzie teraz policjanci odtrąbili swój sukces, bo już wiemy, kim są ci straszni rodzice, ale gdyby ich funkcjonariusz w maju 2010 roku zachował się profesjonalnie, wiedzielibyśmy to już dwa lata temu. Nie było szansy na uratowanie Szymkowi życia, ale nie nadszarpnęłoby to znów naszego zaufania do organów ścigania.

Gdy w marcu 2010 roku odnaleziono zwłoki dziecka w stawie hodowlanym na peryferiach Cieszyna, śledczy apelowali do społeczeństwa o jakiekolwiek wskazówki, bo być może znajomi, członkowie rodziny czy sąsiedzi wskażą, że takie dziecko mieszkało w sąsiedztwie. Śląscy policjanci sprawdzali blisko 50 tys. rodzin w woj. śląskim, w których na świat przyszedł chłopczyk i ma około dwóch lat.


*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dlatego już w maju 2010 roku dzielnicowy był w domu Szymka w Będzinie.

- Policjant sporządził wówczas notatkę służbową, że w rodzinie przebywało wówczas tyle dzieci, ile wynikało z danych meldunkowych - mówi lakonicznie Andrzej Gąska z biura prasowego śląskiego garnizonu policji. Notatka jest już w aktach prokuratorskich. Dlatego wiemy, że podczas pierwszej wizyty policjant nie zastał chłopca w domu i uwierzył kłamstwom matki, że dziecko jest w szpitalu. Zamiast iść tym tropem i samemu sprawdzić, co dzieje się z dzieckiem, zawodowy funkcjonariusz dał się wodzić za nos wyrodnej matce, która podczas następnej wizyty pokazała mu wnuka. I on uwierzył na słowo, że to jej dziecko.

- Na polecenie komendanta wojewódzkiego policji, wydział kontroli sprawdził, czy w 2010 podczas czynności sprawdzających nie doszło do nieprawidłowości. Kontrolerzy nie wnieśli żadnych zastrzeżeń - dodaje podinspektor Gąska. I to właśnie jest takie zdumiewające. Nie wnieśli zastrzeżeń. Tylko pogratulować sprawności działania oraz dobrego samopoczucia.

Gdy ciągle jeszcze bezimiennego chłopczyka chowano na cmentarzu w Cieszynie, rzecznik praw dziecka Marek Michalak mówił, że dramat tego chłopca równie dramatycznie świadczy o nas samych. Jako państwo, jako społeczeństwo, jako ludzie nie tylko nie ocaliliśmy jego życia, ale nawet nie potrafiliśmy zwrócić mu jego tożsamości, imienia i nazwiska. A przecież jego mama nie mogła ukryć, że jest w ciąży. Ma rodzinę bliższą i dalsza, ma krewnych i sąsiadów. Gdzie oni są? - pytał wówczas Michalak.

Wypełnij ankietę i wygraj nowego iPada

Szeroko zakrojone policyjne poszukiwania rodziców Szymka nie miały wpływu na to, że w końcu anonimowa sąsiadka zatelefonowała do opieki społecznej, bo niepokoił ją fakt, że od dłuższego czasu dziecka nie ma w rodzinie. To był przełom w śledztwie. W minioną sobotę zatrzymano rodziców chłopca, którego poranione zwłoki znaleziono w marcu 2010 r. w stawie na obrzeżach Cieszyna. Matce postawiono zarzut zabójstwa, ojcu - zarzut nieudzielenia pomocy dziecku, znajdującemu się w położeniu, które bezpośrednio zagrażało jego życiu.

Trudno było uwierzyć, że nikt wcześniej nie zauważył zniknięcia prawie dwuletniego chłopca, nie zastanowiło to dzielnicowego z Będzina.

- Nie żyjemy w państwie policyjnym, dzielnicowy nie może wiedzieć wszystkiego o każdym mieszkańcu rejonu, w którym pracuje - dodaje podinspektor Gąska.

Prof. dr hab. n. med. Janusz Bohosiewicz, chirurg dziecięcy, uważa, że w czasach skomercjalizowanego świata maleje wrażliwość społeczna, także na krzywdę dzieci. Gonimy za swoimi sprawami, a świat zewnętrzny nas nie obchodzi. Dlaczego liczna rodzina Szymka też milczała przez dwa lata? Jak mogła nie zaniepokoić się brakiem dziecka? Jak z tym żyją? Dwa lata to zbyt długa nieobecność, żeby można ją było wytłumaczyć pobytem w szpitalu czy sanatorium.


*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Nie zdradziła się dwa lata starsza siostra Szymka. Musiała pytać mamę, gdzie jest brat.

- Nie trzeba dziecka straszyć. Wystarczy, gdy mamusia powie, że trafi do więzienia, a dziecko do domu dziecka. Bardzo łatwo przekonać małe dziecko do swoich racji - twierdzi dr Katarzyna Ślebarska, psycholog z Uniwersytetu Śląskiego. To zdumiewające, że przez dwa lata udało się ukrywać zniknięcie dziecka i równocześnie pobierać na nie zasiłek rodzinny. Ostatni rodzice Szymka dostali jeszcze w tym miesiącu. System opieki społecznej jest w Polsce chory, niewydolny, zurzędniczały. Ktoś wreszcie powinien ponieść za to odpowiedzialność.

- Poprosiliśmy o dokumentację pokontrolną w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Będzinie i rozważymy decyzję o dalszych losach tej sprawy - mówi prokurator Małgorzata Borkowska.

W będzińskim MOPS-ie panował totalny bałagan, który już wcześniej doprowadził do zmiany kierownictwa w tej placówce. Nie zmienia to faktu, że za funkcjonowanie MOPS-u odpowiada prezydent miasta, który na bieżąco powinien pilnować porządku w podległej sobie instytucji. Nasza opieka społeczna powinna spełniać funkcję wobec nieudolnych rodziców podobną jak rodzice wobec dziecka. Wspierać, kiedy jest potrzeba i jednocześnie stawiać wymagania. Jeśli ktoś nie chce być dobrym rodzicem, to urzędnicy powinni mieć narzędzia, żeby go odpowiednio zmobilizować. A nie tylko dawać mu kolejną zapomogę, bo tak jest najwygodniej dla urzędników opieki społecznej. Wypłacą publiczne pieniądze i mają święty spokój.

Takich niedojrzałych rodziców jest wbrew pozorom u nas wielu. Jak donosiły media, mama półrocznej Madzi z Sosnowca, której tragedią na początku roku żyła cała Polska, jakby się nic nie stało, tańczyła w krakowskim barze nocnym na rurze. Katarzyna W. jest podejrzana o nieumyślne spowodowanie śmierci Madzi. Dziecko rzekomo wypadło jej z rąk tak nieszczęśliwie, że doznało śmiertelnego urazu głowy. Mama porzuciła ciało w zrujnowanym budynku kolejowym w Sosnowcu.

Ludzie do dziś są oburzeni jej zachowaniem, kłamstwami o rzekomym uprowadzeniu dziecka. Śledczy czekają na ostateczne badania, które mają wskazać, co było przyczyną śmierci dziewczynki. Oczywiście, choć jest to moralnie naganne, jej mama w tym czasie, zgodnie z obowiązującym prawem, może robić, co chce.

Jedno jest pewne - my nie możemy robić jednego - odwracać głowy, słysząc płacz dziecka. Naszym obowiązkiem jest reagować i to nie jest donosicielstwo.

Skala przemocy w rodzinie wzrosła

Nie wzrosła od 1998 r. liczba spraw za znęcanie się nad rodziną zakończonych wyrokiem. Ogólna liczba przestępstw w tym czasie podwoiła się. To znaczy, że ich rozpoznawanie przedłuża się w czasie. Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości nie dowiemy się, jaki odsetek wykrytych przestępstw przypada na konkubinaty. Śledczy nie rozróżniają stanu cywilnego sprawców ani poszkodowanych. Dlaczego te zależności nie były i nie są interesujące dla naszego państwa?

Kłopoty w życiu odreagowujemy na słabszych.

Prawie jedna piąta badanych przez CBOS (dla Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej) przyznała, że dopuściła się przemocy wobec swojego dziecka w momencie, gdy miała kłopoty w pracy; jedna trzecia, gdy miała problemy w rodzinie lub życiu osobistym. Czterech na stu sprawców przemocy wobec swoich dzieci przyznaje, że dopuściło się krzywdzącego czynu pod wpływem alkoholu. Czy rodziny, w których występuje przemoc, proszą o pomoc specjalistyczne instytucje, a jest ich wiele? Aż 82 proc. rodzin nie korzystała z żadnej takiej pomocy.

Wypełnij ankietę i wygraj nowego iPada

Chirurg dziecięcy rozpoznaje obrażenia charakterystyczne dla dziecka maltretowanego w domu

Rozmowa z prof. Januszem Bohosiewiczem, chirurgiem dziecięcym Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka
Do czego zdolni są rodzice?
Do wszystkiego. Znamy przypadki skrajne, gdzie konkubent rzucił dziecko o ścianę, bo płakało i przeszkadzało w libacji i to dla mnie jest bandytyzm. Pamiętajmy, że nie jest to norma, bo większość dzieci wychowuje się wśród kochających rodziców, ale nawet jedno pobite dziecko jest powodem, by mówić o problemie i być na niego wyczulonym. W komercjalizującym się świecie nasza wrażliwość społeczna bardzo zmalała.

Szymek z Będzina miał uszkodzone narządy wewnętrzne brzucha.
Jeśli ten chłopczyk miał pękniętą śledzionę, to musiał doznać dość silnego urazu. Na pewno nie było to jakieś przypadkowe klepnięcie.

Mógł sam upaść?
Pęknięcie śledziony następuje w dość specyficzny sposób, gdy dziecko zostanie uderzone w lewe nadbrzusze. Często obserwujemy takie urazy - nazywamy je rowerowymi. Przy gwałtownym skręcaniu kierownicą dziecko uderzy się w brzuch i jak trafi w odpowiednie miejsce, śledziona pęka. Upadek na próg też może spowodować pęknięcie śledziony. Urazy wewnętrzne bardzo często kończą się źle.


*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Lekarz rozpozna, że dziecko zostało, na przykład, wyrzucone z łóżeczka, a nie - jak zapewniają rodzice - samo z niego spadło?
O dziecku maltretowanym chirurdzy dziecięcy mówili już w latach 80. ubiegłego wieku na specjalnej sesji naukowej, na której stwierdziliśmy, że są pewne typowe obrażenia dla dziecka maltretowanego - ślady bicia, gaszenia papierosów na jego ciele, wodniaki podtwardówkowe, złamanie żeber, przewlekłe złamania kończyn związane z nawracającym się potrząsaniem dziecka czy siłowym go trzymaniem. Są to na tyle charakterystyczne ślady, że chirurdzy dziecięcy powinni je rozpoznawać. Mamy zdjęcie, na którym widać pięć palców odbitych na twarzy dziecka, wtedy łatwo powiedzieć, jak doszło do urazu, ale nie zawsze to są tak oczywiste dowody.

O swoich podejrzeniach lekarze zawsze informują policję?
To jest naszym obowiązkiem. Mamy specjalne formularze na oddziale ratunkowym (tzw. Niebieski Miś), które lekarz wypełnia i przekazuje policji oraz do ośrodków opiekuńczych. Nie zapomnę sytuacji, kiedy rodzice - wykształceni, inteligentni - straszyli mnie sądem, gdy tylko wysunęliśmy podejrzenie, że dziecko może być maltretowane, co się potem, niestety, potwierdziło.

Wypełnij ankietę i wygraj nowego iPada

Co może być sygnałem dla lekarza, że ma do czynienia z dzieckiem pobitym?
Jeżeli jest to dziecko do 5. roku życia, a mama nie potrafi powiedzieć, kiedy ono doznało urazu, wczoraj czy przedwczoraj, w jakich okolicznościach, to jest sygnał, że może próbuje okłamać lekarza.

W jaki sposób dzieci maltretowane mówią o swoim bólu?
W ogóle niechętnie o tym mówią, ale są gotowe popierać wersję wypadku przedstawianą przez rodziców czy opiekunów, a nie to, że zostały pobite.

W jakim wieku najczęściej są ofiary?
Do niedawna trafiało do nas najwięcej dzieci skrzywdzonych w wieku do 5. roku życia. Teraz najwięcej pobitych mamy nastolatków, choć pobitych niekoniecznie przez rodziców. Właściwie nie ma dyżuru, żeby nie było takiego przypadku.
Rozmawiała: Teresa Semik


*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!