Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smolorz o Teresie Semik: Doktor Jekyll i Pani Hyde

Michał Smolorz
Publicystyka, to głoszenie poglądów i prze-konywanie do nich. Dlatego prawo do skrajnego nawet subiektywizmu jest wpisane w ten zawód i nikt nie powinien mieć o to pretensji. Jednak ten przywilej wymaga samokontroli, zbyt silna jest pokusa, by ukryć pod nim osobistą zawziętość, a stąd już tylko krok do obsesji.

Z wielką przykrością snuję te refleksje po lekturze artykułu mojej redakcyjnej koleżanki Teresy Semik ("RAŚ zawłaszcza: prawda czy fałsz" - DZ 27.06.2012). Tekst z założenia miał być dyskusyjny ("Kij w mrowisko" - jak głosił redakcyjny nagłówek) i mógłby takim być, gdyby nie szereg niegodziwości, wykraczających poza ramy publicystycznej prowokacji. Z autorką łączy mnie wiele, nade wszystko wspólnota pokoleniowa, oboje jesteśmy przedstawicielami najstarszej czynnej zawodowo dziennikarskiej generacji. Łączy nas także "oldskulowe" podejście do pojęcia rzetelności, w którym każde napisane słowo wykuwa się w długotrwałym procesie poz-nawania i zbliżania się do prawdy. Zawsze podziwiałem Teresę, gdy miesiącami, ba: latami potrafiła cierpliwie wysiadywać w salach sądowych, wycierać ławy konferencji prasowych i pukać do niepoliczalnych drzwi, by nie uronić żadnego z aspektu opisywanej sprawy.

Jest jednak sfera publicznych zagadnień, w której zrzuca ona maskę chłodnego doktora Jekylla, traci opanowanie i w skórze Mr Hyde'a idzie w miasto nie przebierając w słowach i argumentach. Tą sferą jest kulturowa i polityczna emancypacja Ślązaków. Autorka nawet nie próbuje ukryć bardzo intymnych, osobistych pobudek. W rozmowie z sędzią Józefem Musiołem stwierdziła bez ogródek: "Nie ma powodów, żeby zapominać. Podobnie, jak nie zapomni moja rodzina z Żywiecczyzny spacyfikowana w 1943 roku. Żołnierz niemiecki, który wyrzucał ją z domu mówił po śląsku". Rok wcześniej w ostrym komentarzu wprost wyznaczyła Ślązakom przysługujące im prawa: pielęgnacja tradycji i troska o starzyków - od sprawowania władzy wara.

Nawet tak skrajny głos bywa potrzebny. Najgorsze, co może się przydarzyć śląskim ruchom społecznym, to głaskanie po głowie ibałwochwalczy kult jedynie słusznej prawdy. Ostre polemiki, stano-wcza krytyka, umiejętne ujawnianie słabości są samą istotą demok-racji, skutecznie selekcjonują i ha-rtują polityczne kadry. Jest wszakże granica kompetencji i przyzwoitości, której taka debata potrzebuje. W artykule Teresy Semik obie granice zostały przekroczone. Choć pretekstem był scenariusz wystawy zamierzonej przez Muzeum Śląskie, sformułowane w nim niegodziwości dotykają wszy-stkiego i wszystkich zaangażowanych w śląski spór.

Zacznę od dokonanej przez autorkę stygmatyzacji wybitnych naukowców, zaangażowanych w to przedsięwzięcie. Każdy z nich dostaje żółto-niebieską opaskę "sympatyzujący z RAŚ-em" plus zarzuty uzyskiwania przywilejów i stanowisk w zamian za naukową służalczość. Nie wiem, czym zasłużyła sobie na to profesor Ewa Chojecka, uczona wielkiej zacności, kultury i nieprzebranego dorobku - czy tym, że to pod jej redakcją powstała pierwsza polska (sic!) monografia historii sztuki Górnego Śląska ? No tak, zapomniałem, że bycie promotorką doktoratu Jerzego Gorzelika unieważnia dzieło życia największego nawet uczonego. A czymże zgrzeszył profesor Ryszard Kaczmarek? Czy tym, że pod jego współredakcją powstała pierwsza polska (sic!) historia Górnego Śląska i wiele dalszych powszechnie uznanych i nagradzanych opracowań z naszych dziejów? No tak, przewodniczy kapitule nagród im. Weltzla, a to hańbiące zajęcie. A co obciąża sumienie dyrektora Archiwum Państwowego dr. Piotra Greinera, który też musi nosić opaskę "kojarzony z RAŚ", choć na urząd powołał go... rząd PiS-u? Zapomniałem, że pisał o śląskich noblistach.

Czy wobec takich "zabiegów publicystycznych" ma sens podejmować polemikę z całą resztą? Zwłaszcza, że autorka zaprzęga do rydwanu cały arsenał wyś-wiechtanych i zużytych komunałów, dawno poniechanych w poważnym dyskursie. Czym odpowiadać na tanią demagogię, jako-by dowodem na zawłaszczanie Śląska przez RAŚ było ściągnięcie do Katowic bielskiego spektaklu "Miłość w Königshütte" za 24 tysiące złotych? Czyż nie wystarcza banalne wytłumaczenie, że chodzi o spektakl, który - także za sprawą "Dziennika Zachodniego" - znalazł się w centrum politycznego i historycznego sporu?

Może warto odpowiedzieć podobną bzdurą, że ściągnięcie doKatowic Woody Allena za milion złotych (tylko po to, aby zagrał na klarnecie) jest dowodem na zawłaszczanie Śląska przez amerykańskich Żydów? Woody Allen również nie nakręcił tu filmu, podobnie jak Johann Wolfgang Göthe nie napisał tu poematu, a wszyscy sikali z zachwytu. Czy warto podejmować dyskusję o śląskich noblistach, którzy "zdobywali nagrody dla Niemiec i USA", skoro powszechnie czczona Maria Curie pod takim nazwiskiem zdobywała nagrody dla Francji?

Można by punkt po punkcie znęcać się nad tym nieszczęsnym "kijem w mrowisko", tylko po co? Co to ma wspólnego z poważną debatą o regionie, jego historią, współczesnością i przyszłością?

W wywodach Teresy Semik nie znalazłem nic, czego wcześniej nie wyartykułowałby wicewojewoda Piotr Spyra. Poważna publicystka poważnej gazety staje się tubą mało poważnego lokalnego polityka, którego jedyną racją istnienia jest negacja RAŚ. Mało to ambitne. Wokół Gorzelika łatwo rozpętywać awantury, wykrzykiwać o zawłaszczaniu Śląska i formułować tysiąc innych zarzutów. Bo jest to jedyny regionalny polityk, który ma swoją wizję regionu, odważnie ją głosi i w demokratyczny sposób stara się wcielić w życie. Dwadzieścia lat temu równie osamotniony ze swą wizją był wojewoda Wojciech Czech.

Czy to przypadek, że te same osoby, które wówczas wściekle i bez pardonu atakowały Czecha, dziś napadają na Gorzelika? Jeśli się mylę, jeśli przez 23 minione lata polskiej demokracji pojawił się na inny polityk z własną, alternatywną wizją i poddał ją pod publiczny dyskurs - proszę o nazwisko. Bo ja nie pamiętam. Dlatego w jednym zgadzam się z TeresąSemik: w jej rozpaczliwym wołaniu do politycznego Parnasu o alternatywne wizje, które można skonfrontować z Gorzelikową i które tę konfrontację wytrzymają. Ale wizje, nie pomówienia!

Nie występuję w obronie przewodniczącego RAŚ, jest on zaprawiony w podobnych sporach. Bronię standardów publicznej debaty o śląskich sprawach. Czy tego chcemy czy nie chcemy, epoka wykreowanej przez Grażyńskie-go, a kontynuowanej przez komunistów kolonialnej wizji polskiej suwerenności na Górnym Śląsku się skończyła. Nie zmienią tego żadne zaklęcia.

PS A propos: czy ja też jestem "kojarzony z RAŚ"?

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO


*Marsz Autonomii 2012: ZDJĘCIA, WIDEO, OPINIE
*Olimpiada w Londynie 2012: RELACJE, ZDJĘCIA, CIEKAWOSTKI
*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Smolorz o Teresie Semik: Doktor Jekyll i Pani Hyde - Dziennik Zachodni