18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Surowy zakaz opowiadania bajek w Muzeum Śląskim

Krzysztof Karwat
Spory wokół programu nowego Muzeum Śląskiego jeszcze powrócą. Niechby się toczyły, bo są nieuniknione. Lecz w zdrowszej atmosferze. Bez pomówień, za to z użyciem argumentów merytorycznych. Na razie dyskusje ujawniły, jak silnie polaryzują się postawy i poglądy, których główną osią podziału - w moim przekonaniu - jest jawny, wręcz masochistyczny "kompleks niemiecki".

Jakże wielu z nas nie potrafi odrzucić dawnych lęków i uprzedzeń, które kiedyś były racjonalne i zrozumiałe, ale przecież od końca II wojny światowej trochę wody w Odrze i Nysie Łużyckiej upłynęło.

Niestety, nie pomagają żadne terapie, a najskuteczniejszą z nich i najłatwiej dostępną powinna być lekcja historii z ostatniego ćwierćwiecza. Czy tak wiele trudu trzeba, by przypomnieć sobie, że nie jesteśmy już częścią zantagonizowanego z Zachodem bloku moskiewskiego? Jak można nie pamiętać, że od ładnych paru lat cieszymy się przywilejami członka UE i NATO, zaś naszym największym partnerem gospodarczym i najbliższym sojusznikiem militarnym są Niemcy?

Czy nie pomaga rzut oka na mapę Europy Środkowej, bo na niej widać wyraźnie, że Górny Śląsk z Republiką Federalną nawet nie graniczy, choć przez setki lat pozostawał częścią państw, w których legalną władzę sprawowały elity wyrosłe w kulturze i języku niemieckim? Jaki więc ma sens - i to w kontekście budowy imponująco zapowiadającego się Muzeum - straszenie Bundeswehrą? Co nam da zamykanie oczu na wszystkie aspekty historii Śląska, której przecież nie zmienimy? Po co wmawiać sobie - a co gorsza: "urbi et orbi" - że Śląsk zawsze był polski, tylko kiedyś ktoś nam go ukradł?

To przecież nieprawda. Najczęstszym błędem, jaki się w takich debatach popełnia, jest przenoszenie niegdysiejszych konfliktów politycznych, narodowościowych czy religijnych - a bywało, że one rzeczywiście były u nas paskudne i krwawe - wprost na grunt współczesny. To jest główne źródło ciężkiego grzechu ahistorycznego myślenia, który polega na przypisywaniu dzisiejszych pojęć (i ich sensów) do rzeczywistości nieistniejącej, bo na zawsze zamkniętej w odmiennych od obecnych kontekstach kulturowych. Grzech ten popełniają ludzie, którzy za wszelką cenę - nawet śmieszności - chcą udowadniać coś, czego dowodzić w ogóle nie należy. Na przykład upierają się, a teraz chcieliby tę swą prawdę najchętniej w jakiejś muzealnej skamielinie zakląć, że etniczni Górnoślązacy zawsze, czyli także 150, 300, a nawet 800 lat temu myśleli, mówili i czuli "po polsku". "Po polsku" - w znaczeniu dzisiejszym.

A nie mogło tak być. Nie tylko dlatego, że Polski albo tu nie było, albo w ogóle jej nie było. Kiedy w drugiej połowie XIX wieku Lucjan Malinowski, pionier polskiego językoznawstwa (i ojciec słynnego etnologa Bronisława, przyjaciela Witkacego) peregrynował po dziesiątkach wiosek górnośląskich, nieustannie ze zdziwieniem konstatował, że większość kmieci nie mówi tu po niemiecku, lecz w dialekcie języka "ogólnopolskiego" czy też, jak on go nazywał, "słowiańskiego". Kiedy jednak zaglądnął do gospody, by z miejscowymi "trocha pogodać" i dowiedzieć się, kim się czują, usłyszał: "My nie som Poloki. My som Prusoki".
Jak należy odczytywać taką deklarację "naszych ojców" sprzed prawie 150 lat? Z pominięciem klucza nacjonalistycznego, a nawet narodowego - w obecnym pojęciu tego słowa.

Owi górnośląscy chłopi "Poloków" kojarzyli wyłącznie z "zagranicą" (wymownie zresztą wskazywali palcem na wschód), co nie znaczy, że sami myśleli o sobie jako o "Niymcach".

"My som Prusoki" zaś w ich ustach znaczyło tyle, co dziś samookreślenie "przynależności państwowej". Hop, hop, hop! - nie myślcie sobie, Drodzy Czytelnicy, że chłopi, z którymi Malinowski zapewne też trochę w owej gospodzie popijał, w ten oto sprytny i "zakamuflowany" sposób chcieli badaczowi ich języka powiedzieć, że tak naprawdę to są "Ślązakami narodowości śląskiej". Owszem, opowiadali mu też różne bajki, a on je zapisywał. Ale inne.

W nowym Muzeum Śląskim żadnych bajek nie wolno opowiadać!

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO



*Pamietacie zabawki z PRL? ZOBACZCIE ZDJĘCIA
*Gdzie jeździliśmy kiedyś na weekend? ZOBACZ ZDJĘCIA ARCHIWALNE
*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karwat: Surowy zakaz opowiadania bajek w Muzeum Śląskim - Dziennik Zachodni