Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki kryzys początku XXI wieku

Witold Głowacki
Najpotężniejsi ludzie globalnej bankowości przez całą noc prowadzili gorączkowe rozmowy. Nie udało się znaleźć rozwiązania. Rano 15 września 2008 r. gigantyczny bank inwestycyjny Lehman Brothers musiał ogłosić upadłość.

Ta całkiem niedawna data przeszła do historii jako symboliczny początek najnowszego wielkiego kryzysu gospodarczego, którego konsekwencje świat odczuwa do dziś. Bank Lehman Brothers swą drapieżną i przekraczającą granicę dopuszczalnego ryzyka polityką zasłużył sobie zresztą na taką pamięć. Wbrew pozorom jednak upadek Lehman Brothers nie był bezpośrednią przyczyną wybuchu kryzysu, lecz raczej jednym z pierwszych jego skutków.

Historia kryzysu 2008 r. zaczyna się tak naprawdę mniej więcej dziesięć lat przed jego wybuchem – od rozpoczętych w 1998 r. politycznych działań najpierw prezydenta Billa Clintona, a później George’a Busha na rzecz zwiększenia dostępności kredytów hipotecznych – tak by znalazły się one w zasięgu także gorzej zarabiających obywateli. Z politycznego punktu widzenia chodziło zarówno o ukłony wobec socjalnego elektoratu, jak i o próbę walki z wykluczeniem społecznym. To miał być nowy pomysł na legendarny american dream – tym razem na kredyt, ale za to dla każdego.

Zachęty polityków, a także polityka amerykańskiego banku centralnego, czyli Fed, który w tamtym czasie stale obniżał stopy procentowe, odniosły skutek. „Każdy Amerykanin będzie właścicielem domu” – wołał w 2002 r. George Bush. Jednak im bardziej liberalizowano zasady udzielania kredytów, tym bardziej zwiększało się prawdopodobieństwo patologii.

Po roku 2000 kredyt hipoteczny mógł w Stanach Zjednoczonych dostać naprawdę każdy – w tym nawet ludzie trwale bezrobotni, mający problemy z prawem lub zdrowiem psychicznym. Obowiązywała logika, według której wystarczającym zabezpieczeniem takiego kredytu będzie sama nieruchomość.

A banki były wręcz zachęcane do ponoszenia ryzyka przez trzy potężne instytucje powołane do gwarantowania kredytów: rządową Federal Housing Administration i tak zwane „Freddie Mac” i „Fannie Mae” (oba określenia są powszechnie używanymi trawestacjami rzeczywistych nazw instytucji – Federal Home Loan Mortgage Corporation i Federal National Mortgage Association).

Te dwie ostatnie były w tym czasie firmami prywatnymi, choć mającymi korzenie w dawnych rządowych agencjach powołanych jeszcze w okresie Wielkiego Kryzysu. Wszystkie one razem miały teoretycznie spełniać funkcje w pewnym sensie odpowiadające kompetencjom polskiego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, jednak wiarygodność amerykańskiego rozwiązania pozostawiała bardzo wiele do życzenia. Natomiast brak właściwego nadzoru państwa nad „Fannie” i „Freddie” był jedną z podstawowych przyczyn mającej nadejść katastrofy. Warto tu zaznaczyć, że „Fannie Mae” była w tamtym czasie drugą co do wielkości instytucją finansową Stanów Zjednoczonych.

Łatwość, z którą można było zamieszkać we wziętym na kredyt nowym domu, zamieniła Amerykę w pierwszych latach XXI w. w wielki plac budowy. Na rynku budowlanym i mieszkaniowym rozpoczęła się hossa, która z czasem przybrała rozmiary bańki spekulacyjnej, tym razem na odwiecznie uważanym za jeden z najbezpieczniejszych i najspokojniejszych rynku nieruchomości.

W całym okresie tego wywołanego przez polityków boomu na kredyty hipoteczne wszyscy w branży bankowej zdawali sobie sprawę z tego, że kredyty hipoteczne udzielone najuboższym są w ich bankowych portfelach pozycją co najmniej wątpliwą. Nazywano je kredytami subprime i uważano za obszar działalności obarczonej największym potencjalnym zagrożeniem. Ryzyko nie zniechęcało jednak banków do dalszego udzielania kredytów subprime. Ba, nawet zaczęły tym ryzykiem handlować.

Rzecz także w tym, że wszystkie te procesy przypadły na okres niesłychanego rozwoju instrumentów finansowych i handlu nimi. Upowszechnienie się potężnych łączy internetowych, nowoczesnych technologii i szeroko pojęta rewolucja informatyczna pozwalały instytucjom finansowym na konstruowanie usług o niezwykle wysokim stopniu komplikacji.

Za rozwojem pomysłowości specjalistów od instrumentów finansowych nie do końca nadążały natomiast i nadzór bankowy, i prawo. Tak też na rynku zaczęły się upowszechniać ich nowe rodzaje – bezpośrednio związane z kredytami subprime. Najszerzej stosowanymi były obligacje subprime, oparte na... zagrożonych niespłacaniem kredytach hipotecznych! Handlowano zresztą również papierami opartymi na kredytach już postawionych w stan wymagalności.

Po roku 2000 rynek nieruchomości w Stanach Zjednoczonych osiągnął więc stan mocno patologiczny. Koniunktura nakręcana przez udzielane na prawo i lewo kredyty hipoteczne nie miała realnego uzasadnienia. Rosnące ceny nieruchomości nie miały oparcia w rzeczywistości, ale nadal rosły.

Ten boom zaczął się gwałtownie kończyć ok. 2005 r. Fed od połowy roku 2004 do połowy roku 2006 stopniowo podnosił stopy procentowe, co sprawiło, że liczba chętnych do brania kredytów hipotecznych i inwestycji w nieruchomości zaczęła spadać. Za moment zaczęły też spadać ceny nieruchomości.

W 2006 r. stopy procentowe osiągnęły poziom 5,25 proc. I właśnie wtedy zaczęła się pierwsza fala niewypłacalności amerykańskich bezrobotnych i sprzątaczy, którzy zaciągnęli kredyty na dziesiątki i setki tysięcy dolarów na wymarzone domy dla „każdego Amerykanina”. Problem w tym jednak, że te nieruchomości były już warte znacznie mniej niż podczas hossy.
Warto przy tym wszystkim pamiętać, że u strukturalnych przyczyn kryzysu 2008 r. leży jeszcze jeden ruch amerykańskiego państwa.

Otóż w 1999 r. zniesiono (obowiązujący nie bez powodu od Wielkiego Kryzysu) zapis zabraniający łączenia przez jedną instytucję działalności w bankowości inwestycyjnej i depozytowo-kredytowej. O ile do tego momentu tę pierwszą uważano słusznie za cechującą się wysokim ryzykiem, a drugą za przynoszącą mniej spektakularne zyski, za to stosunkowo bezpieczną, a ich łączenie za mieszankę o charakterze wybuchowym, o tyle po roku 1999 otwarto furtkę do działania na obu polach jednocześnie.

Amerykańskie banki, zarówno inwestycyjne, jak i klasyczne, zaczęły z tej furtki ochoczo korzystać, co pozwalało maksymalizować zyski, ale też znacząco zwiększało ryzyko. Zarówno to ponoszone świadomie przez banki, jak i to, które ponosili, często o tym nie wiedząc, ich klienci.

Między innymi takie pokusy sprawiły, że to właśnie bank Lehman Brothers stał się symbolem tego kryzysu. Był rzeczywiście gigantem. W momencie ogłoszenia upadłości zarządzał ok. 600 mld dol. Ta kwota odpowiadała – dla porównania – pięcioletnim dochodom polskiego budżetu. Obsługiwał zarówno potężne firmy, jak i drobnych inwestorów. I wyjątkowo chętnie handlował instrumentami opartymi na hipotecznych kredytach subprime. Do tego w banku istniały rozbudowane tradycje prowadzenia wirtualnej księgowości, maskowania strat i podkręcania zysków. Jego finanse były nieprzejrzyste.

Dlatego to właśnie ten bank – na własne zresztą życzenie – stał się pierwszą ofiarą innej niewypłacalności. Bo tydzień przed spektakularnym upadkiem Lehman Brothers Fed w porozumieniu z rządem USA musiał wesprzeć finansowo przejęcie obu instytucji gwarantujących kredyty na rynku międzybankowym, czyli „Fannie Mae” i „Freddie Mac”.

Obie stanęły na krawędzi bankructwa, z wielomiliardowymi długami bez większych perspektyw na spłatę. Wykończyła je oczywiście konieczność wypłacania przez trzy lata coraz większych sum w ramach gwarancji za niespłacane kredyty hipoteczne. Przy tym jednak obie były nieprawidłowo zarządzane i miało w nich miejsce wiele księgowych mistyfikacji, co wykazały późniejsze żmudne śledztwa. Dlatego od 6 września 2008 r. znalazły się pod zarządem państwowej Federal Housing Finance Agency.

„Zbyt duże, by upaść” – właśnie „Fannie” i „Freddiego” dotyczyło użycie tych słów po raz pierwszy. Skazanie obu instytucji na – zasłużoną zresztą – upadłość oznaczałoby natychmiastowy wybuch kryzysu w całym sektorze finansowym. Wykładając ogromne pieniądze na ich przejęcie, Fed próbował ratować amerykańską gospodarkę przed kataklizmem.

Zaledwie tydzień później jednak na krawędzi znalazł się bank Lehman Brothers. On też był „zbyt duży, by upaść”, więc Fed (zwołując na pomoc także kilka wielkich banków komercyjnych) gorączkowo próbował znaleźć i tu rozwiązanie. To się jednak nie udało. Bank Lehman Brothers upadł, co zapoczątkowało efekt domina w całym świecie finansów.

Na krawędzi bankruc­twa stanęły tak wielkie firmy jak gigant ubezpieczeniowy AIG i największe banki inwestycyjne. Amerykański Kongres pośpiesznie przyjął tzw. plan Paulsona, zakładający dokapitalizowanie sektora finansowego kwotą ponad 800 mld dol. Ale panika już ogarnęła sektor bankowy. Udzielanie kredytów na całym świecie zostało niemal wstrzymane, także na rynku międzybankowym.

Natychmiast odbiło się to na kondycji sektora motoryzacyjnego (znaczna część nowych samochodów na całym świecie jest kupowana na kredyt). Potężne kłopoty zaczęły przeżywać tak wielkie firmy, jak: General Motors, Ford, Volkswagen – każda z nich rozpoczęła programy zwolnień, co miało znaczny wpływ na wzrost bezrobocia w najbardziej uprzemysłowionych krajach świata.

Już w lutym 2009 r. łączny koszt planów pomocowych uruchomionych przez państwa grupy G8 szacowano na ponad 3 bln dol. Wpompowanie tak ogromnych pieniędzy w światową gospodarkę spowodowało z kolei wzrost cen surowców – kolejną z odwiecznych przyczyn zmniejszania produkcji, wzrostu bezrobocia i w konsekwencji spowolnienia gospodarczego.

Niektóre z państw Europy niemal nie wytrzymały wynikających stąd obciążeń i towarzyszącego kryzysowi gospodarczemu kryzysu zaufania w całym sektorze finansowym. Zadłużone po uszy Grecja, Portugalia i Hiszpania znalazły się w sytuacji, w której groziło im zaprzestanie obsługi zadłużenia, a w konsekwencji państwowe bankruc­two.

W tych krajach wdrożono olbrzymie programy cięć budżetowych, na ogół dodatkowo zwiększające bezrobocie i powodujące spadek popytu wewnętrznego. Wsparcia udzieliły im też Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Unia Europejska i – pośrednio – Europejski Bank Centralny. Konsekwencje kryzysu są w tych krajach odczuwalne do dziś. Realny PKB Grecji, niezależnie od wszystkich programów pomocowych, spadł od roku 2008 do 2014 o ponad 25 proc. Nawet silne gospodarczo Niemcy dopiero wracają do poziomu sprzed wybuchu kryzysu.

Do dziś też aktualne są socjologiczne i polityczne długofalowe skutki tego kryzysu – w niemal wszystkich krajach Zachodu.

Jeżeli przeczytałeś artykuł z cyklu "Twoje Finanse" dotyczący historii pieniądza, odpowiedz na kilka pytań. Odpowiedzi należy nadsyłać na adres [email protected]. Pobierz ankietę Link do ankiety

Projekt "Twoje Finanse" realizowany jest z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wielki kryzys początku XXI wieku - Nowa Trybuna Opolska