Włodzimierz Skalik, prezes Aeroklubu Polskiego wraz z działaczami zorganizowali huczne powitanie Sebastianowi Kawie. Wymachując biało-czerwoną flagą zagrali na akordeonie i zaśpiewali mistrzowi "Polska, biało-czerwoni".
Jeszcze przed przylotem Sebastiana Kawy, prezes Skalik tłumaczył, że występ naszych szybowników w Stanach Zjednoczonych w miejscowości Uvalde w Teksasie w mistrzostwach świata był najważniejszym w długiej historii tej dyscypliny sportu w Polsce. Tak się bowiem złożyło, że Sebastian Kawa zdobył złoty medal w klasie 15-metrowej, zaś Zbigniew Nieradka z Aeroklubu Częstochowskiego został mistrzem w klasie 18-metrowej. Dodatkowo drużynowo nasza kadra zdobyła srebrny medal w zawodach w USA.
- To jest absolutnie największy sukces polskiego szybownictwa - podkreśla Skalik. - Bywało tak, że przywoziliśmy z mistrzostwa świata więcej niż jeden medal. Teraz zdobyliśmy dwa złote i jeden srebrny. Nigdy w długiej i bogatej w sukcesy historii szybownictwa czegoś takiego nie osiągnęliśmy. W dodatku zawody w Teksasie odbywały się w arcytrudnych warunkach - dodał.
Rzeczywiście, zarówno Sebastian Kawa, jak i Zbigniew Nieradka walczyli o złoto przez całe dwa tygodnie. W 18-metrowej klasie odbyło się 13 konkurencji z jednym dniem przerwy. Natomiast w klasie 15-metrowej odbyła się jedna konkurencja mniej, ale dlatego, że zdarzył się wypadek. W dodatku szybownicy walczyli na trasach o długości od 500 do 700 km w nawet 40-stopniowym upale.
Dla Sebastiana Kawy medal przywieziony z Teksasu, jest już ósmym indywidualnym mistrzostwem w karierze. Choć jeszcze nie zdobywał złotego krążka w klasie 15-metrowej. Nasz szybowcowy mistrz również podkreślał, że zawody w Uvaldzie były bardzo trudne, ale też ekscytujące.
- To były zawody, na których było najwięcej, bo 13 konkurencji. Mistrzowie zdobywali największą liczbę punktów w historii, bo wszystkie konkurencje były wysoko punktowane. Ponadto było najgoręcej i było najwięcej kurzu - dzielił się wrażeniami Kawa.
- Przelecieliśmy w sumie 800 tys. kilometrów, czyli ponad dwa razy odcinek między ziemią, a księżycem - dodał zawodnik bielskiego aeroklubu.
Dlatego amerykańskie mistrzostwa wymagały nie tylko od zawodników dobrej kondycji, ale głównie i odporności psychicznej. Sebastian Kawa przyznaje, że szybownictwo jest sportem często niedocenianym, mimo odnoszonych przez zawodników sukcesów. - Prawdopodobnie moglibyśmy zdobyć jeszcze jeden medal w klasie otwartej, gdybyśmy mieli szybowiec.
Tymczasem pojechali na te zawody prywatni właściciele maszyn, które były nieco gorsze od standardowych - żałuje Kawa. - Nie jesteśmy tak doceniani w Polsce, jak piłkarze, czy olimpijczycy i jest to dla nas trochę smutne - dodał.
Od pradziadka
Sebastian Kawa urodził się 15 listopada 1972 roku. Z zawodu jest lekarzem. Poświęcił się jednak szybownictwu. Lotniczą pasję odziedziczył po ojcu Tomaszu. Jednak w rodzinie żartują, że już pradziadek Jędrzej miał coś wspólnego z lataniem. W jego domu, na początku I wojny światowej, stacjonowało dowództwo austriackiego oddziału z balonem obserwacyjnym i pierwszym w świecie samolotem z radiostacją na pokładzie. Sebastian Kawa zanim został szybownikiem, odnosił sukcesy za sterami żaglówek, m.in. w klasach Optymist, Kadet.
Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w DZIENNIKZACHODNI.PL/PIANO
*Pamietacie zabawki z PRL? ZOBACZCIE ZDJĘCIA
*Gdzie jeździliśmy kiedyś na weekend? ZOBACZ ZDJĘCIA ARCHIWALNE
*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?