Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

List do DZ: Cała prawda o górniczych przywilejach. Komentuje były górnik

Andrzej Piontek
Prawda o przywilejach górniczych jest zniekształcana przez współczesnych propagandystów
Prawda o przywilejach górniczych jest zniekształcana przez współczesnych propagandystów arc DZ
Po raz kolejny czytam o górniczych przywilejach, jakimi obdarzyły nas władze PRL-u (DZ 4 IX str. 4 "Wielkie górnicze przywileje - prawda czy mit?"). Dla mnie "przywilejem" było przepracowanie ponad 30 lat bez urlopu. Przez pierwsze 10 lat miałem 12 dni urlopu (panienka po tzw. małej maturze, wpisująca składki do legitymacji związkowych, miała 26 dni urlopu, bo była na etacie pracownicy umysłowej).

Potem miałem 26 dni roboczych urlopu, ale każdego roku przepracowałem około 28 dni świątecznych. Nie tylko nie miałem urlopu, ale jeszcze ze swojego dołożyłem. W poniedziałek rano wracałem z nocnej dniówki: śniadanie, kilka godzin snu, obiad i ponowne zakładanie w łaźni szmat mokrych od potu, zdjętych parę godzin temu.

W geweksach (były krótko) kupowało się tylko za pieniądze zarobione w dni wolne od pracy. Nieprzyjście do pracy w
tzw. niedzielę planową (lata 50.) było bumelką, a za to traciło się zasiłek rodzinny, premię miesięczną, kwartalną, bilet z
Karty Górnika i 1,5 tony deputatu (za kwartał).

Deputat węglowy dał kapitalista. Gdy moja kopalnia "raczkowała" w pierwszej połowie dziewiętnastego stulecia, 7 procent wydobycia szło na deputaty. Za PRL-u zmniejszono go z 8 ton do 6 ton, kawalerom nie przysługiwał. Kto był na zwolnieniu lekarskim, tracił czternastkę. Wszystkie te "przywileje" zmieniały się w czasie; jedne znikały, drugie wprowadzano.

Na emeryturę odchodziło się w wieku 55 lat, pod warunkiem, że miało się przepracowane 25 lat pod ziemią. Kto nie zdążył (do kopalni przychodzili ludzie różnych zawodów i w różnym wieku), ten mógł pracować do 60 lat. Wtedy kopalnia była przyjazna ludziom, bo dawała pracę ludziom bez ręki, bez nogi, ze złamaną nogą i bez obu dłoni - kto w to uwierzy? Jedni pracowali na powierzchni, inni na dole.

Praca w przodku pod względem wysiłku podobna była (jest) do sportu wyczynowego. Dlatego górnik wyeksploatowany w przodku mógł pracować na innym stanowisku aż do wieku emerytalnego. Wszystkie te stanowiska zmiótł postęp techniczny.
Górnicy obchodzili tylko jeden jubileusz - 25 lat pracy. Przywileje wprowadzili ci od "słusznych postulatów załogi", a teraz ich następcy sobie z ni-mi nie radzą. Gwałtownie obniżano wiek emerytalny do 50 lat. Z kopalń wyganiano - tak! wyganiano - najbardziej doświadczonych górników, aż doszło do załamania wydobycia. Utworzono dwa dodatkowe jubileusze - 20 i 15 lat pracy. Na emeryturę bez względu na wiek mógł odejść ten, kto miał przepracowane 25 lat, ale pod warunkiem, że miał 4500 dniówek przepracowanych w pracy przodkowej, co często trudno było uzbierać w ciągu 25 lat pracy, a jeszcze trudniej było to wykazać, bo dokumentacja była nierzetelna.

Nie wiem, jak to się stało, że od pewnego czasu na emeryturę odchodzą górnicy bez wymogu udokumentowania przepracowanych 4500 dniówek przodkowych. Znałem ludzi zjeżdżających pod ziemię, którzy górnikami nie byli, ponieważ ani razu węgiel nie wpadł im do buta, gdyż widzieli go tylko w wozach pod szybem, a nie w ścianie. Oni nie mogli iść na wcześniejszą emeryturę.
Praca obecnych górników przodkowych jest bardziej niszcząca człowieka niż dawniej. Mitem jest, że mechanizacja oszczędza górników. Niech ktoś powie, na jakich stanowiskach pracy w kopalni może teraz do-trwać późniejszej emerytury górnik wyeksploatowany w przodku? Władze PRL-u wiedziały, że co raz dane, to trudno potem odebrać i nie była szczodra w dawaniu przywilejów. Chcieli ich ci, co niczym nie ryzykowali. W uproszczeniu było to tak: władza PRL-u była przyciśnięta do muru i podpisywała tzw. uzgodnienia, po czym oddała władzę, by opozycjoniści mogli dać ludziom to, czego sami żądali. Teraz są w ślepej uliczce.

Nie bądźmy naiwni i nie dajmy się uwieść obiecankom tych, co myślą o zdobyciu władzy po kolejnych wyborach, bo tylko o stanowiska im chodzi. Niech nadal trudzą się ci, co obiecywali wcześniej.

Odbieranie tzw. przywilejów to ostatnia deska ratunku. Od człowieka bez pracy nie wpłynie podatek od wynagrodzenia do budżetu państwa, ani składka emerytalna do ZUS-u. Człowiek bez pieniędzy nie kupuje i podatek VAT nie zasila budżetu. Nie kupując, zatykają się magazyny i dalsza produkcja jest bez sensu. Im państwo biedniejsze, tym większe niezadowolenie ludzi.
Spoglądając na to szerzej, dochodzi się do wniosku, że cywilizacja tak pokomplikowała sprawy proste, że nikt sobie z tym nie radzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!