Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląskie: Moda na secesje, czyli kto chce rządzić się sam

Michał Wroński
Moda na secesje i zmiany granic wróciła w Śląskie po 10-letniej przerwie. Jako ostatni na taki krok zdecydował się w roku 2002 Sławków, który pożegnał się wówczas z należącym do Małopolski powiatem olkuskim i przeniósł do powiatu będzińskiego. Prawdziwy "boom" na lokalnych separatystów przeżywaliśmy w latach 90. XX wieku, kiedy to samodzielność wybrały m.in.: Bieruń, Lędziny, Chełm Śląski, Radlin, Pszów, Marklowice, czy Radzionków. Dziś mieszkańcy tych miejscowości nie mają wątpliwości, że zrobili krok w dobrym kierunku.

Najbardziej zdeterminowani wydają się mieszkańcy Jankowic, którzy wystąpili do wojewody z wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie oddzielenia ich miejscowości od gminy Świerklany. Na polubowne przeprowadzenie secesji liczą jeszcze w Mysłowicach i w należącej do pow. pszczyńskiego Studzionce.

Inicjatorzy akcji liczą, że zielone światło do "rozwodu" dadzą radni gminy i obejdzie się bez konieczności organizowania referendum (choć ostateczna decyzja należy do Rady Ministrów).

We wszystkich tych miejscowościach mieszkańcy mają poczucie, że dokładają więcej do budżetu gminy niż z niego otrzymują. Narzekają na dziurawe drogi, nieremontowane szkoły, brak kanalizacji i nie dość dobrą infrastrukturę sportową. Są przekonani, że lokalna władza "pieniądze ma, ale nie chce dać".

- Samo poczucie lokalnej odrębności nie wystarczy. Musi temu towarzyszyć jeszcze chłodna kalkulacja, czy taki krok się opłaci - podkreśla dr Tomasz Nawrocki, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.

W przypadku aspirujących do niepodległości 8 południowych dzielnic Mysłowic secesjoniści wyliczyli, że co roku wpłacają do miejskiego budżetu tytułem podatków 48 mln zł. To sporo, zważywszy że w 2011 r. dochody własne gminy wyniosły niespełna 145 mln zł. Czy to jednak wystarczająco dużo, by udźwignąć ciężar samodzielności (i mysłowickich długów, które, jak dyskretnie przypomina prezydent Mysłowic Edward Lasok, zostałyby podzielone między nową gminę i okrojoną gminę-matkę). Dotychczasowe przykłady secesji pokazują, że warto spróbować - tak przynajmniej zapewniają samorządowcy z usamodzielnionych w latach 90. XX wieku gmin województwa śląskiego.

- Czy warto było? Dziś już u nas nikt sobie takich pytań nawet nie zadaje - stwierdza Stanisław Jagoda, wójt Chełmu Śląskiego (oderwał się od Mysłowic niespełna 18 lat temu).

Taką opinię potwierdza dr Jan Czempas z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, który bada kondycję finansową samorządów regionu. Jego zdaniem, zarówno południowe dzielnice Mysłowic, jak też Jankowice mają podstawy, by wierzyć w możliwość samodzielnego utrzymania się. - Miałyby u siebie kopalnie, czyli dużych płatników podatku od nieruchomości. Do tego trzeba by jeszcze doliczyć górniczą opłatę eksploatacyjną - mówi dr Czempas.

Po stronie dochodów nowo powstałe gminy miałyby też wpływy z podatku od osób fizycznych i firm - ich wysokość byłaby uzależniona od dochodów tychże płatników (stąd zamiast złóż węgla czasami wystarczy dobra lokalizacja, zachęcająca osoby dobrze zarabiające do osiedlania się). Zdaniem dr Czempasa secesja, choć często kusząca dla lokalnych społeczności, wcale nie musi pojawiać się wszędzie tam, gdzie znaczna część dochodów gminy spływa z peryferyjnych dzielnic. Kluczową sprawą pozostaje późniejsze ich wykorzystanie.

- Duże miasta popełniają błąd, bo nie można przecież w widoczny sposób nie dbać o te dzielnice, z których wpływa znaczący odsetek dochodów gminy. Trzeba podkarmiać kurę znoszącą złote jaja - mówi dr Czempas.

Ostatnim kontrargumentem samorządowców pragnących utrzymać w jednym kawałku rozsypujące się miasto czy gminę jest pragmatyzm. Jeśli cały świat zmierza do globalizacji, a samorządy wspólnie kupują nawet prąd, to po co się dzielić?

- To się wzajemnie nie wyklucza. Można być samodzielnym i razem rozwiązywać wspólne problemy - replikuje dr Nawrocki.

Był czas secesji

Prawdziwy boom na samodzielność przeżywaliśmy w latach 90. XX wieku. O ile w 1989 r. na terenie ówczesnego województwa katowickiego znajdowało się 45 miast, to dekadę później było ich już 56 (na "swoje" poszły też niektóre wsie). To właśnie w ostatniej dekadzie minionego stulecia od Tychów oderwały się Lędziny, Bieruń, Kobiór, Wyry i Bojszowy, od Mysłowic Chełm Śląski oraz Imielin, od Wodzisławia Śląskiego Pszów, Radlin, Marklowice i Rydułtowy, od Bytomia Radzionków, zaś Jejkowice pożegnały się z Gaszowicami. W nowym tysiącleciu pęd do samodzielności i zmiany granic wyraźnie zmalał. Jedynie Sławków zdecydował się przenieść z Małopolski do Śląskiego w roku 2002.

Czy odrywanie się dzielnic od miast w naszym regionie ma sens? Czy to dobrze dla regionu? SKOMENTUJ


*Plebiscyt Młoda Para 2012 ZOBACZ ZDJĘCIA KANDYDATÓW
*Budowa dworca w Katowicach: Hala, perony ZDJĘCIA i WIDEO
*Wielka Debata o Śląsku: Semka kontra Smolorz ZDJĘCIA i WIDEO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!