Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smolorz: Scenariusz na wiecu pisany

Michał Smolorz
Ponawiam pogląd, że awantura wokół wystawy historycznej w Muzeum Śląskim tonie w oparach absurdu. Oto bowiem zakończyła prace komisja konkursowa i teraz wokół zwycięskiego dzieła mają się odbyć "konsultacje społeczne". Zapędziliśmy się na pola kompletnego bezsensu, na których ma się odbyć wiecowa debata na temat autorskiego dzieła. Nie przypisujmy sobie jednak pionierskości, potrzeba poddawania twórczych prac pod "społeczne konsultacje" staje się polską specjalnością.

Całkiem niedawno dopuszczono do "publicznej debaty" nad scenariuszem filmu fabularnego o obronie Westerplatte - tylko dlatego, że zdaniem strażników jedynie słusznej historii znalazły się tam sceny obrazoburcze. Na przykład gołe tyłki żołnierzy kąpiących się w morzu (bo polski żołnierz nie kąpie się na golasa, tylko oddaje życie za ojczyznę), albo kieliszki spirytualiów wznoszone na pohybel Niemcom (bo polski żołnierz nie pije alkoholu, tylko krew przelewa). W konsekwencji storpedowano dobrze zapowiadający się film.

Nie znam dzieła, które powstałoby na wiecu i miało jakąkolwiek wartość artystyczną. Albo nosi ono piętno autorskiej wizji jego twórcy (ze wszystkimi tego konsekwencjami), albo można je od razu wyrzucić do kosza. Powtarzam, co już raz napisałem: sztuka wystawiennicza jest takim samym utworem jak książka, film czy symfonia. Można się z autorem spierać, można nie podzielać jego oglądu, ale trzeba to robić na skończonym dziele.

A my doprowadziliśmy do sytuacji, gdy najpierw ogłosiliśmy konkurs na scenariusz, potem rozpętaliśmy wrzawę zanim jeszcze on powstał, a teraz czeka nas publiczna dyskusja nad scenariuszem - choć do samej wystawy droga daleka. Wyobraźmy sobie, że Filharmonia Śląska rozpisuje konkurs na utwór symfoniczny dla uczczenia rocznicy powstań śląskich. Zanim jeszcze kompozytorzy postawią pierwsze nuty na partyturze, już będziemy się spierać, że tonacja ma być durowa zamiast molowej, że ma być więcej skrzypiec, a mniej waltorni, że w końcówce powinno być tempo allegretto, zaś dynamika rosnąć aż do fortissimo. A jak już partytura powstanie, to jeszcze ogłosimy publiczne konsultacje: może zmienić harmonię, kontrabasy uwypuklić w trzeciej części, a puzony przytłumić w drugiej. Czy ktoś może to sobie wyobrazić? Jaki kompozytor to zniesie? Czy jakikolwiek urzędas odważyłby się coś takiego zaproponować np. Wojciechowi Kilarowi? Bynajmniej nie dlatego, że Kilara nie wolno krytykować. Owszem, dzieła Kilara nieraz były przedmiotem krytyki, zarówno zasłużonej, jak i niezasłużonej - ale dopiero dzieła skończone i zaprezentowane słuchaczom!

Nawet jeśli uznamy, że chodzi o wystawę o szczególnym znaczeniu politycznym, to po co powołaliśmy zacne jury, składające się z intelektualistów, uczonych i twórców z najwyższej półki, skoro teraz wyrażamy im votum nieufności? Czymże innym jak nie votum nieufności jest poddawanie pod publiczną debatę wyników konkursu, pod którymi podpisały się autorytety? Wbrew fałszywie głoszonym oskarżeniom, był to zespół złożony z ludzi o skrajnie różnych poglądach, w większości pochodzących spo-za Śląska i reprezentujących przeróżne instytucje kultury i nauki.

A pomimo takiego zróżnicowania był on zgodny w ocenach - na kilkunastu znamienitych jurorów ledwie dwóch zgłaszało zdanie odrębne, co jest zjawiskiem normalnym i nie powinno budzić żadnych emocji. Mogę się zgodzić, że poglądy tych dwóch jurorów nagłaśnia się nieproporcjonalnie do wagi ich głosu, całkowicie przemilczając zdanie pozostałych akademików. Tak to już bywa, że zdanie mniejszości jest z dziennikarskiego punktu widzenia ciekawsze, że interesują nas przyczyny takiego votum separatum i sposób myślenia oraz argumentacja tej mniejszości. Ale dalibóg to jest ZDANIE MNIEJSZOŚCI, które nie uzasadnia podważania prac całej komisji. Zapłaciliśmy jej niemałe - jak mniemam - pieniądze w uznaniu jej dorobku i autorytetu, więc teraz powinniśmy ten autorytet uszanować. Nie wiem, dlaczego odosobniony pogląd wicedyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego ma podważać sens pracy pozostałych jurorów.

Wszystko zmierza ku temu, że stworzona na wiecach ekspozycja w Muzeum Śląskim, zamiast być inspirująca, budzić emocje, zapładniać do myślenia, a nawet do sporów - stanie się jeszcze jednym nudnym wykładem polityki historycznej. Zadowoli on wszystkich świętych z politycznego areopagu, ale realnego pożytku śląskiej historii przyniesie tyle, co kot napłakał. Za to pan marszałek będzie spokojny, bo nikt go już nie posądzi o proniemieckie sympatie, a przecież tylko ku spokojowi marszałka istnieje muzeum i województwo całe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!