Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nergal poszedł do spowiedzi. A następnie trafił do Szatana

Ola Szatan
"Spowiedź heretyka. Sacrum Profanum". To szczery i bezkompromisowy wywiad-rzeka, który z Nergalem przeprowadzili Piotr Weltrowski i Krzysztof Azarewicz. Ukaże się już w najbliższą środę, 17 października, nakładem wydawnictwa G+J Książki.
"Spowiedź heretyka. Sacrum Profanum". To szczery i bezkompromisowy wywiad-rzeka, który z Nergalem przeprowadzili Piotr Weltrowski i Krzysztof Azarewicz. Ukaże się już w najbliższą środę, 17 października, nakładem wydawnictwa G+J Książki.
Z jednej strony skandalista, z drugiej oczytany i świadomy siły swoich poglądów erudyta. Właśnie się... wyspowiadał! Kilka dni przed premierą jego książki "Spowiedź heretyka. Sacrum Profanum" z Nergalem rozmawia Ola Szatan

Po co ci ta spowiedź?
Posłużę się cytatem z najnowszej płyty Marysi Peszek, w której ostatnio się zasłuchiwałem. W utworze "Ludzie psy", który otwiera album, pada hasło: "ej serca podpalacze, róbmy dym". Nie ukrywam, że wiele z tego, co dzieje się w warstwie tekstowej na tej płycie, idealnie koresponduje z moim stosunkiem do świata. Również to zdanie. Potrzeba siania - w dużym cudzysłowie - publicznego zamętu, czyli właśnie robienia tego przysłowiowego dymu. Dodam, że wszystko, co robię przychodzi mi z wielką łatwością, w końcu to coś, co siedzi głęboko we mnie i ma wielką potrzebę wyjścia poza moją osobę. Dlatego zdecydowałem się porozmawiać szczerze i bezkompromisowo, w pewnym sensie skompilować różne treści, pomysły, myśli, które gotują mi się pod czaszką od wielu lat. A przy okazji być może uporządkować swoją relację ze światem, z otaczającym mnie środowiskiem…

I znów niektórzy powiedzą, że Nergal wyrusza z misją, by postraszyć babcie...
Nie dbam o to, co inni ludzie o mnie mówią.

W twojej książce nie zabrakło wątku diabła. Mówisz: "Gdybym miał go personifikować, to widzę przystojnego dżentelmena w średnim wieku, świetnie się ubiera, ma nienaganne maniery, mówi wieloma językami". Prowokacja?
Nie wiem, czy była w tym jakaś strategia (śmiech). Ale na pewno teraz mój komentarz zepsułby urok tej historii.

Al Pacino to twój ulubiony aktor? O jego roli w "Adwokacie diabła" wypowiadasz się w superlatywach.
Zdecydowanie jeden z moich ulubionych aktorów! Poza tym właśnie się dowiedziałem, że moja dobra koleżanka ma z nim romans. Oczywiście dane koleżanki muszą pozostać anonimowe (śmiech). Ale dzięki temu usłyszałem kilka fajnych historii na jego temat. Zadawałem naiwne pytania, jakie zadają małe dziewczynki, ciekawe życia swoich idoli z plakatów lub ekranów telewizora. Zresztą mam w sobie ciekawość dziecka i są tacy ludzie, na których patrzę szeroko otwartymi oczami skierowanymi… do góry. Zachowuję się jak zwykły fanboy. I te kilka informacji potrafi zaspokoić moją ciekawość. Chyba też dlatego jestem takim fanem czytania biografii innych ludzi. Interesuje mnie człowiek. Nie planuję jednak spotkania, wyjazdu do Hollywood i ustawiania się w kolejce, by uścisnąć dłoń faceta, którego tak szanuję. Choć życie sprawiało mi już różne psikusy i wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy za kilka lat gdzieś się spotkali. Oczywiście przypadkiem.

Kiedy mówisz o ciekawości dziecka, od razu nasuwają mi się pytania o twoje dzieciństwo. Z książki dowiadujemy się, że było całkiem przeciętne, wśród zwyczajnych szarych blokowisk.
Kilka kamieni, patyków, trawa, na osiedlu zepsute sprzęty do zabawy. A mimo wszystko potrafiliśmy wyciągnąć z tego mnóstwo frajdy dla siebie...

Zauważyłam, postanowiłeś skonsumować konika polnego, by sprawdzić, czy przeżyje.
No tak, lata 80. były bardzo stymulujące. W przeciwieństwie do dzisiejszych czasów tamte zmuszały nas, dzieci blokowisk, do rozwijania swojej wyobraźni. Stymulowania jej w taki sposób, by uatrakcyjnić sobie życie, pokolorować świat. Robiliśmy więc przeróżne, czasem dziwne, zaskakujące rzeczy, żeby naszą rzeczywistość zaczarować. Dzisiaj ten świat wygląda zupełnie inaczej, dzieci tak naprawdę wszystko mają podane na tacy. Odpowiedzi na wszystkie pytania najczęściej można znaleźć w internecie czy telewizji, dostęp do nowoczesnych zabawek jest w zasięgu ręki. Tych nowoczesnych narzędzi, które pchnęły nas cywilizacyjnie, można wymieniać bez liku. Dlatego cieszę się, że liznąłem trochę tamtego czasu, a jednocześnie jestem na bieżąco ze wszystkim, co nowe. Posmakowałem owocu z drzewa poznania - uderzając w mój ulubiony biblijny ton...

Wspominasz mimo to, że kręgosłupa moralnego to z domu raczej nie wyniosłeś.
Budowałem go będąc bacznym obserwatorem rzeczywistości, tego, co się wokół mnie dzieje. Mam wrażenie, że moi rodzice w pewnym momencie się wycofali. Nie tyle zaniedbali mnie, co dali wolną rękę. Choć każdy kij ma dwa końce, czasami myślę sobie: "szkoda, że tego nie zrobili, że czegoś mi nie powiedzieli lub pokazali", ale na pewno ich nie oceniam. Zostawiając mnie samemu sobie pozwolili decydować za siebie, co tak naprawdę stworzyło, mam nadzieję, dojrzałą i otwartą osobę. Szybko nauczyłem się samostanowić o sobie, swoim życiu, swoich wyborach. Jestem im wdzięczny za to, że nie było kieratu, zmuszania, pasów i klękania na grochu. Mimo braku wyraźnych drogowskazów wychowawczych, nie stałem się recydywistą, a człowiekiem, który ma światu coś do zaoferowania.

Planujesz życie na wiele lat czy twoja choroba zweryfikowała to myślenie i żyjesz bardziej "tu i teraz"?
Zawsze żyję "tu i teraz", chociaż nie przeszkadza mi to planować wydania nowej płyty w przyszłym roku i dużej trasy koncertowej, która będzie tej płycie akompaniować. Ale mam równocześnie świadomość, że nic nie trwa wiecznie. Wiem, to truizm, brzmi naiwnie, ale przerobiłem to na własnej skórze i mam pełne prawo, by go używać. Zdaję sobie sprawę, że wszystko się kończy. Prędzej czy później.

W książce stwierdziłeś, że gdyby nie szybka pomoc medyczna, to pożyłbyś miesiąc lub dwa. Bardzo szczere i intymne wyznanie.
Tak, bo uważam, że w ten sposób powinno się mówić o chorobie. Zresztą, jak zauważyłaś, dla mnie nie istnieją żadne tabu. Takie rzeczy jak śmierć, polityka, seks czy religia to tematy, które są bardzo ważne w życiu każdego człowieka. A jeśli są ważne, to trzeba o nich mówić w sposób otwarty, zrozumiały i bezpośredni.

Jednak stwierdzeniem: "Ja skutecznie zwalczam chorobę. Nieważne, czy to rak czy religia" pewnie narazisz się środowiskom katolickim.
Żadne novum w moim życiu, już tyle razy byłem na celowniku klerykałów i ludzi fanatycznie religijnych. Jestem przyzwyczajony do ataków i werbalnej agresji ludzi Kościoła. Pamiętaj jednak, że jest ze mnie zaprawiony w boju skurwiel, mam zbroję i wielką tarczę oraz twarde pięści. Nie boję się tego, co mówię. A mówię to, co myślę.

Mówisz, że od złego gustu gorszy jest brak gustu. Na fali naszej rozmowy dorobiłam dalszą część tego zdania: od bycia kontrowersyjnym gorszym jest bycie nijakim. Tobie to nie grozi.
Ostatnio natknąłem się na piękne zdanie Michela Houllebecqua: "Posuwam się do pragnienia, by to, co we mnie najgorsze, było tym, co ludzie we mnie wolą". W swojej książce mówię o rzeczach, które w jakiś sposób są piękne, ale jest też dużo brudu, takiej surowej i brutalnej natury ludzkiej bez zbędnego kamuflażu… takiego rynsztoka. To też ja. Nie mam potrzeby, by cokolwiek tuszować i o czymś nie rozmawiać. Poza tym ja po prostu lubię rozmawiać...

Napisałeś, że większość z dziewczyn, z którymi byłeś, to dzisiaj twoje koleżanki lub przyjaciółki. Niewielu facetów przyznaje, że stara się po mniej lub bardziej udanych związkach utrzymać przynajmniej poprawne stosunki z byłymi partnerkami. Potrzebujesz tego?
Tak, dobrze mi to robi. Lubię mieć rozliczoną przeszłość. Nie lubię blokować emocji. Bywało tak, że przez kilka lat miałem rany w sobie, które czasem się zabliźniały, a czasem krwawiły. Potrafiłem z tym żyć. Dzisiaj pragnę mieć ten komfort, że kiedy odwrócę głowę i spojrzę w przeszłość, to uśmiecham się do niej, a nie tulę ze wstydu albo zażenowania. Negowanie partnerek, które przecież były częścią mnie, częścią mojego życia, byłoby negacją mojej historii, czyli własnej osoby. Szacunek do samego siebie determinuje te relacje, chcę, by wyglądały przynajmniej poprawnie.

Pokazywałeś Dodzie książkę, mówiłeś jej, co będziesz chciał tam zawrzeć?
Nie. W tej chwili nie mamy ze sobą kontaktu.

Na koniec zostawiłam pieniądze. Część dochodu z tej książki zostanie przeznaczona na Fundację DKMS. To twój pomysł?
Już na początku rozmów z wydawcą to zaznaczyłem i nie napotkałem sprzeciwu. Z Kingą z DKMS jestem stale w kontakcie, cały czas współpracujemy. Książka jak ma się sprzedać, to się sprzeda, ludzie ją przeczytają, skomentują i prędzej czy później o niej zapomną, ale to, co najistotniejsze pójdzie dalej. Przekaz, że warto wspierać tę akcję, że pieniądze ze sprzedaży zasilą konto DKMS i pomogą komuś innemu. Podobnie wspieramy Akademię Medyczną w Gdańsku, w której byłem leczony. Jeżeli ja dostałem szansę, bo ktoś walczył, bym przetrwał ten trudny okres, to dla mnie naturalnym jest tę pałeczkę przekazać dalej: mówić o chorobie, o potrzebie oddawania szpiku kostnego, uświadamiać ludzi, być "twarzą" DKMS. Niech z sukcesu tej książki korzystają też ci w potrzebie. Nie tylko ja.

Czyli nie taki diabeł straszny... Sukcesu życzę.
Rozmawiała: Ola Szatan


*Plebiscyt Młoda Para 2012 ZOBACZ ZDJĘCIA KANDYDATÓW
*Budowa dworca w Katowicach: Hala, perony ZDJĘCIA i WIDEO
*Wielka Debata o Śląsku: Semka kontra Smolorz ZDJĘCIA i WIDEO

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nergal poszedł do spowiedzi. A następnie trafił do Szatana - Dziennik Zachodni