18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mecz Polska-Anglia: Z Wyspiarzami da się wygrać! [ZOBACZ WIDEO]

Andrzej Azyan
Bramka na 1:0. Strzela Jan Banaś
Bramka na 1:0. Strzela Jan Banaś ARC
Czy Stadion Narodowy w Warszawie będzie dla polskiej reprezentacji tak samo szczęśliwy jak Stadion Śląski? To właśnie na Śląskim Polska pokonała Anglię 2:0 6 czerwca 1973 r. I było to do tej pory jedyne zwycięstwo w 17 meczach obu reprezentacji. ZOBACZ WIDEO

Dziś w Warszawie znów zagramy z Anglią. To rywal, który u kibiców wywołuje dodatkowy dreszcz emocji. Czy reprezentacja prowadzona przez Waldemara Fornalika pokona Wyspiarzy? Zadanie czeka ją szalenie trudne, ale przecież nie niemożliwe. Gdzie jak gdzie, ale na Śląsku wiemy o tym najlepiej, bo jedyne jak do tej pory zwycięstwo nad Anglikami biało-czerwoni odnieśli właśnie w Chorzowie. A więc ku pokrzepieniu serc: przeżyjmy to jeszcze raz!

JAKI WYNIK PADNIE W MECZU POLSKA-ANGLIA 16.10.2012? ZOBACZ. TAK TYPUJĄ ZNANI LUDZIE
POZNAJ TYPY MECZOWE TUTAJ

Narodziny "Kotła Czarownic"

Szóstego czerwca 1973 roku, środa, gdzieś około 17.15. W holu Stadionu Śląskiego austriacki sędzia, Paul Schiller, przygotowuje do wyjścia reprezentacje Polski i Anglii. Za kwadrans piłkarze obu drużyn rozpoczną eliminacyjny mecz mistrzostw świata. Goście są pewni swego. Spodziewają się lekkiego i przyjemnego spotkania, zakończonego łatwym zwycięstwem.

Pierwsza niespodzianka czeka ich tuż po wyjściu z tunelu. Na trybunach widzą, a przede wszystkim słyszą 95 tysięcy żywiołowo reagujących kibiców!

- Człowiek miał uczucie, jakby go wrzucono do Kotła Czarownic - napisał później jeden z angielskich dziennikarzy, nieświadomy tego, że właśnie ochrzcił chorzowskiego giganta przydomkiem, jaki przylgnie do niego na wiele, wiele lat.

Bez cienia przesady można powiedzieć, że angielska jedenastka została przez stadion dosłownie pochłonięta.

- Trąbki, piszczałki, transparenty, a przede wszystkich fantastyczne okrzyki, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem uskrzydliły nas - wspomina Jan Banaś.

Piłkarz Górnika Zabrze najprawdopodobniej zdobył pierwszą bramkę w tym meczu. Najprawdopodobniej, bo piłkę z rzutu wolnego uderzył Robert Gadocha, a ta odbijała się od zawodników w polu karnym i do dziś trwają spory, kto dotknął jej ostatni.

Żniwa zbieraczy butelek

Kibice przyjechali do Chorzowa z całego kraju. Na parkingach wokół stadionu można było zauważyć autobusy ze Szczecina, Gdyni, Olsztyna, Przemyśla. Niektórzy podróż rozpoczęli jeszcze w nocy. Zmęczenie nie miało jednak żadnego znaczenia. Najważniejsze było wsparcie Polaków w meczu z zespołem, który siedem lat wcześniej zdobył mistrzostwo świata.

Piłkarze podkreślali później, że bez takiej publiczności o sukces byłoby trudno. Powtarzali to zarówno strzelec drugiego gola Włodzimierz Lubański, jak i cytowany wcześniej Banaś.

- Mając za sobą prawie sto tysięcy kibiców wiedzieliśmy, że nie możemy ich zawieść. Człowiek myślał tylko o jednym: że trzeba harować na całym boisku do utraty tchu - wspomina Banaś.

Kibice ze Śląska docierali do Chorzowa w różny sposób, samochód był wtedy jeszcze luksusem. Uruchomiono więc dodatkowe tramwaje i autobusy, a i tak tłok w nich był ogromny. Oblężone były nie tylko ich wnętrza, ale także stopnie. Nikt nie zważał na bezpieczeństwo. Najważniejsze było to, aby dostać się na stadion, a potem zedrzeć gardło. Nie było takich warunków do oglądania spotkań, jakie są teraz na naszych nowoczesnych stadionach. Twarde ławki, ścisk między rzędami dawały się we znaki. Wiele osób straciło... guziki.

Za kiełbaską czy napojem trzeba było długo stać w kolejce, ale kibice zaopatrzeni byli we własną "wałówkę", a wielu w mocne napoje pobudzające do żywiołowego dopingowania, ale bez agresji czy klubowych animozji. W tym wyjątkowym miejscu i tak wyjątkowym czasie wszyscy tworzyli jedną wielką rodzinę kibiców. Za to złote żniwa już po meczu zaliczyli zbieracze butelek.

Czas na powtórkę

Ojcem tego historycznego zwycięstwa był legendarny trener Kazimierz Górski. Dla ówczesnych zawodników pan Kazimierz był nie tylko szkoleniowcem, ale i zwyczajnie opiekunem.

- Traktowaliśmy go jak ojca. Mówił nam, że nikogo nie należy się bać. To była nasza dewiza - zapewnia Banaś.

Dziś Kazimierza Górskiego już nie ma. Dziś wieczorem nasi piłkarze znów wyjdą na murawę z Anglikami, tym razem na Stadionie Narodowym w Warszawie. Czy prawie 55 tysięcy kibiców potrafi stworzyć taką atmosferę, jaka panowała 39 lat temu na Stadionie Śląskim?

- Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Kibice jeżeli zdecydują się pójść na stadion, to muszą być świadomi tego, że na ich wsparcie, i to mocne, liczą piłkarze. I w zamian za ten doping muszą być gotowi, tak jak my wtedy, na twardą walkę od pierwszej do ostatniej minuty - kończy opowieść Jan Banaś, który wierzy, że historia zatoczy koło.


*Wypadek w Kozach. 20-latka zażyła amfetaminę i zabiła na przejściu dla pieszych dwóch chłopców ZDJĘCIA I WIDEO
*Budowa dworca w Katowicach: Hala, perony ZDJĘCIA i WIDEO
*Przewozy Regionalne umierają w woj. śląskim [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo