18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Kozach: Patryk i Konrad zginęli. Feralne przejście [REPORTAŻ]

Jacek Drost
Ile kroków dzieliło Patryka i Konrada, którzy 10 października znaleźli się na przejściu dla pieszych w Kozach, od tego, by byli wśród żywych? Jeden czy pięć? Dla mieszkańców Kóz nie ma to teraz żadnego znaczenia, bo wiedzą, że tego kroku zabrakło, że nie da się cofnąć czasu i nie da się przejść obok takiej tragedii obojętnie. Pisze Jacek Drost

Kiedy wnosili te dwie małe białe trumny do kaplicy, ogarnęło mnie takie przerażenie... Myślałem, że mi serce pęknie - zwierza się kozianin Krzysztof Rydzyk, który od siedmiu lat pracuje w zakładzie pogrzebowym. Kawał chłopa - niejedno widział, w niejednym pochówku brał udział, niejeden grób wykopał, ale sobotniego pogrzebu Patryka i Konrada, chłopców, którzy zostawili życie na przejściu dla pieszych w Kozach-Gajach, nigdy nie zapomni. Rydzyk na chwilę milknie, przełyka ślinę, wzdycha: - No, ciężko jest... To nie jest takie proste... Zwłaszcza, kiedy umierają dzieci...

MARSZ MILCZENIA W BIELSKU-BIAŁEJ PO WYPADKU W KOZACH - ZOBACZ ZDJĘCIA

Niby zwykły dzień w Gajach

Środa, 10 października. W Gajach, przysiółku Kóz, świeci słońce, temperatura w plusie. Rzeka samochodów ciągnie jednym i drugim pasem Drogi Krajowej nr 52, prowadzącej na Kraków i w stronę Bielska-Białej. Na stacji benzynowej Lukoil zatrzymują się auta. Kierowcy tankują i odjeżdżają. W pobliżu robotnicy rozkopują ziemię. Naprzeciwko stacji czynny jest serwis opon. Ruch jak co dzień. Tuż obok serwisu płynie potok Leśniówka. I jest jeszcze przejście - kilka poprzecznych białych pasów, dwa znaki drogowe po obu stronach jezdni ostrzegają przed pieszymi, z jednej strony DK 52 chodnik, z drugiej - wąskie i strome pobocze. Przed dwoma laty ginie na tym przejściu 77-letnia kobieta.

- Mieszkała w tamtym domu, zaraz przy tym paskudnym przejściu - mówi kilka dni później ko-zianin Piotr Suski.
Jej śmierć sprawia, że mieszkańcy zaczynają upominać się o zabezpieczenie przejścia, bo wypadków w tym miejscu jest już kilka. Coś tam się robi. Ale w sumie niewiele. Sprawa utyka gdzieś na linii: Urząd Gminy - Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. W słoneczną, jesienną środę nikt o śmierci 77-latki raczej już nie pamięta. Do czasu...

Dom był po drugiej stronie drogi

Patryk i Konrad mieszkają w Gajach niedaleko siebie. Jeden nieco okrągły, drugi szczuplutki. Czwartoklasiści. Chodzą do tej samej szkoły. Podstawówki im. Stanisława Staszica, oddalonej od Gajów o jakieś dwa kilometry. Kumplują się od małego. Interesują się sportem, zwłaszcza piłkę lubią kopać. Jak to chłopcy w wieku 10 czy 11 lat.

Wczesnym popołudniem w Gajach toczy się jeszcze normalne życie. Chłopcy wracają ze szkoły. Do pokonania mają przejście przy Leśniówce, stąd już tylko kawałek od serwisu opon, w którym pracuje ojciec jednego z nich. Niebawem powinni być w domu. Dochodzi godz. 14. Od strony Kęt jedzie biały peugeot partner. Kieruje nim 20-latka z Mesznej, niewielkiej podbielskiej wioski. Prawo jazdy ma od roku. Do domu pozostaje jej jeszcze jakieś 12 kilometrów.

W Gajach odcinek DK nr 52 jest prosty, teren zabudowany, widoczność dobra - świeci jesienne, wczesnopopołudniowe słońce. Mimo ograniczenia prędkości, samochody zazwyczaj jadą tu szybciej - 60, niektóre 70 km na godz.

Peugeot mija stację benzyno-wą, przystanek autobusowy, serwis opon i... I wtedy są już tylko te ułamki sekund i przejście, na którym są Patryk z Konradem.

Widok dziecka we wstecznym lusterku

W środę po południu Gaje są w szoku. Lekarze walczą o życie 11-latka, ale dwugodzinna reanimacja kończy się niepowodzeniem. 10-latek umiera kilka godzin później w bielskim szpitalu.

Informacja o potrąceniu dzieci na przejściu w Gajach obiega Kozy i całą Polskę z prędkością światła. Być może z taką samą, jak tamta informacja o tragedii z czerwca 1997 roku, kiedy to kozianom przyszło zmierzyć się z nagłą śmiercią dwóch braci. Fakt - inny czas, inni ludzie, inne okoliczności: w letni wieczór mężczyzna zabił z dubeltówki w obronie własnej dwóch nastoletnich braci, którzy próbowali zdemolować mu tawernę. Kozianie bardzo to przeżywają. Mimo że od tamtego czasu minęło 15 lat, tamta tragedia nadal w nich siedzi.

A teraz dochodzi kolejna - niezrozumiała i niesprawiedliwa śmierć dwóch niewinnych chłopców na przejściu w Gajach. Porusza wszystkich, bez wyjątku. Robotnicy, od których policjanci próbują wydobyć zeznania, mają łzy w oczach. Głos grzęźnie im w gardłach. Ciężko cokolwiek od nich wyciągnąć. Prędko tego nie zapomną.

Sylwia Fedorowicz, krewna jednego z chłopców, też nigdy nie wymaże z pamięci środowego popołudnia: kończy pracę w sklepie, kiedy Patryk i Konrad przechodzą obok niej. Później widzi ich, jak stoją na przejściu. - Wsiadłam do samochodu, ruszyłam i wtedy kątem oka zobaczyłam rozbite auto, a w lusterku wstecznym dziecko leżące na drodze... - opowiada ze łzami w oczach.

Teresa Stawarz, babcia jedne-go z chłopców, w dzień po wypad-ku zapala znicze na miejscu tragedii. Na jej twarzy wielkie cierpienie.

- Nie mogę mówić. To tak boli. Proszę wybaczyć... - ociera łzy płynące po policzkach.

Ta tragedia przerasta was, przerasta mnie

W sobotę 13 października w Kozach świeci słońce. Przed kościołem św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza zbiera się tłum. Na pół godziny przed rozpoczęciem mszy świątynia jest niemal wypełniona po brzegi - dorośli i dzieci, delegacja szkoły ze sztandarem, uczniowie klasy, do której chodzili Konrad i Patryk, a nawet delegacja szkółki piłkarskiej, na której zajęcia chodził pierwszy z chłopców. Niemal każdy trzyma biały kwiat: różę, lilię lub zrobiony z nich wieniec. Tylu ludzi na pogrzebie jeszcze nigdy w Kozach nikt nie widział.

Przed godz. 15 pojawia się karawan - wśród zebranych poczucie smutku, cierpienia i bezsilności. Dwie małe białe trumny zostają wniesione do kościoła. Za trumnami rodzice i rodzeństwo zmarłych. W rękach trzymają zdjęcia chłopców. Przejmujący widok. Niektórzy przykładają chusteczki do oczu, wiele osób nie kryje łez.

- Ta tragedia, która nas tu dziś gromadzi, przerasta was, przerasta mnie. Nie ma takich słów, które są w stanie oddać to, co czujemy. Stoją tu z lękiem, bo wiem, że rozum ludzki wobec tajemnicy tak tragicznej śmierci jest bezradny - mówi w kazaniu ks. Krzysztof Kurnik, który wraz z ks. Rafaelem Gwizdoniem i ks. Markiem Łapczyńskim koncelebruje mszę pogrzebową. Ale podkreśla, że o ile rozum jest bezradny, o tyle serce, jeśli jest przeniknięte wiarą, "w ciemnoś-ci tej śmierci jest w stanie poczuć blask nadziei, którą daje Jezus". Na koniec kazania, nawiązując do tragedii, zwraca się z prośbą do wszystkich: - Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Bo jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą. Łatwo jest osądzać, ferować wyroki. Ale to nie jest nasza rola, tylko Bóg ma do tego prawo. On jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze - kończy.

Ceremonia pogrzebowa dobiega końca, ale ludzie długo nie mogą rozejść się do domów. Mija jakaś godzina, nim cmentarz pustoszeje.

Kozy sześć dni po tragedii

Wtorek, 16 października. To szósty dzień po tragedii. W Kozach pada deszcz. Szkołę, do której chodzili Patryk i Konrad, widać już z DK 52. Socrealistyczny budynek w pastelowych kolorach. Przed szkołą kilka samochodów. Trwają lekcje. Drzwi do placówki zamknięte. Przez szybę widać pustą dyżurkę. Po chwili pojawia się zarys postaci. Pukam w szybę. Otwiera około 50-letni mężczyzna z podpuchniętymi oczami. Przedstawiam się i pytam, czy mogę porozmawiać z dyrektorką.

- Pani dyrektor nie będzie rozmawiać. Proszę wybaczyć... - mówi łamiącym się głosem woźny. Widać, że ostatnie dni kosztowały go sporo nerwów. Zamyka drzwi.

Kobieta w średnim wieku, spotkana przy schodach do placówki mówi, że pracuje w szkole, znała chłopców i prosi, żebym dał im spokój. - Jesteśmy za blisko tego wszystkiego. Niech pan idzie na cmentarz. Tam są ich groby. Ludzie cały czas przychodzą - ucina rozmowę.

Feliks Porębski, mieszkaniec Kóz: - Mieli życie przed sobą... Strasznie to przeżywamy. Tego nie da się opowiedzieć... - zacina się Porębski.

Mimo deszczu, na cmentarzu kilka osób pochyla się nad grobami swoich bliskich. Do chłopców trzeba iść długą alejką, aż na sam koniec nekropolii. Ich gro-by widać już daleka. Oba toną w wieńcach i wiązankach białych kwiatów. Z kolorowych zdjęć spoglądają Patryk i Konrad. W ciszy słychać syk kropli deszczu, spadających na palące się znicze.

- Życia im się nie wróci - mówi z namysłem Krzysztof Rydzyk, pracownik zakładu pogrzebowego, którego spotykam w drewnianej szopce na drugim końcu cmentarza. Obok niego, po drugiej stronie stolika, siedzi Grzegorz Honkisz. Wzdycha ciężko: - Na taką tragedię ludzie nie byli przygotowani. Ciężka sprawa... - ucina.

Rydzyk wyrzuca z siebie: - Pracujemy w zakładzie pogrzebowym. Na co dzień mamy do czynienia z pochówkiem, ale uczestniczyliśmy w pogrzebie tych chłopców i to była trauma. Operacja na psychice. Bo kiedy umiera osoba starsza i schorowana, to jest trochę inaczej. A jak giną chłopaki, przed którymi było całe życie, to trudno to ogarnąć.

Strach przejść przez przejście

Na przystanku w Gajach Piotr Suski czeka na autobus w kierunku Bielska. Nieopodal w ziemię wbite dwa krzyże. Palą się znicze. Dużo zniczy.

- Od wypadku minęło kilka dni, a o niczym innym się tu nie rozmawia. Ale to wina tego przejścia. Może teraz coś z nim zrobią - zastanawia się Suski i dodaje, że przez feralne przejście przechodzi od lat, ale w sobotę po raz pierwszy zaczął się zwyczajnie bać.

W głosie Marka Pruskiego z katowickiego Oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych Autostrad słychać irytację, kiedy wypowiada się na temat przejścia w Gajach. Uważa, że nie jest gorzej oznaczone od innych przejść w regionie, a do tragedii przyczynił się nie stan infrastruktury, tylko "czynnik ludzki". - Będziemy analizowali sytuację - mówi Pruski.

Epilog, czyli zniszczone życie kilku osób

Kiedy kozianie przygotowują się do pogrzebu chłopców, w bielskiej prokuraturze trwają przesłuchiwania 20-latki z Mesznej. W jej organizmie wykryto pew-ną ilość amfetaminy. Kobieta przyznaje się do zażycia narkotyku. Mówi też, że nie zdążyła zahamować, bo oślepiło ją słoń-ce, a chłopcy wbiegli na jezdnię. Śledztwo jest w toku.

- Strach myśleć o tych chłopcach. Strach myśleć o tej kobiecie, która w nich wjechała. Zniszczyła nie tylko swoje życie, ale też kilku innych osób - mówi Karolina Góra z Andrychowa, pośpiesznie mijając palące się na przystanku w Gajach znicze. Najchętniej zapomniałaby o środzie 10 października. Nie potrafi.


*Wypadek w Kozach. 20-latka zażyła amfetaminę i zabiła na przejściu dla pieszych dwóch chłopców ZDJĘCIA I WIDEO
*Budowa dworca w Katowicach: Hala, perony ZDJĘCIA i WIDEO
*Przewozy Regionalne umierają w woj. śląskim [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wypadek w Kozach: Patryk i Konrad zginęli. Feralne przejście [REPORTAŻ] - Dziennik Zachodni