Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Maciejewski: Leczenie raka to przejście przez golgotę. Innej drogi nie ma

Prof. Bogusław Maciejewski
W miarę upływu lat i coraz dokładniejszego poznania genomu człowieka mogę powiedzieć tylko tyle, że coraz mniej wiemy o nowotworach. Każdy jest inny - mówił prof. dr hab. n. med. Bogusław Maciejewski, onkolog, dyrektor Centrum Onkologii - Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Gliwicach, podczas 195. Spotkań Medycznych im. Krystyny Bochenek. Rozmawiają z nim Maria Zawała i Anna Sojka.

CZYTAJ KONIECZNIE:
Spotkania medyczne CZYTAJ I ZOBACZ TUTAJ

Na nowotwory umierają sławni i bogaci, tak jak i zwykli ludzie. Co to za straszna choroba, że wszyscy musimy czuć przed rakiem respekt? 
Odkąd weszliśmy w ogromny obszar wiedzy na temat medycyny biomolekularnej, nasz optymizm stępiał. Tak między Bogiem a prawdą my coraz mniej wiemy o nowotworach.
Zawiaduje nimi ok. 2000 genów. W tej chwili wiemy, że każdy nowotwór złośliwy jest jak linie papilarne człowieka - każdy jest inny. Jeśli mamy do czynienia z dwoma kobietami, które mają ten sam typ histologiczny raka piersi i guz jest tej samej wielkości - 2 cm, i nie ma przerzutów w węzłach chłonnych, to w rzeczywistości analizujemy dwa różne nowotwory. Każdego trzeba inaczej leczyć. Zmierzamy do tego, by indywidualizować leczenie. Jeśli bowiem weźmiemy dwie kobiety o tym samym stopniu zaawansowania nowotworu, to u jednej wystarczy leczenie oszczędzające, a więc wycięcie guza i ewentualnie radioterapia, a u drugiej jakiekolwiek leczenie miejscowe nie przyniesie żadnego skutku, co więcej, dojdzie do bardzo szybkich przerzutów i ona umrze. Z założenia taka chora wymaga więc najpierw agresywnego leczenia - chemio- i radioterapii, poprzedzającej leczenie chirurgiczne. Często balansujemy więc na ostrzu noża, bo z jednej strony chcemy choremu stworzyć jak największe szanse wyleczenia, z drugiej, by to osiągnąć, wiemy, że leczenie musi być wyjątkowo agresywne. Narażamy chorych na przejście przez golgotę, ale im ta golgota będzie większa, tym szanse wyleczenia wyższe.

Skąd wiedzieć, kiedy organizm się załamie i powie dość, pasuję?
Trudno to przewidzieć. Widziałem ludzi, którym sam nie dawałem żadnych szans, którzy przeszli piekło, a jednak przeżyli i wyzdrowieli.

Czy rak to wyrok?
Często spotykam się z takim stwierdzeniem, że nie ma co walczyć. Okres zwątpienia przechodzi w gniew, pojawia się pytanie "dlaczego ja?". Ale na to jest jedna odpowiedź, "a dlaczego nie". Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, że nagle jedna komórka wariuje i zaczyna być komórką nowotworową. Wiemy, że w naszym organizmie z okresu płodowego pozostają komórki macierzyste, które zachowują w sobie pełną pamięć genetyczną. W normalnym organizmie, jak komórki odnawiają się przez podział, to jak jedna umiera, w jej miejsce pozostaje druga. W wypadku nowotworu dwie dzielą się na cztery, cztery na osiem itd. Myśleliśmy, że to same komórki nowotworowe. Teraz okazuje się, że nie. Są w nich ukryci szpiedzy, komórki macierzyste, które mają pamięć genetyczną, są oporne na leczenie i ukryte. Nie wiemy, gdzie są zlokalizowane. Często znajdują sobie miejsce poza głównym guzem Czasem myślimy, że wycięliśmy guza, napromienili i będzie dobrze, podczas gdy w rzeczywistości te komórki macierzyste-szpiedzy śmieją się, bo siedzą poza obszarem napromieniania i znów zaatakują.

Nie można ich znaleźć i zabić?
To trudne. Można je wykryć pośrednio poprzez tzw. znakowane ciała monoklonalne, które są ogniskowane przeciw receptorom tych komórek, ale nie można ich zobaczyć. Nie wiemy, jak wyglądają.

Czyli nici z jednego cudownego leku na raka. Ludzkość nie ma na to szans?
Na podstawie dzisiejszej wiedzy można powiedzieć, że to niemożliwe. Ale w medycynie nie istnieją słowa "zawsze" i "nigdy" oraz "tak" lub "nie". Nie brakuje opinii, że może rak to banalna choroba, tylko my tak komplikujemy szukanie na nią panaceum, że nie dostrzegamy jej prostoty, a rozwiązanie mamy pod nosem. Ale może być i tak, że jest to tak złożona choroba, coś w rodzaju skarania boskiego, które służy do równoważenia ludzkiej populacji.
Kto jest na nowotwory najbardziej narażony. Wiemy, że decydują o nich względy genetyczne, ale na niektóre pracujemy sami, np. paląc papierosy, albo narażamy się przebywając w skażonym środowisku, źle się odżywiamy.
Oczywiście, że istnieje związek pomiędzy czynnikami rakotwórczymi a chorobą nowotworową, ale to tylko związek statystyczny. Długi czas sądziliśmy, że palenie papierosów ma bezpośredni wpływ na raka płuca. Któregoś roku wykonaliśmy badania, po których nie mogliśmy zrozumieć, dlaczegow pewnych populacjach na Śląsku istnieje większa zachorowalność na raka płuca niż gdzie indziej, choć i w jednej, i w drugiej grupie wskaźnik palaczy był porównywalny. Aż odkryliśmy, że najwięcej chorych było w tych rodzinach palaczy, w których domach były piece węglowe. Okazało się, że dym z pieca plus dym z papierosa zwiększały zachorowalność, stając się rakotwórczą trucizną. Generalnie wszystko może być dla człowieka groźne, ale nie można dać się zwariować, popaść w histerię i chodzić po ulicy w maskach, jak Japończycy. Uważam, że życie jest po to, by z niego pełną piersią korzystać, oczywiście w sposób rozsądny, bo i tak nie wiemy, co nam Bóg zapisał.

Ale możemy trochę temu Bogu w planach pomagać albo przeszkadzać.
Społeczeństwo jest przekonane, że od dbania o zdrowie są lekarze, a to nieprawda. Lekarze są od leczenia chorób. Nasze zdrowie jest w naszych rękach. Nikt lepiej o nie zadba. Tymczasem ludzie mając możliwości dbania o zdrowie, wcale tego nie robią. Od kilku lat istnieje program profilaktyczny wczesnego wykrywania raka piersi. I mimo że badania są dostępne i bezpłatne, skorzystało z nich do tej pory tylko 35 proc. kobiet. Reszta swoje zdrowie olewa, bo nie ma obowiązku się badać. To samo dotyczy oznaczania antygenu raka jajnika u kobiet, który przebiega w sposób utajony i ujawnia się dopiero w zaawansowanej, trudnej do leczenia formie. Podobnie jak antygen raka prostaty u mężczyzn. Wczesne badania pozwalają na wykrycie zmian i uniknięcie zagrożenia. Postulowałem do ministra zdrowia, by jednak dać sobie spokój z darmowymi badaniami profilaktycznymi, skoro pacjenci mają je w nosie. W USA, Danii i Szwecji już to zrobiono, wykazując, że badanie piersi przez lekarzy pierwszego kontaktu daje taki sam poziom wykrycia raka jak badania screeningowe. Jestem też za tym, by było jak w innych krajach: jak pacjenci nie robią obowiązkowych badań, to gdy zachorują, trafiają na koniec kolejki do leczenia, bo nie dbali o zdrowie.

Jak wygląda dziś leczenie nowotworów w Polsce?
Jeszcze 10 lat temu, jeśli chodzi o radioterapię, byliśmy w ogonie. Teraz, dzięki temu, że zainwestowano w nowoczesną aparaturę, jesteśmy w europejskiej czołówce. Na pewno tak jest w Gliwicach. Mamy zresztą na Śląsku najlepszą pozycję w kraju, bo jeden przyspieszacz liniowy przypada u nas na 270 tysięcy mieszkańców, a norma europejska wynosi 300 tysięcy. Mamy tu też sensownie rozlokowane ośrodki, które poza Gliwicami znajdują się w Bielsku-Białej, Częstochowie i Katowicach, a teraz tworzy się satelitarny ośrodek dla Zagłębia. Uważam, że nasz region pod względem onkologii, kardiologii, kardiochirurgii, neurologii i neurochirurgii bije warszawkę na głowę. To do nas jeździ się na leczenie ze stolicy. Nie jesteśmy w stanie zapanować nad wszystkimi nowotworami, chociażby ze względu na system kontraktowania z NFZ, ale świetnie wyszkoleni lekarze to dobrodziejstwo Śląska.

Czy Śląsk specjalizuje się w leczeniu jakiejś grupy nowotworów?
Jesteśmy na światowym szczycie, jeśli chodzi o chirurgię rekonstrukcyjną mikronaczy-niową, skojarzoną z radioterapią nowotworów głowy i szyi. To skok pokoleniowy z 15 proc. przeżyć trzyletnich, do ponad 80 proc. wyleczeń trzyletnich. To efekt determinacji i szaleństwa kilku młodych chirurgów, którzy mieli szczęście szkolić się w najlepszych ośrodkach USA i Kanady, i mają dość sił, by po 12-14 godzin stać za stołem operacyjnym i sekunda po sekundzie, milimetr po milimetrze, odtwarzać np. dolną część twarzy. Teraz przygotowują się do przeszczepu twarzy. To żmudna operacja, z udziałem co najmniej 69 specjalistów różnych dyscyplin. Niewiele jest też w Europie placówek, które na takim poziomie jak u nas podejmują się terapii glejaków wielopostaciowych. A my mamy linię światłowodową z kliniką prof. Majchrzaka w Szpitalu św. Barbary w Sosnowcu, ponieważ prof. Majchrzak to najlepszy neurochirurg w Polsce, jeśli chodzi o guzy mózgu. Diagnostykę prowadzimy w Gliwicach, a trójwymiarowe obrazowanie w czasie rzeczywistym przesyłane jest na salę operacyjną, gdzie profesor operuje, a każde jego cięcie obserwujemy w Gliwicach. Nie poprawimy wyników leczenia glejaka wielopostaciowego, bo nikt na świecie tego nie potrafi, ale chorzy po leczeniu operacyjnym w Sosnowcu przyjeżdżają do Gliwic na radioterapię o własnych siłach - widzą, mówią i słyszą.
Idealnie by było, gdyby cała terapia odbywała się w jednym miejscu.
Z jednej strony tak, bo to wymóg współczesnej onkologii, by chory od początku do końca wiedział, jak i przez kogo będzie leczony. Ale o tym musi zadecydować nie jeden lekarz, ale zespół specjalistów. Minęły czasy, gdy szło się do chirurga, on wycinał guza, a potem, jak nie pomogło, kierował na radio- albo chemioterapię. Dziś tak się już nie leczy.

Oj, nie dałybyśmy za to głowy, profesorze.
No tak, wiem, ale to wina systemu. Toczę w Ministerstwie Zdrowia walkę o to, by NFZ kontraktował w onkologii pakiety świadczeń, a nie pojedyncze procedury. By nie marnować pieniędzy na tych, co się na leczeniu nie znają. Państwu trudno takich odróżnić, bo jak wam stanie przed oczyma dwóch lekarzy, tak samo przystojnych, w takich samych wykrochmalonych białych fartuchach, eleganckich pod krawatami, to jak poznać, który jest dobry, a który nic nie umie? To musi weryfikować system. Certyfikaty jakości. W Polsce nie brak wielu wielodyscyplinarnych ośrodków do leczenia nowotworów, choć naturalnie to co mówię nie znaczy, że doświadczony chirurg nie może wyciąć guza piersi. Może, jeśli pacjentka została odpowiednio zdiagnozowana przez zespół specjalistów. Czarna dziura w polskim systemie to przede wszystkim brak kontaktów między specjalistami a lekarzami pierwszego kontaktu. Do onkologa nie trzeba skierowania, ale lekarz rodzinny ogranicza się tylko do tego, by pacjentowi powiedzieć, niech pan do onkologa idzie, ale nie mówi, do którego. I pacjent może trafić do ośrodka bez referencji onkologicznych. Usłyszy potem po operacji, że np. nie musi się spieszyć z radioterapią, że ma na jej zaczęcie 3 miesiące. Bzdura. Tak leczono 40 lat temu. Teraz naświetla się natychmiast po zabiegu, dlatego najpierw trzeba mieć wyznaczony termin radioterapii, a dopiero potem operacji.

Za leczenie onkologiczne chcą się w kraju brać także prywatne podmioty medyczne. To dobrze?
W naszym kraju komercyjna służba zdrowia zaczyna się mnożyć, ale nie ulegajcie państwo złudzeniu, że jak ktoś ma wykrochmalony fartuch i wy-malowany szpital, to zawsze zaoferuje wam wyższą jakość usług. To są placówki nastawione na biznes, biorą tylko najprostsze przypadki, bez powikłań. Tymczasem strumień pieniędzy z NFZ płynie do nich coraz większy. Nie powinno tak być. Pieniądze płacone na ZUS powinny trafiać tylko do publicznych placówek.

Czy pacjent, który zjawi się z ulicy w gliwickim instytucie, zostanie od razu przyjęty?
Każdy człowiek może wejść i powiedzieć, że niepokoi go jakiś guzek i będzie przyjęty i zbadany przez specjalistę. Nie będę jednak mówił, że jest idealnie, bo system jest, jaki jest. Jeśli mam oceniać lekarzy, to powiem, że i wśród nich też są czarne owce. Choć ten zawód wymaga bardzo głęboko zakorzenionej etyki i moralności, to jest jak jest. Jednak to margines. Większość pracuje jak doktor Judym. W Gliwicach codziennie przyjmujemy średnio 1300 chorych. Lekarze siedzą do ostatniego człowieka. Ale przy ta-kich ilościach na pewno nie poświęcają pacjentowi tyle czasu, ile by chcieli.

Ale chory na raka potrzebuje rozmowy.
Tak, pacjent onkologiczny oczekuje od lekarza, że ten będzie przyjacielski, a w rzeczywistości staje przed białym fartuchem i widzi, jaka jest między nimi intelektualna przepaść, bo lekarz ma wiedzę, a pacjent nie. Pojawia się przy tym pytanie, czy chorym na raka należy mówić całą prawdę. W swoim życiu spotkałem tylko trzech pacjentów, którzy tego chcieli. Większość tylko tak mówi, ale chce usłyszeć, że wyzdrowieją. Zapytałem kiedyś mojego nauczyciela, kiedy można człowiekowi powiedzieć, że umrze. Tylko wtedy, odpowiedział, jeśli ma pan wiedzę, że proponuje pan mu metodę leczenia, a on się na nią nie zgadza. I nie zgadzając się, skazuje się na śmierć. Nie mówimy też, że na pewno kogoś wyleczymy. Tylko znachorzy i uzdrowiciele są w stanie tak powiedzieć.

To jak to jest z tą medycyną alternatywną, uzdrowicielami, bioterapeutami. Potrafią wyleczyć raka kadzidełkami, przykładaniem rąk, magnetycznymi łóżkami?
Nie. To bazowanie nie tyle na ludzkiej naiwności, co na oczekiwaniu optymistycznej odpowiedzi, ale może ludzie nie chcą słyszeć innej. Ja oczywiście w żadne szamaństwa, które byłyby w stanie wyleczyć chorobę organiczną, komórkową, nie wierzę, ale wychodzę też z drugiego założenia, że jeśli takie działanie choremu nie szkodzi, nie warunkuje zaprzestania podstawowego leczenia onkologicznego, a tylko poprawia jego dobre samopoczucie, nie widzę przeszkód, żeby z tego korzystać. Ale nie wiedziałem żadnego chorego, który by takimi metodami został wyleczony.
Widział pan cuda? Nagłe ozdrowienia? Czy człowiek siłą umysłu potrafi się wyleczyć?
Nie. Cudów nie ma. Jest za to niewielka liczba samowyleczenia nowotworów, na co nic ani nikt nie ma wpływu. Po prostu nowotwór nagle sam ginie, nie wiemy dlaczego.

Kiedy w onkologii podejmuje się decyzję o zaprzestaniu leczenia?
To bardzo złożony problem, ale w Polsce większym jest to, że terminalnie chorych ludzi, którym nie możemy pomóc, wypisujemy do domów, zostawiamy ich w złym stanie samych sobie. Cierpią oni i ich rodziny. Winną tego stanu jest opieka hospicyjna, która w naszym kraju jest w powijakach

Mówił pan, że powinniśmy za swoje zdrowie brać odpowiedzialność, ale pewnie nie każdy to potrafi.
Jak wygląda zachowanie czujności onkologicznej przez lekarzy w Polsce?Edukacja onkologiczna lekarzy pierwszego kontaktu w Polsce jest zerowa. W dodatku oni niechętnie wypuszczają w świat swoich pacjentów, bo dostają marne ryczałtowe pieniądze, więc nie chcą, by chory poszedł do specjalisty. W tej chwili występujemy o duże pieniądze jako pilotowa grupa na Śląsku. Moją koncepcją jest stworzenie teleonkologii śląskiej, sieci, która połączy wszystkie placówki służby zdrowia z poszczególnymi centrami onkologicznymi. Poprzez te internetowe łącza lekarz pierwszego kontaktu będzie mógł się natychmiast konsultować z onkologiem, co ma robić dalej, dokąd odesłać pacjenta, jakie zlecić badania. Lekarze będą się uczyć, a pacjenci skrócą drogę do specjalistów. Mam nadzieję, że uda nam się to stworzyć do 2016 roku.

Wiele osób za wyleczenie oddałoby lekarzowi wszystko. Proponował panu ktoś za cenę życia bliskiego cały majątek?
Aż tak wiele to nie, ale im więcej tytułów przed nazwiskiem, tym grubsze zostawiano mi koperty. Kiedy mówiłem, żeby te pieniądze wpłacić na konto szpitala, żaden nie zszedł do kasy. W życiu dostałem tylko jedną łapówkę. Jak byłem młodym lekarzem, pewna starsza kobieta zastawiła mi po badaniu sześć gruszek. Smak tych klapsów pamiętam do dziś.
Rozmawiały: Maria Zawała i Anna Sojka

Centrum Onkologii w Gliwicach

Prof. dr hab. n. med. Bogusław Maciejewski, wybitny onkolog, jeden z 40 w świecie ekspertów ds. kontroli ośrodków prowadzących radioterapię, jest dyrektorem Centrum Onkologii w Gliwicach. Placówka ta należy do wiodących w Polsce ośrodków kliniczno-naukowych.

Centrum w Gliwicach leczy raka piersi, nowotwory regionu głowy i szyi, nowotwory przewodu pokarmowego, raka tarczycy, raka płuca, guzy mózgu, nowotwory kobiecych narządów rodnych, raka gruczołu krokowego (prostaty), nowotwory układu mo-czowego, nowotwory męskich narządów płciowych, ziarnicę złośliwą i chłoniaki nieziarnicze, czerniaka i raki skóry, mięsaki tkanek miękkich.

Recepta na zdrowie

Najważniejsze zalecenia dotyczące nowotworów przedstawił prof. dr hab. n. med. Bogusław Maciejewski, dyrektor Centrum Onkologii, Instytutu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Gliwicach.
1. Dbaj o swoje zdrowie sam, bo nikt tego nie zrobi lepiej.
2. Jeśli jakaś zmiana w twoim organizmie trwa dłużej niż katar, zgłoś się do odpowiedniego specjalisty.
3. Jeżeli spotka cię w ży-ciu choroba, to nie wiń za to Boga, tylko walcz z nią.
Spotkania Medyczne w Radiu Katowice w sobotę, 17 listopada o godz. 12.15.
Partnerem Spotkań jest Wydział Opieki Zdrowotnej Uniwersytetu Śląskiego.
Kolejne Spotkania 11 grudnia br.


*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Wszystkie barwy Niepodległości w obiektywach reporterów Dziennika Zachodniego ZDJĘCIA
*Euforia na koncercie Kultu w Spodku [ZDJĘCIA i WIDEO]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prof. Maciejewski: Leczenie raka to przejście przez golgotę. Innej drogi nie ma - Dziennik Zachodni