Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Laureaci "Po naszymu, czyli po śląsku" u Ślązaków w Ameryce

Teresa Semik
Ubiegłoroczni finaliści konkursu pojechali w nagrodę do Ślązaków w Teksasie
Ubiegłoroczni finaliści konkursu pojechali w nagrodę do Ślązaków w Teksasie arc.
Henryk Konsek z Gotartowic, Ślązak Roku 1994, dostał w nagrodę malucha i oznajmił uradowany, że życie zaczyna się dopiero po siedemdziesiątce. Od kilku lat laureaci konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku" jadą na wycieczkę do Brukseli, dokąd zaprasza ich eurodeputowany Jan Olbrycht. Ubiegłoroczni zwycięzcy pojechali do USA - pisze Teresa Semik

Ameryka. To była przygoda mojego życia - powtarza Otylia Trojanowska ze Studzionki k. Pszczyny. Jest Ślązaczką Roku 2009. - Jeśli można dotknąć Pana Boga, to mnie się to przytrafiło, wśród Ślązaków z Teksasu.

- Konkurs "Po naszymu, czyli po śląsku" otworzył mi świat - przekonuje Edyta Koj z Żędowic na Opolszczyźnie i wylicza, że gdyby nie została Ślązaczką Roku 2004, pewnie nigdy nie byłaby w Brukseli. - Po tym sukcesie brakowało mi dni w miesiącu; występy w szkołach, zakładach pracy, świetlicach, nie umiem tego zliczyć. Jak przyjdzie mi iść do świętego Piotra, to pójdę z lekkim sercem. Nie zmarnowałam swojego czasu.

Zaproszenie do Ameryki było zaskoczeniem dla wszystkich, a przyszło od ks. prałata Franciszka Kurzaja, duszpasterza Ślązaków w Teksasie w USA.

- Tak wysoko nigdy nie mierzyłam - mówiła Edyta Koj przed konkursem. - Jestem tylko sprzątaczką w szkole. Nie chcę udawać nikogo innego.

Jurorzy w kłopocie

Rok temu w konkursie "Po naszymu, czyli po śląsku" rywalizowali ze sobą zwycięzcy minionego dziesięciolecia. To był finał nad finałami. Na scenie w ostatnim starciu, obok Otylii Trojanowskiej i Edyty Koj, stanęła także Łucja Dusek z Jaworzynki w Beskidzie Śląskim - Wiceślązaczka 2009 oraz Norbert Klosa z Rudy Śląskiej - Ślązak Roku 2007. Pierwszy raz jury pod przewodnictwem prof. Jana Miodka nie potrafiło dojść do zgody, kto powinien wygrać, a nagroda była jedna - wyjazd do USA. Na szczęście jurorów wybawili z opałów sponsorzy i pierwsza nagroda była ex aequo. Ślązaczką nad Ślązaczkami 2011 roku zostały: Edyta Koj i Łucja Dusek. Charyzmatyczny ks. prałat Kurzaj wszedł na scenę, by uściskać laureatki. Spojrzał spod kowbojskiego kapelusza na Trojanowską i Klosę, a po chwili rozbrajająco zakomunikował, że zabiera ich wszystkich do tej Ameryki, wraz z osobami towarzyszącymi.

- U mnie placu jest dużo - przekonywał. - To jest dla mnie zaszczyt, że wy przyjedziecie do mnie.

Od 1984 roku ks. Kurzaj przywozi do Polski potomków Ślązaków, którzy spod Toszka i Góry św. Anny wyruszyli w drugiej połowie XIX wieku za ocean szukać lepszego życia.

Jadą wszyscy finaliści

Laureaci "Po naszymu..." wyruszyli w maju br. Łucja Dusek zabrała ze sobą biały obrus haftowany koniakowskimi krzyżykami. - W prezencie dla księdza Kurzaja - wyjaśnia. Sama haftowała, bo to kobieta renesansu - tańczy, śpiewa pięknym białym głosem, działa w Macierzy Ziemi Cieszyńskiej.

Przed odlotem porzykali na lotnisku w Warszawie.
- Człowiek nie może wiedzieć, że jak wyjdzie z domu, to do niego trafi - mówi Otylia Trojanowska. Do Ameryki zabrała męża. Norbert Klosa jechał z córką. Pierwszy raz samolotem i to taki szmat drogi. Najpierw był Nowy Jork.

- Przytłoczył mnie swoim ogromem, a na miejscu zawalonych wież World Trade Center poleciały mi z oczu płaczki - przypomina Klosa. Po czterech dniach lądowali w Teksasie. Na lotnisku czekały na nich pickupy i nimi ruszyli dalej.

Pierwsi Ślązacy tutaj zdobywali Dziki Zachód. W 1854 roku, gdzieś na prerii pod dębem uczestniczyli w pierwszej mszy wigilijnej na obczyźnie. Potem tę miejscowość nazwali Panna Maria. Ale preria nie okazała się krainą z ich marzeń o lepszym życiu. Na totalnym pustkowiu w Teksasie przywitały ich tylko grzechotniki. Nazwali je po swojemu -"szczyrkowy". Osiedlili się w miejscu odludnym, wręcz dziewiczym. Przez długi czas nie mieli kontaktu z ludnością anglojęzyczną i to pomogło im zachować mowę ojców. Długie lata żyli i pracowali w swoim mikrokosmosie.

- Ależ to piękna, archaiczna godka śląska - zachwyca się ich mową Łucja Dusek, etnograf. Wielu teksańskich Ślązaków nigdy nie było w Polsce, ale miłość przekazana do Śląska wciąż w nich się tli.

Gdy Ślązacy-laureaci dotarli do Panny Marii, był sakramencki upał. Choć trochę odczuli, jak osadnikom było ciężko. Po paru dniach zorientowali się, że tylko oni paradują w upale w sandałach. Miejscowi zakładają pełne buty. Dla bezpieczeństwa.
Otylia Trojanowska zabrała ze sobą śląski strój. Tak wystrojona napotkała Amerykanki.

- Jak umiałam, tak tłumaczyłam, że my som u father Franka, folk group z Polski. I wszystko zrozumiały. Zrobiły sobie ze mną zdjęcie - przypomina. - Częstowaliśmy je polskimi krówkami, bo oni lubią te nasze bombony.

Pierwsi emigranci od Moczygembów

Leopold Moczygemba, franciszkanin, który ściągnął do Teksasu pierwszych Ślązaków, urodził się w Wielkiej Płużnicy koło Toszka. Studiował we Włoszech i tam został wyświęcony na księdza. Potem pracował w Bawarii i stamtąd w 1852 roku oddelegowano go do Teksasu, by opiekował się bawarską emigracją. Dwa lata później sprowadził pierwszych emigrantów ze Śląska, w tym trzech swoich braci. Ks. Moczygemba spodziewał się swoich krewnych, kilku rodzin, a przybyło ich ponad sto. To on w Wigilię 1854 roku odprawił mszę pod dębem. W sąsiedztwie tego dębu w Pannie Marii zbudowano kościół. Spotykają się tu kolejne pokolenia Ślązaków.

Szukają swoich śladów

- Byliśmy w tym miejscu - przypomina rozpromieniony Norbert Klosa i dodaje: - Gdyby pani widziała ich bibliotekę. Mają w niej wszystko spisane, każdą miejscowość, w której się osiedlili, każdą rodzinę - kto z kim się ożenił, ile mieli dzieci, ile pola dokupili.

Ks. Franciszek Kurzaj wciąż przywozi ich na Śląsk, żeby mogli rekonstruować rodzinne genealogie. Chodzą po cmentarzach, kościołach, archiwach i szukają śladów swojej przeszłości. Potem wracają do Ameryki i dokumentują kolejne losy swoich dawnych bliskich. W specjalnym rejestrze internetowym w Pannie Marii jest blisko 90 tys. nazwisk pochodzących z ziemi śląskiej. Odnaleźć można w tych rejestrach ludzi zdobywających Dziki Zachód, ich dramaty i radości, ale przede wszystkim to niespożyte pragnienie bycia stąd, ze Śląska.

- Tam w Teksasie ulegamy tym samym emocjom, bo nagle, tysiące kilometrów od do-mu stają się nam jeszcze bliższe - twierdzi Łucja Dusek.

Śląscy osadnicy mieli pretensje do księdza Moczygemby, że ich tam ściągnął. Zabrane ze sobą ziarno na siew nie przyjęło się w obcej ziemi. Skutki suszy, jakie zaczęli odczuwać, spotęgowały niezadowolenie, a nawet wrogość wobec niego. Część rodzin szukała więc dalej lepszej ziemi i swojego szczęścia. Założyła kolejne osady. W ten sposób powstała Cestochova, Kos-ciuszko, Święta Jadwiga, San Antonio.

- A to, że oni godają, jest coś naturalnego. Nikt się temu nie dziwi, nie to, co u nas - przypomina Otylia Trojanowska własne doświadczenia w posługiwaniu się gwarą. - Raz po występie zaczepiła mnie pani i mówi, że jej mnie żal, bo ino godom i godom. O, przepraszam, potrafię również posługiwać się poprawną polszczyzną, ale tytuł Ślązaczki Roku do czegoś mnie zobowiązuje. Gwary trzeba słuchać sercem.

Żywy Kościół

Mieszkali w San Antonio, chodzili na msze, które celebrował ks. Franciszek Kurzaj. Zachwyceni są tym żywym Kościołem, w którym czuje się wspólnotę wiernych. Po mszy nikt tam nie pędzi od razu do domu.

- Bercik, pódź no tu ku mnie i godaj o sobie - zwracał się duchowny do Norberta Klosy, wywołując go na środek kościoła. Potem prosił do siebie kolejnych Ślązaków z Polski, by opowiadali o ziemi, z której pochodzą ludziom wciąż jej spragnionym.
Spotkali wnuka Wojciecha Korfantego - Feliksa. Uczestniczyli w uroczystości zaślubin potomków śląskich osadników i w pogrzebie.

- Zmarły był Rycerzem Kolumba, jak ja - przypomina Klosa. - I mówię na tym pogrzebie, że żegnam bratnią mi duszę z organizacji wzajemnej pomocy mężczyzn. Na pamiątkę po zmarłym otrzymałem jego płaszcz i szablę.

Wszystko jest ważne, co człowieka otacza w życiu, ale najważniejszy jest Bóg i rodzina - mówił do nich ks. Kurzaj.
- Nie musiałam jechać do Ameryki, żeby się tego dowiedzieć, bo ja to wiem - przekonuje pani Otylia. - Czasem jednak trzeba to usłyszeć od kogoś tak konkretnego, jak ks. Kurzaj, by mocniej zapadło w sercu.

Trojanowska zostawiła księdzu swój śląski strój. Wszyscy zadawali sobie pytanie, jak długo tam na prerii słychać będzie śląską mowę. Jak długo to będzie dla nich ważne? Kilka lat temu odbyła się konsekracja pierwszego biskupa, którego matka pochodziła z Moczygembów. Uroczystości odbyły się pod tym samym drewnianym krzyżem, który zabrali pierwsi osadnicy wyruszając przez Opole, Wrocław, Bremę i dalej statkiem do Zatoki Meksykańskiej. Zabrali też drewnianą sochę, która do dziś jest w Pannie Marii. - My zostawiliśmy tam cząstkę siebie - dodaje Klosa.

Finał Ślązaka Roku 2012 z Golcami

Niedziela, 25 listopada, godz. 17. Dom Muzyki i Tańca w Zabrzu.

Ślązaka Roku 2012 oraz Młodzieżowego Ślązaka Roku 2012 wybierze jury w składzie: prof. Dorota Simonides, prof. Jan Miodek i ks. prof. Jerzy Szymik. Imprezie towarzyszyć będzie wybór Honorowego Ślązaka Roku oraz występ zespołu Golec uOrkiestra.

Bilety są po 60 zł.
Półfinały, jak zawsze, dzień wcześniej w Radiu Katowice.


*Zniewalający wystrój restauracji Kryształowa Magdy Gessler ZOBACZ ZDJĘCIA i WIDEO
*Katowice mają podziemny dworzec autobusowy[ZOBACZ ZDJĘCIA I WIDEO]
*Bytomianie dziękują TVN za materiały patolgię [ZOBACZ, Z CZEGO CHCĄ BYĆ DUMNI

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Laureaci "Po naszymu, czyli po śląsku" u Ślązaków w Ameryce - Dziennik Zachodni